Dwa rodzaje blizn

354 22 0
                                    

Łazienka była zamglona. Byłaś tam zdecydowanie dłużej niż wypada, ciepło powoli rozchodziło się po Twoim zmarzniętym ciele. Nie jesteś do końca pewna, dlaczego bracia mają ubikację. Reszta ich domu wygląda całkiem normalnie, ostatecznie lepiej nad tym nie rozmyślać za bardzo. Lustro zaskrzypiało, kiedy przetarłaś je ręką. Przyglądałaś się sobie. Jakimś dziwnym sposobem, mimo wszystkich tych dziwactw jakie Cię spotkały, nadal wyglądałaś cóż... jak Ty. Jakby nic się nie zmieniło. To nadal byłaś Ty. Przeciągnęłaś palcami po bladej bliźnie z boku Twojego brzucha, czułaś różnice w fakturze skóry. Gładziłaś delikatnie to miejsce. Delikatne wgłębienie. Uważałaś, że jest nieatrakcyjne, lecz mimo to jakoś Ci się podobało. Przypominała Ci o Frisku. O tym, że jest Twój, bez względu na wszystko. Frisk... Naprawdę powinnaś się już ubrać, sprawdzić czy wszystko jest ok z Sansem i Papyrusem. Jakaś część Twojego mózgu nadal próbowała przeanalizować wszystko racjonalnie. Zastanawiające, co skłoniło Cię do podjęcia decyzji o zostawieniu dziecka sam na sam z dwoma szkieletami? Starałaś się zignorować te myśli. Kiedy wchodziłaś do łazienki, dzieciak i wyższy z braci mieli zaczynać swoją randkę. Zaśmiałaś się delikatnie mając nadzieję, że już ją skończyli. Sans obiecał, że nie stanie się nic złego, kiedy Ty będziesz brała prysznic. Troski łatwo rozmywały się w strumieniu gorącej wody. Wytarłaś ciało, a potem włosy w ofiarowany ręcznik. Frisk był do Ciebie podobny. Długie, brązowe włosy teraz nieco skręcone. Przeczesałaś je palcami, by następnie związać je w niedbały kucyk. Tak będzie dobrze. Twoje ubranie schło po tym jak trzeba było je wymyć. Kościotrupy pożyczyły Ci kilka rzeczy. Papyrus był bardzo wysoki i jak masz być szczera, to za szczupły, więc żadne jego spodnie na Ciebie nie pasowały, zaoferował Ci za to luźną koszulkę, przez którą chciałaś się śmiać. Była czarna, z białym nadrukiem w kształcie muchy. Czyżby szkielety też nosiły garnitury? Czarne shorty z białymi paskami wzdłuż ud były od Sansa. Niemal identyczne do tych jakie miał na sobie, z tą różnicą, że te jego sięgały do kolan, a Twoje je przysłaniały. Byłaś zaskoczona tym, że będą na Ciebie pasować. W odróżnieniu od swojego brata, Sans jest nieco ... grubokościsty. Jego proporcje różnią się od ludzkiego szkieletu, no możesz to powiedzieć po jego kości piszczelowej i strzałkowej. No tak, Sans i Papyrus to nie są ludzkie szkielety. To potwory wyglądające jak one. Byłaś wdzięczna za pożyczone ubrania. Będą idealne na noc, jak już będziesz musiała iść spać. Skoro o tym mowa, kolejną rzeczą jaką powinnaś przemyśleć jest nocleg. Papyrus nalegał abyś z Friskiem została i nie chciał nawet słyszeć o odmowie. Szczęśliwa obrotem spraw, miałaś czas aby zastanowić się nad tym co zrobić dalej. Nie chciałaś zostać w Ruinach z Toriel, ale Snowdin wydawało się przyjazną wioską. Miałaś już tutaj przyjaciół, co Ciebie zaskoczyło. Czy naprawdę powinnaś wychodzić na powierzchnię? Udało Ci się uciec od tyrana, pracę ledwo tolerowałaś. No i Frisk wydawał się tutaj szczęśliwy... Może... Cóż, będzie czas i na przeanalizowanie tego dokładniej. Teraz burczący brzuch stanowi priorytet. Słyszałaś, że Frisk i Papyrus są w kuchni, a Sans siedział na kanapie jak schodziłaś schodami. Była całkiem spora, rozkładana tak, aby można było zrobić z niej łóżko. Zdałaś sobie sprawę, że na długość pasowała do Papyrusa. Będzie w sam raz dla Ciebie i dziecka. Sans skierował na Ciebie swój wzrok kiedy pojawiłaś się w pokoju, uśmiechnął się szerzej. Poczułaś się nieco skrępowana, więc przytuliłaś do siebie ręcznik. -fajna koszulka, podoba się? -Papyrus mi ją dał. Nie chcę wyjść na niewdzięcznika – starałaś się bronić nieco onieśmielona Sans machnął ręką -heh, spokojnie. droczę się z tobą Warknęłaś wywracając oczami. -wyglądasz w niej zdecydowanie lepiej niż papyrus. Uniosłaś brew. On uniósł obie w odpowiedzi i popatrzył się na Ciebie pytająco. -co? nie wierzysz mi? wyobraź sobie jego w tej koszuli To sprawiło, że całkowicie się rozpłynęłaś. Starałaś się powstrzymać przed śmiechem, ale nie mogłaś. Poczułaś jak goreje Ci twarz, zawstydziłaś się jeszcze bardziej, Sans po chwili też zaczął chichotać. Kiedy pozbierałaś się, zauważyłaś, że jego kości policzkowe są nieco bardziej niebieskie, jakby się rumienił. -Zobaczę co z kolacją nim zrobię z siebie idiotkę raz jeszcze – powiedziałaś przecierając twarz ręcznikiem tak, jakby on był w stanie go zmazać -no nie wstydź się, to słodkie kiedy się śmiejesz! -Nie, to okropne. - jako małe dziecko śmiałaś się częściej, nie bałaś się wtedy swojej matki. Zagryzała zawsze wtedy wargi.

Mój Boże, przestań mnie zawstydzać. Nie mogę znieść tego dźwięku.
-nie, to nawet lepsze niż oklaski, twój śmiech będzie teraz moim trofeum – położył ręce za czaszkę i rozsiadł się wygodniej na kanapie. Jeden z jego kapci zsunął się na podłogę. Nie wiesz jak masz to rozumieć. Gdyby był... no... gdyby był człowiekiem... wzięłabyś pod uwagę możliwość, że ci najzwyczajniej w świecie dokucza. A to, że nim nie był nasuwało tylko więcej pytań co do jego intencji. Dlaczego robił sobie z Ciebie jaja? Mimo to nadal czułaś się zawstydzona. Twoje policzki były gorące. -T...Tak czy siak idę zobaczyć co z kolacją – odpowiedziałaś starając się wyjść z pokoju najszybciej jak się dało -rozgość się Frisk siedział na blacie machając nogami i uderzając piętami w szufladę. Papyrus patrzył się na garniec gotującego się makaronu, a obok była patelnia na której robił sos. Woda zasyczała kiedy kilka kropel zetknęło się z rozgrzaną kuchenką. Nie chciałaś im przerywać gotowania, nawet jeżeli Frisk siedział na szafce. To nadal nie była Twoja kuchnia i skoro Papyrusowi takie zachowanie nie przeszkadzało to Ty nie masz tutaj prawa głosu. Frisk uśmiechnął się jak tylko cię zobaczył i pociągnął za fartuch szkieleta. -Więc... jak tam wasza uhm... randka? - powiedziałaś zerkając na plecy kucharza -Było fajnie! - powiedziało dziecko -MAM NADZIEJĘ, ŻE MI WYBACZYSZ, LUDZIU. NIE CHCIAŁEM ZŁAMAĆ SERCA FRISKA NA MAŁE KAWAŁECZKI. JEDNAK NIESTETY NIE JESTEM W STANIE ODWZAJEMNIĆ JEGO MIŁOŚCI. Dziecko starało się nie śmiać. Pogłaskałaś je po głowie. -Nic się nie dzieje, Papyrus, to nie twoja wina. -UFFF CO ZA ULGA! TERAZ SPOKOJNIE MOŻEMY WSZYSCY BYĆ PRZYJACIÓŁMI I NIE MARTWIĆ SIĘ O NASZE UCZUCIA! -Dokładnie Kolacja była... n i e d o o p i s a n i a. Jakimś cudem Frisk mógł oczyścić swój talerz w sekundę, Papyrusowi to się podobało. Sans przyglądał Ci się z uśmiechem jak bawiłaś się widelcem w kolacji. Nie chciałaś zranić uczuć większego z braci, ale odmówiłaś, kiedy zapytał się o dokładkę. Nie zauważyłaś jak Sans zjadł swoją porcję, nim zdążyłaś się zorientować jego talerz był pusty. Potem byłaś sama w kuchni, a reszta siedziała na kanapie oglądając telewizję (Podziemną potworną stację telewizyjną.. o rany). Papyrus ugotował dla was kolację i to było już aż za wiele, nigdy nie uświadczyłaś takiej gościnności u siebie w domu. Miałaś więc potrzebę zmyć brudne naczynia. W uszach przebrzmiewał Ci głos matki:

Leniwy nieudacznik... podnieś swoją tłustą dupę i do pracy. Nie interesuje mnie, że jesteś zmęczona. Jak myślisz, co ja robiłam przez cały dzień?
Może to zabrzmi dziwnie, ale czyszczenie naczyń z pomidorowego sosu było całkiem odprężające. Ta cisza była miła, no i nie musiałaś się martwić niczym innym w tym momencie. To było takie ... przyjemne. Nie wiesz czy to dlatego, że byłaś tak zamyślona, czy to też dlatego, że ten typ tak ma, ale nie zauważyłaś, że od jakiegoś czasu Sans siedzi w rogu pomieszczenia. Podskoczyłaś zaskoczona, a szklanka którą trzymałaś w ręku wyślizgnęła Ci się i potłukła, Serce zamarło Ci w piersi. -O mój Boże, przepraszam! - klapnęłaś na ziemię starając się zebrać kawałki trzęsącymi palcami -nie martw się – kucnął obok Ciebie łapiąc się za szkło. Zaczęłaś się zastanawiać, czy udałoby Ci się skleić naczynie z tych kawałków. - hej, przestań, ja się tym zajmę, to moja wina -Nie, wina jest moja. - bąknęłaś, poczułaś łzy pod powiekami. Spodziewałaś się, że będzie na Ciebie zły, że zacznie krzyczeć. Potłukłaś ich szklankę, cholera jasna, jak mogłaś do tego dopuścić? Przygryzłaś boleśnie wargę, starając się uspokoić oddech i nie pozwolić sobie rozpłakać się na dobre – Wybacz mi. Nie wierzę, że to się stało. Jak tylko wzięłaś kolejny kawałek szkła Sans delikatnie odsunął Ciebie od bałaganu -to tylko wypadek, koleżanko. siadaj, ja się tym zajmę, nie zranię się, więc pozwól mi się tym zająć Zamarłaś nie wiedząc co masz zrobić. Jego dobroć onieśmielała Cię i nie byłaś pewna co w związku z tym powinnaś zrobić. Nikt wcześniej nie powiedział „To tylko wypadek" tym bardziej nikt nie robił czegoś za Ciebie. Potłukłaś coś – zawaliłaś; twoja wina. -no już, nie daj się prosić. - Szturchnął Cię w bok. Jego uśmiech był nieco wymuszony. Coś było w jego oczach co sprawiło, że po chwili wróciłaś do siebie. Przytaknęłaś i odeszłaś od niego będąc szczęśliwą, że łzy nie pociekły Ci po policzkach. Miałaś mokre ręce, więc wytarłaś je o fartuch. Sans milczał, po wyrzuceniu szkła do kosza odkręcił wodę by pozbyć się małych kawałków szklanki. Nie musiał być nawet ostrożny, ponieważ jak powiedział nie mógł się zranić. Nie miał skóry. -przyszedłem tutaj, aby się ciebie zapytać o to czy nadal jesteś głodna – nie odwrócił się w Twoją stronę – doceniam to, że zjadłaś posiłek mojego brata, ale wiem, że nie gotuje najlepiej. pomyślałem, że możesz mieć ochotę na nieco prawdziwego jedzenia, jeżeli tylko chcesz -Nic mi nie jest, przywykłam do tego. - Powiedziałaś nim pomyślałaś. Kurwa. Zamarł na chwilę i powoli odwrócił się w Twoją stronę. -przywykłaś do czego? do głodu? Nie odpowiedziałaś, ale miał rację. Jadłaś, jednak nigdy wystarczająco dużo aby się najeść. Musiałaś mieć pewność, że Frisk dostanie tyle ile będzie potrzebować, no i talerz Twojej matki też zawsze musiał być pełen. Odrobina głodu była niczym za poczucie tego, że Friskowi niczego nie będzie brakować. Podskoczyłaś kiedy Sans zakręcił wodę. Dał Ci swoją niebieską kurtkę i wepchnął ją w Twoje ręce -weź to i załóż buty, idziemy do grillbyiego.

Czy to uczyni Cię szczęśliwą? [Would That Make You Happy? - tłumaczenie PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz