Nasz układ

9.6K 714 203
                                    

Zostały trzy dni do wigilii. Nie mogłam uwierzyć. Jak to się stało? Mrugnęłam i nagle był dwudziesty pierwszy grudnia. Teraz już nie tylko Natasha szalała. Każdy był na swój sposób zainfekowany wirusem świątecznym, nawet ja, co można było poznać po tym, że przedwczoraj wszystkim kupiłam prezenty. Moje pierwsze od wielu, wielu lat święta w które nie będzie mi doskwierać samotność. Rodzice zawsze traktowali mnie dobrze, ale w tym okresie raczej zajmowali się Tony'm, dając mi do towarzystwa sędziwą opiekunkę, May. Była substytutem babci, jakiej nigdy nie miałam.

Wyciągnęłam z szafki papier ozdobny i rzeczy wybrane dla współlokatorów. Wolałam zapakować je z wyprzedzeniem, żeby ktoś przypadkiem przed czasem nie odkrył co dostanie. Przeczucie, że przynajmniej dwie osoby mogą grzebać mi w pokoju nie opuszczało mnie na krok. Zręcznie pocięłam papier w odpowiedniej wielkości prostokąty i poskładałam wszystko dokładnie. Nie sprawiało mi to trudności, miałam wprawę. Co roku robiłam kilkanaście podarunków dla znajomych mi ulicznych dzieciaków ze słabą sytuacją rodzinną. Ja nie potrzebowałam pieniędzy, a zawsze cieszył mnie uśmiech na ich młodych buziach.

Podpisałam bileciki i schowałam gotowe zawiniątka za łóżko. Miałam skromną nadzieję, że każdemu spodoba się to, co dla niego wymyśliłam. Bałam się czy zdążyłam wystarczająco ich poznać.

- Wdowa chce żebyś przyszła posmakować zupę grzybową, bo twierdzi, że nie ufa mojemu osądowi- oświadczył beznamiętnie Loki, znienacka zaglądając do pomieszczenia. Chwilę wcześniej i chyba bym go zadusiła.

- Powinna liczyć się z tym, że dużo nie wniosę. Nie mam tak wybrednego podniebienia jak ty- parsknęłam, a on mi zawtórował. Podniosłam się i podążyłam z nim do windy.

Z Ponurakiem było tak, że zdarzało mu się powiedzieć mi coś miłego, a później się tego wypierać. Ja, szukając granic, niby zbiegiem okoliczności gdzieś go dotykałam przez co zamierał, jednak coraz częściej robił do tego aluzje. Zdawało się, że też z wolna widzi we mnie kogoś interesującego. Moje rozbujane emocje były spychane w ciemny kąt umysłu i przeczuwałam, że któreś z nas wreszcie wybuchnie. Problem polegał na tym, iż oboje byliśmy na to zbyt dumni.

Natasha krzątała się po kuchni w swoim czerwonym fartuchu. Wyglądała jak profesjonalna gospodyni domowa, choć była wszechstronną agentką w drużynie bohaterów. Dziwiło mnie, że Anthony nie wynajmie cateringu, póki nie zorientowałam się o zaangażowaniu rudowłosej. Nie mogła być biologiczną matką ze względu na swoją przeszłość, więc byliśmy dla niej substytutem rodziny.

- W czym Ci pomóc?- zagadnęłam, gdy nie dostrzeżono mojej obecności. Momentalnie omiotła mnie oceniającym spojrzeniem. Nawyk z pracy, moim zdaniem.

- Zupa. Smakuj- rozkazała mechanicznie, wskazując na garnek pod którym wciąż działała płyta indukcyjna. Zdjęłam pokrywę i zanurzyłam chochlę w gorącej cieczy. Wysiorbałam odrobinę, uprzednio ostrożnie chuchając. Nie chciałam oparzeń.

- Jest smaczna. Dodałabym ewentualnie szczyptę soli- ogłosiłam werdykt, odsuwając się na bezpieczną odległość. Ryzykowałam oberwaniem po głowie za sugestię doprawienia.

- Mówiłem jej to samo.- W moim uchu zabrzmiał zwodniczo spokojny głos Kłamcy. Przeszły mnie ciarki, ale nie dałam tego po sobie poznać. Jego oddech owinął się wokół mojej szyi jak modny szalik.

- Okej, możesz iść. Zawołam cię w razie czego- odprawiła mnie stanowczo Tasha. Loki chciał ruszyć za mną, lecz mocny ton Rosjanki go zatrzymał.- A ty dokąd? Jesteś tu potrzebny.

- Daj mi żyć- burknął, wyraźnie znużony byciem pomocnikiem. Zachichotałam pod nosem i ulotniłam się. Nie miałam obowiązku ratowania go z opresji.

W przypływie natchnienia ogarnęłam zamęt powstały w mojej sypialni. Poustawiałam książki i bibeloty na półce. Ubrania poukładałam i wrzuciłam do szafy, razem z walizką. Ile miała leżeć pod stołem? Na razie nigdzie się nie wybierałam. Notatnik przesunęłam na brzeg biurka, buty wsunęłam para przy parze na dno szafy, a koszulę nocną złożyłam i wcisnęłam pod poduszkę, którą wytrzepałam. Poprawiłam też prześcieradło oraz wyprostowałam kołdrę. Nareszcie jakiś ład.

Położyłam się w czystszej przestrzeni, wkładając słuchawki do uszu. Puściłam losową z ulubionych playlist i rozkoszowałam się kojącymi dźwiękami. Zamknęłam oczy i zapragnęłam gorącej kąpieli przy świecach z relaksacyjnymi olejkami. W wannie nikt by mnie nie niepokoił. Loki nie wparowałby bez uprzedzenia, żeby ciągnąć mnie do nieistotnych bzdur. Po dłuższym zastanowieniu doszłam do wniosku, że to genialna idea i zamierzam ją wcielić w życie.

Podniosłam się naprędce i wyjęłam ze schowka świeży ręcznik. Z uwagą zamknęłam drzwi łazienki na klucz - nie chciałam niepożądanych gości. Powoli się rozebrałam, pozwalając wodzie na wypełnienie śnieżnobiałej powierzchni. Wyszukałam w narożnej gablotce wspaniale pachnące płatki róż, lawendowy olejek, płyn do robienia piany, zapałki oraz kilka świeczek. Zaczęłam od tych ostatnich. Ustawiłam je na wszystkich krańcach wanny, każdą po kolei odpalając. Później wlałam nakrętkę płynu i roztrzepałam go do powstania upragnionej warstwy białego puchu. Zakręciłam kurek, dodałam nieco olejku i wsypałam dwie garści płatków. Schowałam resztę, przygasiłam światło, po czym weszłam do gotowej kąpieli, czując się jak królowa. Prawdziwy wypoczynek na który parę miesięcy temu nie mogłabym sobie pozwolić. Moje mięśnie przyjemnie się rozkurczały, roztaczając wzdłuż kręgosłupa wrażenie odzyskiwanej kontroli nad poharatanymi nerwami. Mogłabym usnąć w takich warunkach.

Nie miałam absolutnie żadnego poczucia czasu, zwłaszcza, że ten cud techniki podgrzewał wodę, by wciąż była gorąca. W którymś momencie po prostu rozsunęłam powieki i zerknęłam na swoją skórę. Pomarszczona jak u staruszki - trzeba wyjść. Wyłowiłam płatki, żeby nie zatkać odpływu i spuściłam intensywnie wonną wodę. Wytarłam się dokładnie, zauważając przy okazji, że zapomniałam wziąć ze sobą ubrań na przebranie. Wzruszyłam ramionami, przekonując samą siebie o nieistotności tego faktu. Każdemu się zdarza. Owinęłam się szczelnie puchatym materiałem i wróciłam do pokoju.

- A już miałem ustalone, że jak nie wyjdziesz za pięć minut to wtargnę tam zbadać czy żyjesz. Zniknęłaś na dwie godziny- wymamrotał z pretensją Ponurak, leżąc beztrosko w moim łóżku. Zamordowałam go wzrokiem, decydując się na brak komentarza. Narzuciłam piżamę przez głowę, pozbywając się ręcznika spod niej. Wrzuciłam go niedbale do kosza na pranie. Zajrzałam do szuflady z bielizną i wybrałam byle jakie majtki. Włożyłam je pospiesznie, nie dając mu satysfakcji z wprawiania mnie w zakłopotanie.

- Co tu robisz?- dopytałam, rozczesując wilgotne pasemka.

- Dziś śpimy razem- obwieścił twardo, na co przebiegł mnie dreszcz. Ach, no tak, nasz układ. Przynajmniej dwa razy w tygodniu spaliśmy wspólnie, by mieć chociażby jedną trzecią nocy w całości zaliczoną do odpoczynku. Ja nie budziłam się przy nim z bólem, on przy mnie normalnie zasypiał. Zdrowa, podyktowana rozsądkiem umowa.

- W takim wypadku przesuń się.- Machnęłam na niego, wewnętrznie uradowana, że w ogóle zgodził się na ten system. Położyłam się pod ścianą, plecami do niego.- Wyłącz światło- poprosiłam, zanim ziewnęłam. Zrobiło się znacznie ciemniej i po chwili zimne dłonie, niby po omacku szukały kołdry na moim ciele. Akurat. Doskonale wiedziałam, że świetnie widział w panującym półmroku. W końcu chwycił okrycie i ułożył się za mną, kładąc rękę na moim brzuchu, pod materiałem koszuli. Zapobiegawczo, w razie gdybym miała skurcz, a wcale się nie obudziła. Lubiłam zaangażowanie, które próbował ukryć. Przypuszczałam, że zwyczajnie chodziło o to, żeby się przytulić, jednakże męska godność nie pozwalała tego przyznać. Nie wchodziłam w szczegóły, nie moja sprawa. Zbyt wygodnie zasypiało mi się w jego ramionach, aby chcieć na ten temat dyskutować.


-----

Rozpieszczam was dzisiaj. Nie przyzwyczajajcie się, żeby potem nie było zawodu jak znowu zamilknę.

Wyjątek od regułyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz