Rada

291 16 2
                                    

Dysząc, Sans popatrzył na masywne kamienne wrota, postawione wieki temu, aby oddzielić Ruiny. Patrzył, jak otwierają się setki razy, ale nigdy nie widział kobiety która była po drugiej stronie. Istnieje kilka miejsc, w które nie dostanie się za pomocą magii. Jak to co jest poza Barierą i coś w Ruinach sprawiało, że jego kości aż drżały z niechęci. Pewnie to ma coś wspólnego z fioletowymi kamieniami, tak przypuszczał. Westchnął i odwracając się do nich plecami, osunął na ziemię. Był poddenerwowany, bardziej niż chciałby przyznać. Zamyślił się, ale wydawało mu się że coś usłyszał po drugiej stronie. Nie ma co nasłuchiwać. Zapukał dwa razy, -Kto tam? - kobiecy głos ten sam co zawsze, ale słyszał, że się uśmiecha. Zawsze była szczęśliwa, kiedy z nim rozmawiała, to pomagało mu ukoić nerwy w piersi. -mojżesz – oparł głowę o drzwi tak, aby jego głos był wyraźniejszy. -Mojżesz jaki? -mojżesz otworzyć te drzwi? - Po krótkiej ciszy, zaczęła się słabo śmiać. To jeden z tych dni. Pewnie powinien zacząć z czymś mniej grającym na nosie. Puk puk. - kto tam? - zapytał -Tytus – znał ten. Mówiła go już, z jakichś powodów ta linia czasu trwa dłużej niż wcześniejsze -tytus jaki? -Ty tu stoisz, a mi stygnie herbatka – słyszał, że sama próbuje się nie śmiać ze swojego kawałów. Zaśmiał się. Bo lubił jej śmiech. Były takie chwile, ma wrażenie że bardzo dawno temu, że myślał, że się w niej zakochał. Ale troszeczkę. Lecz jak poznał ją lepiej zrozumiał, że jest dla niego bardziej jak matka. W najlepszym tego słowa znaczeniu. Nadal czuje się troszeczkę oczarowany, kiedy z nią rozmawia, ale tego nie da się porównać z uczuciem jakie żywi wobec Ciebie. A co to czuje, jest jednym z powodów przez które chce porozmawiać z tajemniczą przyjaciółką zza drzwi. Bo jeżeli ktokolwiek ma mu pomóc odkryć co roi się w jego pustym łbie, to tylko ona. Kolejna fala ciszy. Była, bo Sans nie umiał myśleć już o kawałach no i nie miał nastroju. Była wspaniałą widownią, ale nie tego teraz po niej oczekiwał. -Wydajesz się rozbity przyjacielu – usłyszał szmer po drugiej stronie. Wystawił rękę w stronę drzwi i przystawił ją do nich. -od czasu kiery ostatnio rozmawialiśmy, dzieciak poszedł do szkoły – zignorował jej słowa. No i wiedział, że chciała usłyszeć o tym jak sobie radzicie. -Oh – pomyślał, że zabrzmiała smutno – A więc naprawdę z tobą zostali -na to wygląda, ej, jeżeli nie chcesz abym... -O nie! Nie przeszkadza mi to, jestem po prostu trochę samolubna. Chciałabym sama go pouczyć. -wiesz, gdybyś tylko stamtąd wyszła.. - mówili o tym wcześniej, ale zawsze odmawiała. Teraz też odmówi, był tego pewien, ale i tak powiedział. -Opowiedz lepiej jak sobie Frisk radzi w szkole – nie przyjmowała odmowy. -dobrze, choć chodzi tam od kilku dni, ma już wielu znajomych w klasie, jestem pewien, że pamiętasz jaki frisk jest więc wszyscy go kochają – zaśmiał się do siebie, wyciągając telefon z kieszeni. Z ledwością mógł utrzymać Friska w miejscu, aby zrobić mu zdjęcie dla Ciebie nim ten pobiegł do szkoły. Był taki podekscytowany, również wieczorem jak wrócił. -Cieszę się, że to słyszę. Nikt nie wie, że Frisk jest człowiekiem? - była zmartwiona. Nie miał jej tego za złe. -nie, nie ma wielu którzy pamiętają jak takie wyglądają, znaczy się, gdyby wszystko działo się w stolicy moglibyśmy mieć więcej problemów, ale.. jest dobrze -Minęło sporo czasu od ostatniego człowieka – pauza, Sans zaczął się zastanawiać jak długo siedzi w Ruinach. Jak wielu ludzi widziała. Może i