Nigdy nie zapomnisz miny Papyrusa, kiedy spróbował Twojej kolacji. Jego szczęka powędrowała w dół po tym jak przełknął (nie, nawet nie pytaj) i dostrzegłaś małe iskierki w jego oczach, te jakie widziałaś kilka dni wcześniej. Przepraszał Cię w kółko za to, że w ogóle wątpił w Twoje umiejętności kulinarne, a wraz z każdym kolejnym kęsem mruczał zadowolony. Byłaś szczęśliwa, dumna i zawstydzona, jego uwagą. Trudno jeść, kiedy morda szczerzy Ci się w uśmiechu. Za możliwość zostania zajmiesz się pracami domowymi. Mogłabyś ucałować Sansa tę za sugestię. Teraz nie będziesz musiała się martwić o to, że zranisz uczucia Papyrusa, no i poczujesz się produktywna.
Kolejne dni mijały bez większych rewelacji, rozkoszowałaś się pobytem w Snowdin.
Dzieci z sąsiedztwa zorientowały się, że Frisk mieszka z „tymi śmiesznymi szkieletami" i pewnego dnia przyszły pod drzwi pytając się, czy może wyjść i się pobawić. Oczy dziecka zalśniły i niecierpliwie czekał, aż się zgodzisz, a potem wybiegł z mieszkania. Zauważyłaś, jak jeden z małych potworów upada na twarz (nie miał rąk), a potem wstał i po prostu się śmiał. Innego dnia Frisk towarzyszył Papyrusowi w patrolowaniu lasu. Ty i on pomogliście kościotrupowi z zagadkami i spotkaliście kilka psów na swojej drodze. Musiałaś upomnieć Friska, aby przestał głaskać Lasser Doga, nim mu odpadnie łeb. Mając nadal niespożytkowane pokłady energii, dziecko ponaglało Cię, aby wyjść z Papyrusem kolejnego dnia. Nie chcąc zostawać w domu samej, poszłaś z nimi, ale zostałaś przy jednej ze stacji Sansa. Temu nie przeszkadzało towarzystwo. Opowiedział Ci kilka kawałów, historię jak Undyne zgodziła się trenować Papyrusa, lecz większość czasu oboje przemilczeliście. Po przerwie obiadowej (Sans miał dwa hot dogi) siedziałaś na ziemi małej stacji. Znajdowałaś się obok Sansa, ziewnęłaś głęboko. Nic nie powiedział, jak położyłaś głowę na jego ramieniu. Tak łatwo było się przy nim odprężyć. Znał paskudną prawdę o Twojej przeszłości i mimo to nie traktował Cię gorzej. To pomagało. Nie litował się nad Tobą czy nie traktował Cię jak nieudacznicy. Skupiał się raczej na tym co tu i teraz. Zależało mu. -frisk chyba jest szczęśliwy – powiedział, kiedy zaczęłaś przysypiać. Mruknęłaś zgadzając się z nim. - a co z tobą? -Też jestem szczęśliwa. -jak bardzo -Bardzo -bardzo? -Ta. Czuję radość w moich kościach. Zaśmiał się i dźgnął Cię w bok. Stęknęłaś lekko, ale zaraz potem położyłaś znowu głowę na jego ramieniu. -kradziej kawałów – udawał obrażonego -Tylko go pożyczyłam. Możesz go odzyskać. Dowcipy o kościach są bardziej w twoim stylu. Przysunęłaś się odrobinę do niego i zamknęłaś oczy wtulając twarz w futro na jego kapturze. Jak tylko zaczęłaś odpływać, poczułaś jego kościste palce na swojej dłoni. Sans wiedział, że nie powinien się angażować. Nadal wszystko mogło się zresetować. A jeżeli tak się stanie, czy będziesz znowu z Friskiem? Nie wiedział, dlaczego akurat ta linia czasowa jest inna. Miał nadzieję, że to coś oznacza, może to ostatni raz? A jeżeli faktycznie innej już nie będzie, to czy ... powinien się nie angażować? Papyrus znalazł was kilka godzin później. Obudziłaś się praktycznie leząc na Sansie. Myślałaś, że spalisz się ze wstydu. Pomijając fakt, że pod Tobą musiało być mu naprawdę niewygodnie. Wstałaś szybko na równe nogi. Czułaś jak twarz Ci płonie. Jego policzki były niebieskie, a kiedy popatrzyłaś na wyższego z braci, ten mrugnął do Ciebie. Zarumieniłaś się jeszcze bardziej, nie rozumiejąc jak masz odebrać jego zachowanie. W drodze powrotnej do domu Frisk był dziwnie cichy i nalegał, aby trzymać Cię za rękę.
Powoli zaczynałaś się przyzwyczajać. Choć nadal nieco energiczne ruchy Papyrusa i jego donośny głos wywoływał u Ciebie strach i zaskoczenie, lecz zaraz potem relaksowałaś się i czułaś się winna za własne przyzwyczajenia. Sans przestał Ci też mówić, że nie musisz pomagać w domu. Robiłaś to co chciałaś, czułaś się potrzebna.
Minął już tydzień odkąd zamieszkałaś z kościotrupami, tego dnia zdecydowałaś, że zrobisz ciasteczka. Frisk bawił się z dziećmi, Papyrus rozwiązywał krzyżówkę, a Sans był z Tobą w kuchni. Siedział na niewielkim krzesełku w rogu pomieszczenia przyglądając Ci się.
Dzień wcześniej zrobiłaś zakupy i wyciągałaś teraz wszystkie potrzebne składniki na blat. Przywykłaś do tego, że najczęściej nie szkielet spuszczał z Ciebie wzroku. Jednak po tym niefortunnym wypadku z drzemaniem na nim czułaś jakieś dziwne napięcie w powietrzu. To nie pierwszy raz kiedy zastanawiałaś się, czy patrzy na Ciebie inaczej niż jak na przyjaciela, ale... nie, to niemożliwe. On jest potworem. Chodzącym szkieletem. Jak to w ogóle mogłoby działać? Rozkojarzyłaś się. Ciasteczka! Tak, ciasteczka. To właśnie teraz powinnaś robić. Nasypałaś mąki do miski i dodałaś proszku do pieczenia, a potem pozostałe składniki. Ale, gdzie cukier? Nie miałaś go pod ręką.. oh, jest obok Sansa. Wyciągnęłaś w jego stronę rękę. -Możesz mi podać cukier? -jasne, zaraz osłodzę ci życie Nim zdążyłaś przetrawić to co powiedział, złapał Cię za dłoń i pociągnął do siebie, odwrócił Twoją twarz w swoim kierunku i przyłożył swoje zęby do Twojego policzka. Zaraz... czy to... pocałunek? Oh... Oh... Nie, to jest po prostu Sans. Robi sobie żarty. Była okazja to z niej skorzystał. To wszystko. Cofnęłaś się. Byłaś czerwona. -Nie baw się mną w ten sposób – miałaś nieco przyciszony głos -nie bawię się – choć się uśmiechał, wiedziałaś że mówi poważnie – w każdym razie, nie w taki sposób jak myślisz -A co dokładnie myślę? - teraz miałaś nieco wyższy niż zawsze ton, czułaś jak wyskakuje Ci gęsia skórka -to może powiem inaczej, jestem zmęczony tańczeniem dookoła tego co chcę zrobić – Przybliżył się do Ciebie trochę, starając się rozczytać mimikę Twojej twarzy. Przygryzłaś wewnętrzną stronę wargi – lubię cię w pozwól-się-zabrać-dziś-na-randkę sposób. - mrugnęłaś -Chcesz ze mną... wyjść? -jestem pewny, że właśnie to powiedziałem – uniósł brwi do góry, a jego uśmiech nieco się zmniejszył -Ale, ja... Sans, ja jestem człowiekiem. - To wariactwo! Nie mógł mówić poważnie! -zdążyłem to zauważyć, ta. masz z tym jakiś problem? Zamilkłaś na chwilę. -Nawet jeżeli randka wypali, co potem? Pomijając fakt, że ja i Frisk okupujemy twoją kanapę, jak.. pewne rzeczy... będą działać? - poczułaś jak Twarz robi Ci się jeszcze bardziej czerwona, ale lepiej omówić te sprawy teraz. No i byłaś też ciekawa. Mrugnął do Ciebie. -ja... cóż... nie jestem do końca obeznany z ... tym – zarysował dłońmi kontury Twojego ciała – nie wiem jak ono działa, ale myślę, że da się coś wymyślić. um... jeżeli będziesz chciała... i jeżeli dojdzie co do czego – chrząknął. Jest tysiąc i więcej powodów abyś odmówiła. Nie wiedziałaś ile jeszcze tutaj zostaniesz. Choć nie wydaje się, że opuścisz Snowdin za szybko, ale czy wasza dwójka naprawdę może zostać na zawsze w Podziemiu? Byłaś tutaj szczęśliwa. Naprawdę. Nigdzie nie czułaś się lepiej. Sans przymknął powieki, z każdą chwilą czuł się coraz bardziej zmieszany. -no koleżanko, rzuć mi kość, możesz odmówić, zrozumiem, ale proszę o odpowiedź. Pieprzyć to, czemu nie? Lubiłaś go, a on lubił Ciebie... nikt nie zna przyszłości i nie wiesz co czeka Ciebie i Friska. -Dobrze – powiedziałaś z uśmiechem – Z przyjemnością. Znowu się uśmiechnął, wyglądał na zadowolonego. -super, jestem pewien że paps zajmie się friskiem – złapał Cię za rękę, wplótł kościste palce między Twoje. Zaczęłaś się zastanawiać, jakie to uczucie gdyby były pod Twoim ubraniem – obiecuję, że będziesz się dobrze bawić.
CZYTASZ
Czy to uczyni Cię szczęśliwą? [Would That Make You Happy? - tłumaczenie PL]
FanfictionJest to opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cz...