Frisk trzymał w rękach wielką miskę popcornu, był owinięty kocem i wtulał się na kanapie w Papyrusa. Popcorn to próba pogodzenia się z nim. Wiadomość o tym, że idziesz z Sansem przyjął gorzej niż myślałaś. Chciał się dołączyć, tłumacząc się, że całymi dniami Cię nie widuje. Musiałaś mu przypomnieć, że to tylko dlatego, że spędza czas z nowymi przyjaciółmi, a Ty siedzisz cały czas w domu. Frisk nigdy tego nie powiedział, ale przypuszczałaś, że może być zazdrosny o uwagę jaką poświęcałaś szkieletowi. Nie miałaś chłopaka od czasu kiedy przyszedł na świat. Kurwa, prawie nie miałaś przyjaciół z którymi mogłabyś się spotykać. Dziecko nie przywykło do tego, że ma się Tobą dzielić. Nie podobał Ci się pomysł ofiarowania mu popcornu na kolacje, ale ten zawsze go rozweselał. Traktował go plus oglądanie filmów do późna jako nagrodę. Prawda jest taka, że w domu często nie było nic innego. Twoja matka zostawiała was we dwójkę samych, zabierając wszystkie pieniądze, a w lodówce świeciły pustki. Twój szef mógł Cię podejrzewać o to, że zabierałaś z restauracji popcorn, ale nigdy nic nie powiedział. Takich drobnych przyjemności było więcej. Chciałaś aby były dla Frisk czymś dobrym, nie chciałaś hodować w nim depresji czy smutku. Dziecko wsadziło do ust przekąskę, nawet nie popatrzyło w Twoją stronę. Papyrus zerknął na Frisk, a potem na Ciebie, potem na Sansa który opierał się o ścianę przy drzwiach. Wyraźnie się nad czymś zastanawiał, a potem położył dłonie na kolanach. -SANS, WIDZĘ ŻE CHCESZ WIĘKSZEGO LUDZIA TYLKO DLA SIEBIE – Zerknęłaś na niższego z braci, który próbował zachowywać się normalnie. Z naciskiem na próbował. Frisk ostentacyjnie wsadził do buzi kolejną garść popcornu – NIECH WIĘC TAK BĘDZIE. JA WSPANIAŁY PAPYRUS JUŻ ZDECYDOWAŁEM, ŻE FRISK JEST MOIM ULUBIONYM LUDZIEM! - Na te słowa dziecko popatrzyło na niego, objęło rączkami i mocno się w niego wtuliło. Prawie wywrócił przy tym miskę, ale nie zwracał na to uwagi. -oj, kurna, bracie, chciałem z nią wyjść by wyjaśnić jest, że frisk też jest moim ulubionym człowiekiem – wzruszył dramatycznie ramionami – ale mnie uprzedziłeś. - dziecko popatrzyło na Ciebie wyraźnie zagubione. Uśmiechnęłaś się delikatnie i zaczęłaś głaskać je po głowie -Nic się nie stało, wiecie? Rozumiem. Frisk również jest moim ulubionym człowiekiem. - delikatnie puścił szkielet i przysunął się do Ciebie. -A-ale siorka! Ty jesteś moim ulubionym człowiekiem! - pochyliłaś się i objęłaś go. -Dziękuję, słonko. Nie jesteś tylko moim ulubionym człowiekiem. Jesteś moim ulubionym wszystkim, wiesz o tym? - przytaknął chowając twarz w Twoim ramieniu – Wiesz o tym? -...Taaaaak. -To dobrze. - Mocniej je ścisnęłaś nie puszczając póki to nie zaczęło się wiercić. -Siorka idź już sobie! - krzyknął kiedy odwracał czerwoną z zawstydzenia buzie. Pocałowałaś jego policzki ignorując niemy protest. Bracia cicho się zaśmiali. -Bądź dobry dla Papyrusa. -papyrus bądź dobry dla friska -Idźcie już sobie! -IDŹCIE JUŻ SOBIE! Sans trzymał Twoją rękę w swojej kieszeni, „aby ją zagrzać" tak powiedział. No, ale przecież, Twoje własne kieszenie były równie ciepłe, aaaale nie będziesz się sprzeczać. Chciałaś mu powiedzieć, aby nie szukał wymówek jeżeli chce po prostu potrzymać Cię za rękę, ale nie byłaś na tyle pewna, aby mieć słuszność co do swoich podejrzeń. Poza tym, nie przywykłaś do takiego zachowania. Jak byliście już blisko Grillby's usłyszałaś, jak Sans lekko wzdycha. Popatrzyłaś na niego i szturchnęłaś go lekko. -wybacz, nie mamy zbyt wielkiego wyboru w snowdin – powiedział – właściwie nie mamy żadnego wyboru, tylko grillby's -Nic nie szkodzi, tym razem zamówię coś więcej niż same frytki – uśmiechnęłaś się szeroko mając nadzieję, że to rozładuje atmosferę. -jest jedna taka miejscówka w hotland, kiedyś cię tam zabiorę, kilka razy zdarzyło mi się występować tam jako komik, to znacznie lepsze miejsce aby wybierać się na randkę – ton jego głosu nadal wyrażał przeprosiny – może kiedy okoliczności będą bardziej sprzyjające się tam wybierzemy. - Ścisnęłaś go za rękę. -Jasne, na randkę. - Tym razem przytrzymał Ci drzwi jak wchodziłaś do baru. Podniósł rękę i wskazał pusty stolik przy którym usiedliście. Potem przyszedł właściciel by wziąć zamówienie, co chwilę zerkał to na Ciebie to na Sansa, przytaknął. Odczytałaś to jako przywitanie. Szkielet wydawał się być bardziej wyluzowany niż wcześniej. Co chwile zasypywał Cię kawałami, z których się śmiałaś, szturchał Cię pod stołem w nogę, szczerzył się szeroko. Kiedy przyszło jedzenie przystopował trochę z kawałami, abyś się nie udławiła. No... prawie. -Nie, nie, ten był okropny – pokręciłaś głową wsadzając do ust frytkę. Sans trzymał w obu rękach swojego burgera i poruszał rytmicznie brwiami w górę i w dół patrząc na Ciebie wymownie. -śmiejesz się, znaczy że nie był taki zły. - Naprawdę nie chciałaś się śmiać, połowicznie się dusząc, połowicznie dławiąc. Do oczu nabiegły Ci łzy, musiałaś uderzyć się kilka razy w pierś. Przepiłaś, chrząknęłaś i od razu poczułaś się lepiej. Czekał, aż złapiesz oddech, potem odstawił swój posiłek na talerz i chwycił Cię za dłoń delikatnie ją gładząc. - wiem, że mój widok zabiera ci dech w piersi, dziecino, ale nie musisz się aż krztusić. - Kopnęłaś go w nogę pod stołem. -Dziecino? - mrugnął do Ciebie. -mogę się tak do ciebie zwracać? może wolałabyś coś innego? zawsze możesz być moim skarbem, słonkiem, albo cukierkiem bo jesteś słodka. - Poczułaś jak się rumienisz. Bardzo się rumienisz. -Nie, podoba mi się. Po prostu nie spodziewałam się tego. Podnosimy poprzeczkę? -o kilka stopni, z przyjemnością rzuciłbym ci kość, bo widzę, że masz wilczy apetyt - znowu mrugnął. Czy jesteś w stanie rumienić się bardziej? -O mój Boże... -gdybym miał serce, już byś je skradła -Sans – Dobra, jesteś w stanie rumienić się bardziej. Szturchnął Cię swoim kapciem. -tak? - Zawstydzona, ale jednocześnie podjudzona w tym samym czasie, schowałaś twarz za dłońmi zbierając myśli. Po chwili pochyliłaś się nad prawie pustym talerzem. -Pocałuj mnie, jeżeli się mylę, ale potwory nie istnieją, co nie? - O tak maleńka, poprzeczka jeszcze wyżej podniesiona, przesunęłaś koniuszkiem buta po jego nodze. Sans mrugnął, powoli i spokojnie analizował Twoje słowa, potem zaczął się lekko rumienić i nerwowo chrząknął. Chwilę milczał odwracając głowę na bok, by następnie chwycił Cię za dłoń i wstać od stołu -chodź, wyjdźmy stąd a odpowiem ci na pytanie. - Oh... -A-ale co z rachunkiem? - mimo to chwyciłaś go za rękę i podniosłaś się. -zajmę się tym następnym razem, chodź – Światełka w jego oczach były jaśniejsze, głos zdecydowanie niższy. Poczułaś jak w brzuchu budzi Ci się stado motyli. Praktycznie wypchnął Cię z pomieszczenia. Chłód jaki panował na zewnątrz drażnił zarumienione policzki. Sans odszedł daleko od głównej uliczki miasteczka. - teraz, co do tego pytania.... - Odwrócił się i zaczął gładzić Twój policzek, potem dotknął go swoimi cóż... zębami. Czekałaś przez chwilę, zarzuciłaś mi ręce na ramiona. Przesunął się teraz na Twoje usta, coś ciepłego i miękkiego po nich przejechało. Nagle odsunęłaś się i otworzyłaś szeroko oczy, zauważyłaś jasne niebieskie światło w jego lewym oku, spomiędzy zębów miał wysunięty język o tym samym odcieniu. Oh. Potworza magia chyba nigdy Ci się nie znudzi. - wybacz, nie chciałem cię przestraszyć, ja uh.... mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza – odwrócił wzrok. Nic nie mogłaś poradzić na to, że Twoje myśli pomknęły w kierunku innych zastosowań dla języka. Pojawiło się też pytanie co jeszcze jest w stanie stworzyć. No ale wypadałoby udzielić odpowiedzi. -To.... nie, Sans, pasuje mi – pogładziłaś go po tyle czaszki, przyciągając go lekko w swoją stronę. Położył dłonie na Twoich biodrach. Po chwili znowu się całowaliście, tym razem już Cię nic nie zaskoczyło. Język potwora nie był mokry, choć powinien. Wyciągnęłaś swój własny i jak zaczęły tańczyć ze sobą, aż stęknęłaś z przyjemności. Jego dłoń znajdowała się teraz na Twoim policzku, wsunął palce we włosy pogłębiając pocałunek. Przywarł do Ciebie mocno. Wsadził rękę pod Twoją bluzę, a potem pod koszulę by dotknąć skóry. Uniósł materiał na tyle, że zimne powietrze wślizgnęło się pod ubranie, dreszcz przeszył Cię na wskroś. Odepchnęłaś go instynktownie. Sans przyglądał Ci się z szeroko otworzonymi oczami jak poprawiałaś materiał, miał na twarzy wypisane nieme pytanie. -Przepraszam – mruknęłaś dysząc ciężko, chwyciłaś za jego kaptur – Zrobiło się... zimno... -rany, tak, faktycznie – mrugnął i jaskrawe światełko w oczodole zniknęło, rumienił się – cholera, nie miałem w planach tak się na ciebie rzucić zaraz po wyjściu od grilla – Zaśmiałaś się. -Mam taką nadzieję. Nie ma mowy abyś mnie tutaj rozebrał. - uniósł brwi i chwycił Cię za dłoń zabierając ją ze swojej bluzy tylko po to aby wsunąć kościste palce między Twoje. -a gdzieś gdzie jest cieplej? - Cmoknęłaś go w policzek. -Hmmmm..... mooooooże. -jesteś pełna niespodzianek, lecz choć to kusząca propozycja.... jestem pewien że pap i frisk jeszcze nie śpią, nie było nas aż tak długo – puścił oczko – co ty na to, abym zabrał cię w inne miejsce o którym wcześniej myślałem iii zobaczymy co się stanie dalej?
CZYTASZ
Czy to uczyni Cię szczęśliwą? [Would That Make You Happy? - tłumaczenie PL]
FanficJest to opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cz...