Wycieczka do Snowdin była długa, a to wszystko zasługa braci. Droga przez las była usnuta licznymi puzzlami (Frisk miał rozwiązać je sam) i poznałaś na swojej swojej drodze więcej potworów (w większości pso-podobne domagające się głaskania). Głośny ton Papyrusa przerażał Cię początkowo, ale Sans skutecznie był w stanie Cię uspokoić. Friskowi podobała się każda chwila. Nie wydawał się przerażony czy nawet zaskoczony obecnością stworów. Dzieci lubią dziwadła. Sans był sympatyczny, a jego miłość do brata była urzekająca. No i te dowcipy. Tak głupie i złe, że z trudem powstrzymywałaś śmiech. Kiedy w końcu przegrałaś walkę sama ze sobą i zaczęłaś się brechtać uśmiech Sansa się powiększył i mrugnął do Ciebie. Papyrus starał się zachować powagę, ukryć radosne skrzywienie twarzy lecz ten widok tym bardziej wzbudzał Twój śmiech. Papyrus był wysoki i bardzo głośny. Lubił mówić wiele o sobie pochlebnych rzeczy - oczywiście, co jakiś czas dogryzał Sansowi i to Ci się troszeczkę nie podobało. Lecz mimo wszystko był miły i z czasem wiedziałaś, że Sans miał rację. Papyrus tak naprawdę nie chciał nikogo skrzywdzić. Stałaś obok wyższego kościotrupa patrząc jak Frisk rozwiązuje kolejną zagadkę. Twarz jego wydawała się radośniejsza, kiedy dziecko w końcu poradziło sobie z X – O zagadką. Obserwowanie ich zabawy dostarczało Ci wiele przyjemności. -Więc... - zaczęłaś szukając słów. Papyrus odwrócił głowę w Twoim kierunku, kiedy zdał sobie sprawę, że się do niego odezwałaś. - Dlaczego nie łapiesz mnie teraz? Przecież stoję obok ciebie. Jego oczy rozszerzyły się, a cała twarz przybrała wyraz urazy. -JA, WIELKI PAPYRUS, NIE DAJĘ ZA WYGRANĄ! I WYDAJE MI SIĘ, ŻE NIE ROZUMIESZ LUDZIU, JA WŁAŚNIE TERAZ PRÓBUJĘ WAS ZŁAPAĆ, PRZEZ ZAGADKI. TO JEST PUŁAPKA! NIEZAWODNA PUŁAPKA! NIE DO PRZEJŚCIA, TAK TRUDNA, ŻE... OH MAŁY LUDŹ WŁAŚNIE JĄ ROZWIĄZAŁ. Frisk podbiegł do Ciebie i do wyższego z braci z uśmiechem na buzi. -DOSKONAŁA ROBOTA, MAŁY LUDZIU. NIE DOCENIŁEM CIĘ... LUDZIU, CZY WSZYSTKO Z TOBĄ DOBRZE? Jak Papyrus mówił do dziecka podniósł rękę podekscytowany. Jednak, nagły ruch i uniesiona kończyna tak blisko twarzy... kogoś wyższego od Ciebie, przywiała niezależnie od Twojej woli, wspomnienia ciosów Twojej matki. Panika sama wypełniła pierś, bieganie po domu, hałas to wszystko ją denerwowało. Potrząsnęłaś głową robiąc kilka kroków w tył, potknęłaś się i upadłaś na śnieg. -LUDZIU, CO JEST? CZY JA, WIELKI PAPYRUS, ZROBIŁEM CI KRZYWDĘ? BOISZ SIĘ MNIE? - powoli podchodził do Ciebie oferując swoją dłoń, by pomóc Ci wstać. Nerwowo pokiwałaś głową, z trudem łapałaś kolejne hausty powietrza. -Przepraszam, ja nie chciałam – Głos Ci drżał, przed oczami miałaś ją stojącą nad Tobą. -Siorka? Co się dzieje? - Dziecko było przerażone. Chciałaś mu powiedzieć, aby się nie martwił, ale nie mogłaś. -hej, bracie. sprawdzisz dla mnie następną zagadkę? - Sansa nie było tam przed chwilą, ale teraz się pojawił, koścista dłoń zacisnęła się na nadgarstku Papyrusa lekko go od Ciebie odciągając. -R....ROZUMIEM, ŻE STARASZ SIĘ UNIKAĆ ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA WSZYSTKO I BYĆ LENIWYM DALEJ... ALE TYM RAZEM PÓJDĘ CI NA RĘKĘ – był zakłopotany i choć chowałaś twarz w dłoniach czułaś, że cały czas się na Ciebie patrzy – UPEWNIJ SIĘ TYLKO, ŻE LUDZIOWI NIC NIE JEST, PROSZĘ. TO NIE BYŁOBY SPRAWIEDLIWE, GDYBY MUSIAŁA ROZWIĄZYWAĆ MOJE ZAGADKI NIE BĘDĄC W PEŁNI SIŁ. A JA, WIELKI PAPYRUS JESTEM UCZCIWY. -jasne, pap. zrobię to. - głos Sansa był coraz bliżej, zaś Papyrus zaczął się oddalać. - hej, koleżanko. nie musisz się nigdzie śpieszyć, czas nas nie goni, chcę tylko abyś wiedziała, że wszystko będzie dobrze, z tobą też. Śnieg zaczął powoli topnieć pod Twoim tyłkiem przemaczając Ci spodnie. Było zimno, lecz nie mogłaś jeszcze wstać. Starałaś się głęboko oddychać, szybko, lecz miałaś wrażenie, że powietrza jest jakby za mało. Twoje ciało się trzęsło, nie byłaś pewna czy przez zimno, czy przez strach. -koleżanko, popatrz na mnie. Wzięłaś głęboki wdech i z trudem podniosłaś głowę. Sans klęczał naprzeciwko Ciebie, podpierał się na jednym kolanie. Jego uśmiech wydawał się mniejszy, zaś nikłe niebieskie światełko w jego oczach było skierowane wprost na Twoją twarz. -opowiedzieć ci kawał? Przytaknęłaś. -rozruszamy trochę twoje kości. Zacisnęłaś mocniej wargi. -co mówi kat do skazańca pod szubienicą? Przełknęłaś ślinę, zorientowałaś się, że troszeczkę łatwiej Ci się oddycha. -Co? - zapytałaś drżącym głosem -głowa do góry O nie, to było straszne. Będzie Cię zadręczał kawałami póki nie poczujesz się lepiej? -dlaczego wszyscy lubią delfiny? To nie był taki zły sposób. Powoli dziwne uczucie ucisku z klatki piersiowej znikało. Frisk stał kilka kroków za Sansem, obserwował Cię. Przystawił paluszki do swoich ust starając się nie obgryzać paznokci ze zdenerwowania. Martwił się o Ciebie i chciał, abyś doszła do siebie. Poczułaś się trochę lepiej, chciałaś pozbyć się tego ataku histerii. -musisz się zapytać „dlaczego", koleżanko – delikatnie przypomniał -Dlaczego? -właśnie tak działają kawały, oczywiście – mrugnął do ciebie, wykrzywiłaś usta. -więc, dlaczego wszyscy lubią delfiny? -Dlaczego wszyscy lubią delfiny? Powiedz. -bo delfiny są na fali Zaczęłaś się delikatnie śmiać. -Ten kawał był kiepski - mruknęłaś -uśmiechasz się więc ci się podobał -Jesteś okropny -myślę, że papyrus zgodzi się z tą opinią – Sans podniósł się i wyciągnął rękę w Twoim kierunku aby pomóc Ci wstać. W przeciwieństwie do brata nie nosił rękawiczek – lepiej? Tak, czułaś się lepiej. Teraz, kiedy strach zniknął, byłaś jedynie zawstydzona tym, że straciłaś panowanie przed wszystkimi. Dziecko podeszło bliżej. Dobry Boże, Frisk. On nie miał pojęcia co się działo w domu, kiedy go nie było. W jakiś sposób jesteś wdzięczna matce, że nie biła Cię przy nim i jak był to zachowywała się normalnie. Jednak teraz nie wie co się stało i nie ma pojęcia czego się bałaś. Nie masz jednak najmniejszej ochoty mu tego tłumaczyć. Wzięłaś się w garść i złapałaś Sansa za rękę, zaskoczył Cię fakt, że jakiś cudem była ciepła. Gładka, sucha i ciepła. Jego uścisk był mocny, z łatwością podniósł Twoje ciało do góry. Miał więcej siły niż mogłabyś oczekiwać po szkielecie. Jak tylko stanęłaś na równe nogi puścił Cię i oboje schowaliście dłonie do kieszeni, prawie natychmiast. -nic ci nie będzie – powiedział – nie powinniśmy pozwolić papyrusowi dłużej na nas czekać. mój brat jest całkiem spoko, jednak nie chcę aby zamarzł mi na sopel Jak tylko Sans się odwrócił, Frisk objął Cię ramionkami na wysokości bioder przykładając bok buzi do Twojego brzucha. Pochyliłaś się lekko by objąć dziecko i wtulić twarz w jego włosy. -Nie bój się – mruczał Frisk – Papyrus nie zrobi nam krzywdy -Wiem, mój cukiereczku. Bałam się, ale to nie jego wina. -Lepiej ci? -Lepiej -Kocham cię. Przytuliłaś go jeszcze mocniej, ogarnęło Cię dziwne uczucie spokoju i radości. -Też cię kocham
CZYTASZ
Czy to uczyni Cię szczęśliwą? [Would That Make You Happy? - tłumaczenie PL]
FanfictionJest to opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cz...