wszystkich.. - A co z siostrą Frisk? Jak się ma? - nie poprawił jej. Może pewnego dnia, kiedy nie będzie przeżywać tak waszego odejścia jej powie.. -wszystko u niej dobrze, ona... - przerwał przeglądając zdjęcia w telefonie. Miał kilka z Tobą, jakie zrobił kiedy nie patrzyłaś. Jak gotowałaś w kuchni, albo siedziałaś na kanapie z Frisk. Jest jedno, jak siedzisz na jego łóżko i patrzysz z lekkim uśmiechem na własną rękę. Zatrzymał się na nim chwilę, nim przeszedł do kolejnego - .. ona jest szczęśliwa – nie umiał ukryć drżenia we własnym głosie. -Dziękuję – powiedziała – Dziękuję, że dotrzymujesz obietnicy i chronisz ich kiedy ja nie mogę. -szczerze, nie robię tego dla ciebie, już nie, robię to dla niej... i chyba dla siebie też – przycisnął mocniej zęby podnosząc wzrok z telefonu by spojrzeć na ośnieżoną ścieżkę – nie planowałem tego, ale ... ona i ja jesteśmy... jakby razem... -Oh! Mój przyjacielu, tak się cieszę! Nie brałam cię nigdy za kogoś zainteresowanego związkiem, ale cieszę się, że byłam w błędzie – jej entuzjazm w głosie lekko go przytłoczył. Przejechał na kolejne zdjęcie. Jego ulubione. Stoisz naprzeciwko Grillby's i pada śnieg. Płatki śniegu zatrzymały się na Twoich brązowych włosach. Pomarańczowy neon oświetla Twoją twarz, ciepły i serdeczny uśmiech jakiego nigdy nie widział. Wzrokiem szukasz gwiazd, ale tych tutaj nie ma. Zastanawiał się, czy straciłaś to przyzwyczajenie, miał nadzieję, że nie. Czekasz na niego, i wykorzystał tę chwilę kiedy go nie zauważyłaś. Ledwo mu się udało, bo wtedy po prostu stał zapatrzony w Ciebie. Poczuł znajome uczucie w piersi. Czuł się... dobrze... kiedy patrzył na Ciebie. -pani... byłaś kiedyś zakochana? - nie oczekiwał odpowiedzi. Nie wiedział zbyt wiele o niej, poza tym, że mieszka w Ruinach sama.... nie uważał, aby historia jej życia była szczęśliwa. Lecz jej odpowiedź go zaskoczyła. -Raz. Dawno temu – nie brzmiała na smutną, jej głos był przepełniony melancholią. -skąd wiedziałaś? - nigdy wcześniej się tak nie czuł. Przerażony i szczęśliwy, jakby wiecznie mu było mało Ciebie. Czasami budził się i po prostu patrzył się, zastanawiając co zrobił, że na Ciebie zasłużył. Sans chciałby spotkać się z nią oko w oko, aby usłyszeć od niej odpowiedź i zobaczyć jej minę na własne oczy. Zamiast tego, słyszał jedynie jej cichy głos – Miłość dla każdego wygląda inaczej. Dla mnie była... zawsze kiedy nie byliśmy razem, chciałam go zobaczyć. Liczyłam czas póki znowu nie będziemy razem – zaśmiała się delikatnie – Powiedział mi, kiedyś, że godzinami zastanawiał się jakie kwiaty dla mnie wybrać. Szukał tylko najpiękniejszych, najlepszych – pauza – Wybacz, wiem, że to mało pomocne. Ale myślę, że sam znasz odpowiedź, skoro zadałeś to pytanie -ale skąd mam być pewny? nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiłem, i czuję ... tak dużo.. - zacisnął mocniej palce na telefonie, musiał szybko zwolnić uścisk, aby obudowa nie pękła. Wsadził go pośpiesznie do kieszeni spodni – jest piękna i chcę ją uszczęśliwiać, bo ona uszczęśliwia mnie, i czasami po prostu na nią patrzę i nie wierzę, że to co się dzieje, to prawda. - Poczuł drżenie, to kobieta zza drzwi się śmiała. Zarumienił się i zamilkł chowając ręce do kieszeni bluzy. -Mój przyjacielu, brzmi to dla mnie jak miłość. Zgodzisz się? - zamknął oczy i oparł o drzwi. Westchnął. -ta, chyba masz rację, kocham ją. Gdzieś w Hotlant, w środku laboratorium, ktoś zachłysnął się powietrzem, aby nie piszczeć. Papyrus był zajęty ustawianiem zagadek w lesie, kiedy usłyszał znajomy głos -Siemaneczko! - trochę chrzęstu śniegu, Papyrus otrzepał ręce i odwrócił się do rozmówcy z wielkim uśmiechem. W cieniu drzewa uśmiechał się żółty kwiatek i machał do niego liściem. Podszedł do rośliny w kilku krokach i klęknął przed nim. -FLOWEY! CIESZĘ SIĘ, ŻE CIĘ WIDZĘ! ZACZYNAŁEM SIĘ MARTWIĆ! OD DAWNA CIĘ NIE WIDZIAŁEM! - patrzył na przyjaciela -O rajuśku, Papyrus! Przepraszam, że się martwiłeś! - zasmucił się – Nie chciałem. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. - Szkielet zaśmiał się -OCZYWIŚCIE! JA, WSPANIAŁY PAPYRUS, NIGDY NIE OBRAZIŁBYM SIĘ NA PRZYJACIELA! CIESZĘ SIĘ, ŻE MARTWIŁEM SIĘ NA DARMO! - kwiat westchnął z ulgą i lekko zadrżał liśćmi -To wiele dla mnie znaczy, że o mnie pomyślałeś. Jesteś naprawdę dobrym przyjacielem – Papyrus czując przypływ dumy klasnął w ręce i przystawił jedną z nich do piersi -NIE MA SPRAWY! CZYŻ NIE JESTEM WSPANIAŁY, PRAWDA? -Jasne! - przyznał śmiejąc się. Lecz szybko jego śmiech zamienił się w ciche łkanie – Ale Papyrus, martwię się! Czy ci ludzie nadal z tobą mieszkają? -TAK, MIESZKAJĄ, ALE FLOWEY, NIE MARTW SIĘ! SĄ MILI! WŁAŚCIWIE MÓJ BRAT UMAWIA SIĘ ZE STARSZYM. OD LAT NIE WIDZIAŁEM GO TAK SZCZĘŚLIWYM – poklepał kwiat delikatnie po płatkach. Nie zauważył, jak kwiat nerwowo drgnął. -A co jeżeli Undyne się dowie? Będzie zawiedziona na tobie. -ALE ONA JUŻ WIE! NO I BYŁA POCZĄTKOWO ZŁA, ALE TERAZ TEŻ Z NAMI MIESZKA I ZAPRZYJAŹNIŁA SIĘ Z CZŁOWIEKIEM! -Łał, to świetnie Papyrus! - zmusił się do uśmiechu – A więc będziesz w Gwardii? Musiała zauważyć, że znalazłeś człowieka – uśmiech Papyrusa nieco zmalał, ale nie zmienił pewnej i stabilnej postawy. -JESZCZE NIE, ALE JESTEM PEWIEN, ŻE MNIE WŁĄCZY GDY BĘDĘ GOTOWY! TAKIE RZECZY POTRZEBUJĄ CZASU. - Flowey popatrzył na Papyrusa podstępnie, a potem opuścił wzrok na ziemię. -Może, ale... zawiodłeś, nie złapałeś człowieka jak tego chciała – westchnął marszcząc brwi. Po chwili jakby się rozpogodził – O! Ale możesz zaprowadzić ich do Asgora, jestem pewien, że osobiście zapisze cię do Gwardii! -TO DOBRY POMYSŁ, FLOWEY, ALE NIE MOGĘ TEGO ZROBIĆ! TO MOI PRZYJACIELE I NIE CHCĘ, ABY SOBIE SZLI – potrząsnął głową – SĄ.. W ŻYCIU WAŻNIEJSZE RZECZY NIŻ DOŁĄCZENIE DO GWARDII KRÓLEWSKIEJ. NO I UNDYNE WIE CO JEST NAJLEPSZE – Flowey cicho mruknął coś pod nosem -Skoro tak mówisz -JESTEM TEGO PEWIEN! WIERZĘ UNDYNE, TRENUJE MNIE OD DAWNA – znowu się uśmiechał opierając ręce na biodrach – ALE JESTEŚ WSPANIAŁYM PRZYJACIELEM BO CHCESZ POMÓC FLOWEY -Oczywiście, znasz mnie, chcę aby ci się powodziło – powiedział kwiat. Po pauzie znowu zaczął – Rajuśku, ale skoro Undyne jest z wami, czy widziała się z ... - Przez chwilę Papyrus przyglądał mu się badawczo, nim załapał o co chodzi. -OH! MASZ NA MYŚLI DOKTOR ALPHYS? UH, CHYBA NIE, RAJU, JAK JUŻ O TYM WSPOMNIAŁEŚ, UNDYNE JEST WSPANIAŁYM PRZYJACIELEM ALE MUSI SIĘ STRESOWAĆ ABY JĄ ZAPROSIĆ! POWIEM JEJ, ŻE MOŻE! -Może powinna zabrać ze sobą też swojego przyjaciela robota! Świetnie się ze sobą dogadają! - kwiat zamachał uradowany liśćmi – Masz takich wspaniałych przyjaciół, powinni się wszyscy poznać! - niewielki rumieniec pojawił się na kościach policzkowych potwora -OH, MÓWISZ O METTATONIE? CÓŻ, MOŻE, CHYBA... ONA GO ZROBIŁA, WIĘC SĄ BLISKO, ALE UH, UNDYNE ZA NIM NIE PRZEPADA... -Ale może ludzie będą chcieli go poznać! Prawdziwego robota! Nie zaszkodzi zapytać. -RACJA! ZROBIĘ CO MOGĘ FLOWEY, ZAPRZYJAŹNIĘ ZE SOBĄ SWOICH PRZYJACIÓŁ!

Czy to uczyni Cię szczęśliwą? [Would That Make You Happy? - tłumaczenie PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz