Rozdział 11: Zemsta jest słodka...

852 62 14
                                    

Miłość to zro­zumienie. Dwa bijące tym sa­mym ryt­mem ser­ca; dwie pa­ry oczu wpat­rzo­ne tylko w swoje oczy, czte­ry dłonie, skręco­ne z sobą niczym su­peł i ta­jem­nicza wstęga uczuć unosząca się nad kochan­ka­mi.

Siedziałam w fotelu oparta o szybę i wpatrywałam się w mijany krajobraz. Od czasu do czasu, gdy w moich oczach zbierały się łzy obraz, stawał się trochę zamazany, ale nie przejmowałam się tym. Czułam jak dłoń Justina, ściska moją, a moje ciało dzięki temu było minimalnie odprężone, a ja już nie płakałam. Po moim telefonie blondyn znalazł się przy mnie po zaledwie dziesięciu minutach i przez kolejne tyle samo przytulał mnie do swojego ciała, starając się uspokoić i w ogóle nie przejmując się tym, że pada, a raczej leje. Udało mu się to, bo jego obecność sama w sobie dobrze na mnie działała, a potem wsadził do auta i właśnie teraz w nim jesteśmy, a ja czuję się jak idiotka, bo zadzwoniłam do niego w środku nocy, podczas wielkiej ulewy tylko po to, by teraz musiał się mną zajmować.

W mojej głowie znów pojawiły się wspomnienia, a ja mocniej ścisnęłam rękę brązowookiego, która trzymała moją. Jego kciuk przejechał po mojej skórze w odpowiedzi, a ja zacisnęłam powieki, by znów się nie rozpłakać. Poczułam, jak samochód zwalnia, a wokół pojawiła się ulica, którą jeszcze tego samego ranka odwiedziłam. Moja wyobraźnia zaczęła podsuwać mi pytania typu, a co jeśli Jazzy jest w domu, albo co pomyśli sobie jego matka, gdy zobaczy mnie zapłakaną, ale zaczem mogłam, cokolwiek powiedzieć Justin już był na zewnątrz, po tym, jak zatrzymał się w garażu. Otworzył drzwi od mojej strony, wkładając jedną ze swoich rąk pod moje nogi, a drugą pod plecy.

- Shh... - odezwał się, gdy chciałam otworzyć usta, by zaprotestować i uniósł, wtulając w swoje ciało. Nie ponawiałam prób protestu i objęłam jego szyję, ale spięłam się lekko, gdy weszliśmy do środka. - Nikogo nie ma w domu. - odezwał się, domyślając się, o czym myślę. Przymknęłam powieki, bo poczułam, jak zaczyna mi pulsować głowa i po prostu nie miałam już na nic siły. Nie otworzyłam ich aż do momentu, gdy poczułam pod sobą materac. Chłopak delikatnie mnie na niego odłożył, a gdy chciał się wyprostować, złapałam go za rękę. Spojrzał w moje oczy, a ja mimo łez na policzkach zarumieniłam się lekko, przez co on się uśmiechnął. Chyba lubił to, jak na niego reagowałam, a raczej oboje na siebie reagowaliśmy. Wzięłam głęboki wdech, prosząc, by ze mną został. - Zaraz wracam, kochanie. Przyniosę tylko kilka rzeczy, dobrze? - szepnął, nachylając się i całując moje czoło. Kiwnęłam głową, czując dziwne uczucie w żołądku na to, jak mnie nazwał, a on zszedł na dół.

Podciągnęłam się do pozycji siedzące, rozglądając po pomieszczeniu. Ściany miały kolor szary, a podłoga była wykonana z czarnych paneli. Łóżko, na którym się znajdowałam, stało naprzeciw drzwi i było dużo większe niż zwykłe, małżeńskie. Jedna ze ścian była przeszklona i dawała piękny widok na okolicę i ogród, a na innych wisiało miliony, rodzinnych ramek. Całość dopełniała komoda, szafa z lustrzanymi drzwiami, telewizor, kilka książek, biurko, stolik i dwa fotele zwisające z sufitu. W jednym z rogów pokoju stał również duży kwiatek, jeden z tych, które nie potrzebowały dużo wody. Panował tu porządek, co trochę mnie zdziwiło, bo rzadko, który mężczyzna nie ma bałaganu w swojej sypialni i porozrzucanych rzeczy po podłodze.

- Już lepiej? - podskoczyłam na dźwięk głosu i spojrzałam na chłopaka, który postawił duży talerz, kubek i jakieś ubrania na komodzie, następnie podchodząc do mnie. Zaśmiał się cicho na moją reakcję i rzucił się na pościel, przez co znowu podskoczyłam, a on wylądował na prawym boku twarzą do mnie. Pokiwałam głową, ocierając policzki, ale po chwili zaklęłam, gdy zobaczyłam, że moje palce są brudne od tuszu. - Poczekaj. - odezwał się brązowooki, sięgając ręką do szafki za mną, której wcześniej nie zauważyłam. Wyjął opakowanie chusteczek, a potem wyciągnął jedną z nich i przyłożył do moich oczy, wcześniej prosząc, bym je zamknęła. Przetarł je kilka razy, aż moja twarz była czysta i musnął moje czoło, a ja nie myśląc wiele, zarzuciłam ręce na jego szyję i przytuliłam go, trochę bojąc się, że mnie odtrąci. Nic takiego jednak się nie stało, a on objął mnie ramionami, wtulając w swoje ciało. Nie wiem, ile to trwało, ale było mi tak dobrze, że nagle nic się nie liczyło.

Szalona graficzka - Justin Bieber ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz