Prezent dla nowożeńców

6.3K 501 69
                                    

Ślubny poranek nadszedł szybciej, niż się spodziewałam. Dopiero dotarło do mnie, że będę miała męża, który ma rodzinę złożoną z bogów. Więcej, który sam niegdyś był bogiem. I próbował podbić świat, zaczynając od Nowego Jorku. W co ja się wpakowałam? Da się to odkręcić? Raczej nikt by nie zauważył, gdybym się dyskretnie ulotniła. Musieliby przeszukać cały Asgard. Ba, jeśli by się udało to może nawet Midgard.

- Witaj, czy jesteś gotowa na szykowanie się?- zagadnęła mnie przyjaźnie Freya, wpadając do moich komnat odrobinę przed umówionym czasem. Zostałam zdekonspirowana, nie było odwrotu. Westchnęłam cierpiętniczo. Przynajmniej spałam dziś w pokoju zdominowanym przez drewno, mogąc odpocząć od złotych zdobień. Poprosiłam o to, gdy zażądali rozłąki między mną, a Lokim na ostatnią noc.

- Wejdź- mruknęłam, zwlekając się posłusznie z łóżka. Zdjęłam z siebie nakrycie i poszłam za boginią do łazienki, gdzie pozwoliła mi się porządnie umyć w pachnących olejkach. Później sama wzięła w obroty moje ciało, namaszczając je. W imię tutejszej tradycji zgodziłam się, żeby zajęła się moimi paznokciami i twarzą. Kiedy obejrzałam efekt uznałam, że nie tylko ziemskie dziewczyny przesadzają z rozświetlaczem, jednak nie komentowałam, bo całkiem się sobie spodobałam. Freya natomiast poczęła czesać i układać moje włosy w przedziwny, skomplikowany wianek. Nie potrafiłabym go powtórzyć choćby ktoś groził mi bronią.

- Przyniosę ci śniadanie, zanim włożysz suknię.- Kobieta uśmiechnęła się promiennie, blokując moje zdolności do sprzeciwiania. Ulotniła się równie prędko, jak miała wrócić.


Starałam się nie opierać, gdy Odyn prowadził mnie do ołtarza, lecz na widok zaproszonych zabrakło mi odwagi, by brać ślub. Początkowo miał iść ze mną Tony, ale Wszechojciec nie ufał jego intencjom. Zrozumiałe, jego syn wywalił go kiedyś przez okno wieżowca. Mimo to, przy bracie czułabym się bardziej komfortowo. 

Wbito mnie w najpiękniejszą kreację, jaką w życiu widziałam - jednolicie koronkową z długim rękawem i lejącym się dołem. Oddawała jednocześnie mój prosty styl oraz wytworność sytuacji.  Narzeczony też był niczego sobie, ustrojony w ukochane ciemne barwy z akcentem bieli i nieokiełznane, poskręcane kudły. 

Błądziłam w zakamarkach własnego umysłu, zamiast stawiać dalsze kroki. Goście czekali, a ja walczyłam z tremą. Wtem ktoś stuknął mnie w ramię na co wybałuszyłam oczy.

- Omawialiśmy to i spotkałem się z odmową, jednak ona jest moją jedyną rodziną. Pozwolisz?- zaapelował Anthony, zwracając się do boga wszystkich bogów. Ten nie był zachwycony, póki nie dojrzał w mojej minie wielkiego napięcia. Wreszcie ustąpił, kiwając głową na znak przyzwolenia.

- Naprawdę to zrobisz?- szepnął mi do ucha brat, biorąc mnie pod łokieć.

- Chcę. Po prostu się boję- odpowiedziałam równie cicho.

- W porządku, tyle mi wystarczy.- Siłą zobligował mnie do ruchu, odbierając opcję ucieczki. Mało brakowało, a wepchnąłby mnie wprost na Lokiego, któremu sucho podał dłoń i pogroził konsekwencjami za ewentualne zrobienie mi krzywdy.

Serce waliło mi jak młot, odbierając skupienie. Nie słyszałam co dokładnie mówił kapłan, aż nadszedł moment, gdy zebrani spojrzeli w moją stronę wyczekująco, a ja przeraziłam się, że coś istotnego mnie ominęło. Szukałam wsparcia w Kłamcy, więc ten cicho odchrząknął.

- To ta część w której powinnaś powiedzieć "tak" lub dramatycznie wybiec- powiadomił mnie. ledwo powstrzymując się od parsknięcia. Zarumieniłam się dziko, wpatrując w czerwony dywan.

- Tak, tak, chcę go- wymamrotałam, nie wiedząc jak brzmiało pytanie. Czarnowłosy sięgnął po moją dłoń i wsunął mi na palec obrączkę, tuż ponad pierścionkiem zaręczynowym.

- A ty, Loki Laufeysonie? "Chcesz ją"?- zażartował udzielający ślubu, aby rozluźnić atmosferę. Sala rozbrzmiała śmiechem.

- Tak, tak, chcę ją- powtórzył po mnie, szczerząc się złośliwie. Zwęziłam niebezpiecznie powieki.

- Przepraszam, czy można to jeszcze odwrócić? Chyba się rozmyśliłam jak tak na niego patrzę- odparłam, ostentacyjnie zakładając przedramiona na piersi. Spowodowałam tym głośniejsze rozbawienie.

- No już, daj mi obrączkę- polecił łagodnie, wyciągając do mnie rękę. Jęknęłam teatralnie, wkładając ozdobę na należne jej miejsce.

- Zostaliście pobłogosławieni przez bogów! Niech wasz związek będzie równie nieśmiertelny jak ich żywota!- zakończył dumnie kapłan. Zaproszeni wstali z krzeseł, by zalać nas falą oklasków. Wywróciłam wzrokiem i pocałowałam swojego oficjalnego męża.

- Dostaniemy pięć minut sam na sam czy od razu trzeba dołączyć do imprezy?- dopytałam dyskretnie.

- Proponuję najpierw pójść i wymknąć się, gdy przestaną zwracać na nas uwagę.

- Niech będzie.


Denerwowało mnie, że suknia ślubna włóczyła się za mną nieznacznie i co chwilę ktoś po niej deptał, aczkolwiek doskonale zdawałam sobie sprawę, iż to moja ostatnia szansa na uzasadnione noszenie jej, toteż nie przebrałam się w coś innego.

Napiłam się wina, przeglądając obecne w tłumie, znajome twarze. Bogowie, przyjaciele z wieży... Żałowałam, że nie miałam dużej rodziny. Mój wybranek był szczęściarzem, choć sam nigdy by tego nie przyznał. Ja po śmierci rodziców zostałam z niczym, a on mógł dorastać wśród ludzi, którzy go kochali. Cóż, przynajmniej niektórzy z nich. To wciąż milsze od samotności tak głębokiej, że wywołuje pracoholizm. 

Thor stanął przy moim boku, stukając naszymi pucharkami. Uśmiechał się radośnie i przysięgłabym, że w jego oczach szkliły się łzy ulgi. On zawsze podejrzewał swojego brata o dobrą duszę, a dzisiejszy dzień stanowił dla niego fizyczny dowód.

- Wypijmy za wasze wspólne życie. Życzę ci, by było pozbawione bólu i chaosu- zadeklarował pogodnie, po czym wychylił kielich. Upiłam łyk ze swojego, w myślach trzymając się nadziei, że takie właśnie będzie.


Wesele wykończyło mnie doszczętnie. Zatańczyłam i pogadałam z każdym, do tego prawie nic nie zjadłam z braku prywatności. Jeżeli Kłamca liczył na więcej, niż parę niewinnych buziaków to definitywnie zamierzałam go zawieść. Samo czekanie na niego było męczarnią. Wahałam się na granicy snu odkąd moja głowa dotknęła jedwabistej pościeli.

Loki wszedł do komnaty napuszony jak paw, co natychmiast mnie rozbudziło. Wiedziałam, że cokolwiek napompowało jego nastrój musiało być napiętnowane kłopotami.

- Co jest?- zagaiłam, gdy nie przerwał ciszy. Położył się przy mnie i w ramach odpowiedzi napiął dłonie w powietrzu.

- Popatrz- polecił z ekscytacją. Między jego śródręczami utworzyła się skromna, zielona kula światła, która z sekundy na sekundę rosła. Zmarszczyłam brwi, łącząc  ze sobą porozrzucane elementy układanki.

- Dlaczego oddał ci moce?

- Prezent dla nowożeńców.- Otoczył nas swoją magią, lecz zamiast urzeczenia niezwykłym zjawiskiem czułam mrożący krew w żyłach chłód. Chciałam wierzyć w nic nie znaczący zbieg okoliczności, ale rozum podpowiadał mi, że przeoczyłam fakt wrobienia mnie w udział w ogromnym oszustwie.

Wyjątek od regułyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz