Serce do serca

340 22 0
                                    

Pijesz zupę pomidorową z miski, masz palce nieco tłuste d kanapek z serem jakie nadgryzłaś. Frisk przygotował Ci kolację (i całe szczęście, bo nie wiesz czy byś dała radę papyrusowemu spaghetti) i podsmażył ser na chlebie, to jedna z niewielu rzeczy jakie potrafi. Było trochę przypalone, ale każdy popełnia błędy. Sans miał rację odnośnie jedzenia. Ciepła, smaczna zupka zadziałała na Twoją duszę, ból powoli znikał. Sans przyglądał się jak jesz, napięcie na jego twarzy powoli ustępowało, widział że Ci lepiej. Nawet Papyrus przestał posyłać Ci pełne zmartwienia spojrzenia. Czują różnicę? To coś potworzego? W czwórkę usiedliście potem na kanapie, trzymałaś nogi na kolanach Sansa, opierając się plecami o podłokietnik. Frisk siedział Ci w stopach i chichotał kiedy poruszyłaś stopą by go połaskotać. Odepchnął ją i posłał Ci wymowne spojrzenie z szerokim uśmiechem. Papyrus siedział obok Frisk skupiony na oglądaniu telewizji. Sans musiał już z nim rozmawiać na temat tego co się działo, bo kiedy Frisk nazwał Cię „mamą" nie wywołało to na nim żadnego wrażenia. Zerknęłaś na Sansa, mrugnął Ci. Wypiłaś całą zupę i oblizałaś wargi. Zauważyłaś, że wzrok Sansa śledzi ruchy Twojego języka. Uśmiechnęłaś się, popatrzył Ci w oczy i również szerzej się uśmiechnął
-lepiej? – zabrał puste naczynie z Twoich rąk
-O wiele. Miałeś rację.
-czasami mi się zdarza – położył talerz na kolanach Frisk – ej, dzieciaku, zaniesiesz to do zlewu? ja teraz jakby nie mogę się ruszyć – Frisk się zaśmiał
-Nie wiedziałem, że nogi mamy są aż takie ciężkie! – zeskoczył z kanapy
-aż trzeba się nachodzić
-SANS! – ostrzegł Papyrus zerkając na swojego brata. Frisk śmiał się całą drogę do kuchni.
-Ej! Nie biegaj po domu! – zawołałaś, zamrugałaś i zaśmiałaś się
-uh, oh, zamieniasz się w potworną mamuśkę – Śmiech. Popatrzyliście na Papyrusa, nie był zdenerwowany, raczej zadowolony. Oh. Właśnie będzie coś, co widziałaś zaledwie dwa razy odkąd zamieszkałaś z braćmi. Czy on... walnie suchara?
-MACIERZYŃSTWO TO WIECZNY WYŚCIG, CZY ZDĄŻYSZ SKOŃCZYĆ SPRZĄTANIE NIM ZDĄŻĄ ZNOWU NABAŁAGANIĆ – zakryłaś usta śmiejąc się i chwytając ramienia Sansa. Sans rechotał wycierając łzę wzruszenia.
-to było piękne brachu – zarzucił ramię za plecy Papyrusa by go lekko przytulić. Policzki wysokiego zarumieniły się lekko, uśmiechnął się zadowolony. Po chwili przypomniał sobie coś i oddalił się od brata
-OCZYWIŚCIE, SANS, JA WSPANIAŁY PAPYRUS MOGĘ OPOWIADAĆ JEDYNIE DOBRE I WYRAFINOWANE KAWAŁY OKAZJONALNIE – popatrzył na Sansa wymownie – NIE MYŚL, ŻE W TEN SPOSÓB DAŁEM CI POZWOLENIE NA OPOWIADANIE WIĘKSZEJ ILOŚCI KAWAŁÓW. – Nim Sans odpowiedział (a jesteś pewna, że szykował jakiś żart) Frisk wrócił d pokoju. Podszedł do Papyrusa, wyszczerzył się i zaczął szturchać jego nogą
-Pobawmy się! Powiedziałeś, że po kolacji się ze mną pobawisz!
-OCZYWIŚCIE, MAŁY CZŁOWIEKU! PRZYGOTUJ SIĘ NA KLĘSKĘ Z RĄK MOICH NIESAMOWITYCH FIGUREK! NYEH HEH HEH! – Ty i Sans patrzyliście jak wchodzą schodami na górę i znikają w pokoju Papyrusa. Czułaś się trochę zmęczona samym patrzeniem na nich.
-Skąd oni czerpią na to wszystko siły?
-papyrus ma jej na tyle, że dwa potwory by obskoczył, pewnie zabrał moją – mrugnął do ciebie – on ma wzrost i siłę, ja urok i zniewalający wygląd – kiedy w pomieszczeniu nie było już dzieciaka i wysokiego kościotrupa pochyliłaś się by pocałować Sansa w usta. Siedzieliście tak przez chwilę, położyłaś głowę na jego mostku, by potem zerknąć na niego z uśmiechem
-To dlatego jesteś taki niski? Zamiast w kolejce po wzrost stałeś w kolejce po rozum? – zarumienił się na niebiesko, wyszczerzyłaś się przebiegle.
-ej no, to była tam jakaś kolejna po rozum? – zaśmiałaś się prosto i łatwo. Po chwili cisza wypełniła przestrzeń między wami. Nie takiej reakcji się spodziewałaś. Popatrzyłaś na jego twarz, nawet źrenice wydawały się nieco przytłumione
-Co się dzieje? – zapytałaś czule.
-wybacz, nie chciałem zepsuć humoru, tylko... - potrząsnął głową i objął Cię przytulając bliżej – dzisiaj... mogło się stać coś, czego bym nie chciał, całe szczęście fresk zadzwonił do papy rusa inaczej... - zatrzymał się opierając głowę kanapę – cholera, zapomnij, nic ci nie jest, nic nam nie jest... undyne pewnie i tak prędzej czy później znowu się zakumuluje z papyrusem
-Przepraszam, że cię zmartwiłam – Nie wiedziałaś co innego powiedzieć
-nie masz za co przepraszać, to nie twoja wina
-Przepraszam – Sans lekko się zaśmiał i popatrzył na Ciebie – Ale... jak się czujesz? – Unikał odpowiedzi na to pytanie. Jego uścisk się rozluźnił, poprawiłaś się na nim. Jedną rękę przesunął na Twoją nogę, po chwili położyłaś swoją rękę na jego. Wsunęłaś palce między jego i ścisnęłaś.
-nieco skołowany, jak mam być szczery, ale jesteś tutaj ze mną, a więcej mi nie trzeba – zmarszczył brwi wyraźnie zmartwiony – a ty? jak ty się czujesz?
-Dziwnie, ta, znaczy się... Undyne mnie przeraziła, ale jednocześnie tak jakbym wiedziała że coś takiego się stanie – Sans popatrzył na Ciebie badawczo, pokręciłaś głową – Znaczy się, że będę musiała bronić Frisk. To.. było tak jak wtedy kiedy stałam przed swoją matką. Ah, to głupie. To, że nawet tutaj w Podziemiu, mam wrażenie, że robię to co Frisk chce. Tak jakby on miał nad wszystkim panowanie, nie rozumiem tego. Wtedy, z Undyne, byłam przerażona, ale wiedziałam co mam robić. I ... to było miłe uczucie. To, że mogłam go ochronić – przytaknął, ale nic nie powiedział. Miła cisza, w tle jedynie przytłumione głosy dochodzące z pokoju Papyrusa. Delikatnie i czule kreślił szlaczki na Twoich plecach swoimi palcami. Nie powiedział nic na temat Twojej duszy. Zastanawiałaś się co powiedzieć, ale nic nie przyszło Ci do głowy. Przystawiając dłoń do piersi westchnęłaś. -Sans, czy coś jest nie tak z moją duszą? – Nie zareagował od razu. Spodziewał się tego. Przyjął pytanie bez zaskoczenia. Przesunął wzrok na Twoją pierś. Po minucie ciszy, wtedy kiedy zaczęłaś się martwić, w końcu się odezwał
-zdradziłaś mi co nie co na temat tego jak wyglądał twoje życie, nie jestem głupi, reszty mogę się domyślić, nie oczekiwałem, że powiesz mi wszystko z detalami przy naszym pierwszym spotkaniu, wiesz? ale tego typu życie... - popatrzył Ci w oczy, był smutny, serce Ci zadrżał - ... zostawia blizny, ktoś kto powinien cię kochać i o ciebie dbać rani się, znowu i znowu, tak długo, aż rani twoje serce i dusze ranami głębokimi, że zostaną ślady, ja... ah, cholera, dziecino, przepraszam, proszę nie... - Łzy leciały Ci po policzkach. Potrząsnęłaś głową kiedy Sans próbował Cię przytulić. Uśmiechnęłaś się krzywo
-Wiedziałam. Jak tylko zobaczyłam ją. Wiedziałam, że to jej wina. Ona mnie zniszczyła
-nie, nie jesteś zniszczona, nawet tak nie myśl – ścisnął Cię mocniej – rany na twojej duszy nie znaczą nic, jesteś ranna, i może te blizny nigdy się nie wyleczą, ale nie oznaczają, że jesteś zniszczona. – Oddech Ci drżał, ręką z piersi próbowałaś otrzeć łzy. Miałaś już dość płaczu.
-Cieszę się, że zabrałam Frisk od niej nim jemu też to zrobiła – uśmiechnęłaś się, słabo, ale szczerze – Jego dusza jest taka jasna, czysta. Oby taka pozostała.
-ja też – w tych słowach był dziwny ciężar. Sans przesunął rękę z Twoich pleców na Twój mostek, nie odwrócił od Ciebie wzroku – ufasz mi? – przytaknęłaś
-Oczywiście, że ufam. – wysunął palce z Twojego uścisku i przystawił obie ręce do Twojej piersi, położyłaś swoje na kolanach, zdając sobie sprawę co zamierza zrobić i na swój sposób zaczęłaś się trochę stresować. Dziwne ciepło wypełniło Twoje wnętrze, przyjemne dreszcze przepełzły po skórze. Jego palce zadrżały, Twoja dusza została wyciągnięta z ciała. Ciemno czerwone światło zajaśniało między wami. Takim ją zapamiętałaś. W kształcie serca z pęknięciami po środku. Głębokie, prawie przerywające ją na połowę. Wystawiłaś rękę, aby jej dotknąć. Sans Cię nie powstrzymał. Palcami przesunęłaś po powierzchni. To było jak iluzja... - Zaraz, co? – rzuciłaś – Ale ... - odsunął Twoją rękę odstawiając ją na kolano. Uważał, aby nie dotknąć Twojej duszy
-tylko magia może jej dotknąć, przepraszam, to dlatego potwory mogą ją wyciągnąć
-Oh
-twoja dusza jest jedyną częścią ciebie, która składa się z magii, my potwory... nasze ciała są zrobione z magii, wasze ludzkie... z innych.. rzeczy, dawno temu, ludzie mogli wyciągać swoje dusze, ale teraz, nie wiem dlaczego, zatraciliście tę umiejętność– potrząsnął głową – nie o tym chciałem.. to co próbuję powiedzieć, to to, że magia woła magię, czuję twoją duszę nawet kiedy tego nie widzisz, mówiłem ci wcześniej, że dusza frisk jest silniejsza od twojej i to nadal prawda, ale twoja nie jest słaba, widziałaś sama jak długo mogłaś stawiać czoła undyne, dłużej niż wiele z potworów by mogło – potrząsnęłaś głową. Sans przesadzał.
-Ale to przez tę dziwną magiczną tarczę, którą mi dała...
-to twoja dusza ją zrobiła, aby cię chronić, użyła magii na twojej duszy i to była jej reakcja – zamrugałaś
-To... ma więcej sensu, niż to, że Undyne sama sobie utrudniała zadanie. – zaśmiał się
-ta – patrzył na Twoją duszę, trzymał tak, jakby miał w rękach coś delikatnego i cennego. Pewnie, tym właśnie to jest. Czułaś jak przeszywa go dreszcz – nie masz pojęcia co to uczucie, nie wiem nawet jak je opisać – coś w jego głosie sprawiało, że zabrakło Ci tchu
-Spróbuj – szepnęłaś. Popatrzył na Twoją twarz, w jego spojrzeniu był nieopisany głód, troska i pożądanie i strach, jakoś ze sobą połączone.
-czuję mrowienie w moich kościach, twoja dusza to wszystko co składa się na ciebie, skoncentrowane w małej kuli magii, to... piękne i bolesne jednocześnie, zniewalające, ale cięgle za mało, im jestem bliżej... - przysunął palce o centymetr, jego ręka zaczęła drżeć więc ją cofnął. Pot pojawił się na jego czole i westchnął ciężko – cholera, przepraszam, to ... intensywne doznanie, ludzkie dusze to coś zupełnie innego – po tych słowach nie skupiał się na Twojej duszy, więc ta wróciła do Ciebie, dziwne uczucie zniknęło. Czułaś się jakoś pełniejsza. Intymność tego co właśnie miało miejsce sprawiła, że zarumieniłaś się. Patrzyłaś przez chwilę, jak Sans zbiera się do całości. – nie jesteś zniszczona – powiedział niskim głosem i chwycił Cię za policzek – mam nadzieję, że ah, ta mała demonstracja pomogła ci zrozumieć co jest dokładnie co twoja dusza może zrobić... przynajmniej... ze mną – przerzuciłaś przez niego nogę tak, aby na nim usiąść twarzą w jego stronę. Co go zaskoczyło, zwłaszcza że zaraz potem zalałaś jego twarz pocałunkami. Wzdłuż jego szczęki, po policzkach, ustach, poczułaś jego kościste palce na swoich biodrach, potem kciuk powoli, niepewnie, zaczął wsuwać się pod koszulkę, zaś mały palec pod spodnie. Pochylił się przy Twoim uchu, słyszałaś jego cichy, niski szept i drżący, ciepły oddech
-powinnaś odpocząć – buntował się słabo, choć ręce wędrowały głębiej. To za hipokryta
-Nic mi nie jest – mruknęłaś w jego kark, zadrżał – Jedzenie pomogło, jak powiedziałeś
-frisk może tutaj zejść w każdej chwili – To sprawiło, że się zatrzymałaś. Westchnęłaś ciężko i cofnęłaś się patrząc na Sansa badawczo
-To robi się już frustrujące
-aż tak jesteś napalona na te kupę kości? – zapytał rumieniąc się – szkielet w tobie jest samotny?
-Było w tym coś przerażającego, Sans... - zaśmiał się. Ścisnął Cię za pośladki, Ty w odpowiedzi jęknęłaś. Uniósł brwi zerkając na Twoją twarz
-pogadam jutro z papyrusem, postaram się wygospodarować trochę czasu sam na sam dla nas

Czy to uczyni Cię szczęśliwą? [Would That Make You Happy? - tłumaczenie PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz