Zimne powietrze wiało po gołych nogach. Całe szczęście, kurtka Sana była szczelna, więc przynajmniej w połowę ciała było Ci ciepło. Zaciągnęłaś na głowę kaptur starając się ochronić mokre włosy, ale nie pomagało to za bardzo. Mróz pozwalał jednak oczyścić Ci umysł, pozbyć się strachu. Cokolwiek mówi, że w Podziemiu jest „dzień" teraz milczało. Całe Snowdin wyglądało jak przytulna mała wioska w zimową noc. Cicho i bezpiecznie, gdybyś nie zachowała trzeźwości umysłu mogłabyś przypuszczać, że wróciłaś na powierzchnię. Grillby był całkiem blisko. Ledwo wyszliście, a już mogłaś zobaczyć ciepłe pomarańczowe światło neonów odbijające się od białego śniegu. Sans milczał idąc po Twojej prawicy, przez chwilę machał rękami, aż ostatecznie skrzyżował je na piersi. Najwyraźniej nie wiedział co z nimi zrobić nie mając swojej kurtki. Kości na jego przedramieniu wydawały się dwa razy grubsze niż te u ludzi. Gdyby był człowiekiem, określiłabyś go jako niskiego i pulchnego Choć jego szkielet nie powlekało żadne ciało, nadal tworzył wrażenie mocno grubokościstego. Kiedy doszliście do baru otworzył drzwi, zastanawiałaś się, czy przepuści Cię pierwszą, lecz jednak nie. Wszedł i jedyne co zrobił to podtrzymał Ci je póki Ty sama nie przytrzymałaś. Szłaś za nim. Choć miejsce było niewielkie, to nie było tłoczno, przy większości stołów siedziały wielkie psy. Kilku bywalców przywitało się z kościotrupem w drodze do szynku. Uniosłaś się i usiadłaś na krześle. Barman – Grillby jak zgadywałaś – wyglądał jak ogień. Czułaś przyjemne ciepło dobiegające z jego ciała kiedy się zbliżał. Nie ma sensu zastanawiać się w jaki sposób okulary nie topią mu się na ... twarzy? -zamawiaj co chcesz, koleżanko. noooo, wszystko to co jest w menu – powiedział opierając się o ladę Zaczęłaś się rozglądać, aby zobaczyć co inni jedzą, aż ślinka Ci pociekła – rozpoznajesz zapach! Twoim oczom ukazał się wielki talerz frytek. -Frytki. Uwielbiam frytki. - powiedziałaś, coś w twarzy Sansa się zmieniło, odczytałaś to jak przejaw entuzjazmu. -brzmi całkiem dobrze, grillby dwa razy frytki. Płomienny człowiek w ciszy przytaknął i wszedł do kuchni. Śledziłaś go wzrokiem zachodząc myślami, próbując rozszyfrować to w jaki sposób ogniste potwory działają. Po chwili przeniosłaś wzrok na swojego towarzysza. Jakoś specjalnie Cię nie zdziwił fakt, że cały czas się na Ciebie patrzył. I choć się tego spodziewałaś, nadal czułaś się lekko zmieszana. Popatrzyłaś na bar, gładząc fakturę drewna pod palcami. Dlaczego się Ciebie jeszcze nie zapytał? Chciał, czułaś to, napięcie między wami wzrastało -nie przejąłem się zbytnio, kiedy miałaś atak paniki w lesie – zaczął cicho – pomyślałem sobie, że hej miałaś ciężki dzień za sobą, więc to raczej normalna reakcja, wiesz? Zaryzykowałaś podnosząc na niego wzrok z ukosa. Te dwa małe światełka w jego oczach wydawały się ciemniejsze, zaś uśmiech z jego twarzy znikł -ale wszystko zaczęło być troszeczkę dziwne. można powiedzieć... że czuję to w kościach Zacisnęłaś mocniej wargi, krzyżując ręce na ladzie, bezwiednie patrzyłaś na szkielet. -Buuu – szepnęłaś Drgnął, jego uśmiech na chwilkę wrócił na twarz. -aż taka straszna nie jesteś, słuchaj. to co chcę ci powiedzieć... koleżanko... wiem, że coś jest na rzeczy, więc jeżeli chcesz o tym pogadać, śmiało słucham. jestem w tym całkiem dobry bo nie wymaga to ode mnie zbyt wiele wysiłku. Zaczęłaś się zastanawiać od czego można by tu zacząć. Od początku. Początek to dobre miejsce. No, ale coś Ci przerwało jak tylko otworzyłaś usta – Grillby wrócił z zamówieniem. Położył dwa talerze naprzeciwko was, zaś butelkę keczupu wyciągnął spod lady. Sans chwycił ją i wylał niemalże połowę zawartości na swoje frytki nim położył przyprawę między was, w razie czego jakbyś też chciała. Wsadziłaś kilka frytek do buzi, przeżułaś powoli i połknęłaś nadal myśląc nad odpowiedzią. Może to dlatego, że dzień był dla Ciebie naprawdę długi i niezwykle wykańczający, a może to dlatego że spaghetti było paskudne, ale gdybyś miała powiedzieć, jakie frytki smakowały Ci najbardziej to wskazałabyś te. Ciepłe, świeże, chrupiące z zewnątrz, a w środku delikatne. Skosztowałaś jeszcze kilku nim postanowiłaś przemówić. -Rzeczy... nie układały się dla mnie dobrze w domu – zaczęłaś. Popatrzyłaś na Sansa spod włosów, przyglądał Ci się z uwagą – W...wiesz jak to się ... zdarzyło... To znaczy nie wszyscy muszą mieć świetnych rodziców. Ale czy to ma teraz jakieś znaczenie? Ona jest tam, a ja jestem tu. Wzięłaś frytkę, coraz trudniej przychodziło Ci przełykanie ich. Sans milczał. -a więc, skoro ty nie miałaś dobrze, to frisk też? - zapytał po chwili. Brzmiał tak, jakby starał się rozwikłać jakąś zagadkę, a historia patologii z jakiej się wywodzisz miała być kluczem do tego. Westchnęłaś, starając się dobrać odpowiednie słowa w umyśle. -Wszystko było nawet dobrze, cóż... prawie... póki... kilka nocy temu... W noc poprzedzającą nasze przybycie tutaj. Moja mama uderzyła Friska, więc ja go zabrałam stamtąd. Dorastałam w gównie i przywykłam do takiego zachowania, ale... - zdałaś sobie sprawę z tego, że Twoje ręce lekko drżą, a niewidzialne palce zaciskają Ci się na gardle. Powoli przełknęłaś ślinę i mówiłaś dalej patrząc się na stygnący posiłek – Miałam nadzieję, że nigdy nie podniesie ręki na Friska tak długo, jak będzie mogła bić mnie. Póki biła mnie, a Friskowi nic nie robiła, było dobrze... - Potrząsnęłaś głową i westchnęłaś. - Nie byłam w stanie... nie byłam wystarczająco zmotywowana aby uciec z domu... ale j-ja nie mogłam pozwolić, aby Frisk przechodził przez to wszystko przez co ja musiałam. Kiedy o tym pomyślę... Gdybym nie zabrała go tamtej nocy... Mam wrażenie, że straciłabym go na zawsze. Jakby miał uciec. Nie wiem. Sama tego chciałam... kiedy byłam młodsza, ale nigdy nie byłam dość silna. Frisk byłby w stanie to zrobić. - przygryzłaś wargę i ostrożnie zerknęłaś na Sansa – Czy to ma jakiś sens? Przez sekundę widziałaś, jak jego lewe oko zaświeciło się na niebiesko, choć to było tak szybkie, że nie jesteś pewna, czy Ci się to tylko nie przewidziało. Jednak, jego oczodoły były w tej chwili całe czarne, zaś kropla potu pojawiła się na jego czole. Jego mina raz jeszcze wykrzywiła się w niezadowoleniu. Zdałaś sobie sprawę z tego, że jest zły. Już chciałaś go przepraszać, ale zdałaś sobie sprawę z tego, że nie masz za co. Za to, że się zezłościł? Dlatego, że powiedziałaś mu o tym jak chujowe było Twoje życie, a on tylko słuchał? W końcu przemówił. Jego głos był niski, prawie warczał sfrustrowany. -to ma większy sens niż możesz sobie z tego zdawać sprawę – nie byłaś do końca pewna co miał na myśli. Odwrócił głowę, a kiedy znowu na Ciebie spojrzał, jego oczy wróciły do normalności. Dał Ci ciepły uśmiech. - i wy ludzie mówicie, że to my jesteśmy potworami... lecz nie znam potwora, który uderzyłby własne dziecko. Zimny dreszcz spłynął po Twoim karku, kiedy spojrzałaś znowu na potrawę przed Tobą. Koścista dłoń spoczęła na Twoim ramieniu w geście uspokojenia, może nawet pocieszenia. -hej, pomyśl. dobrze, że frisk ma taką świetną starszą siostrę jak ty Chęć poprawienia go była tak silna, że nie umiałaś jej powstrzymać. Powiedziałaś mu o wszystkim innym, więc dlaczego miałabyś przemilczeć to? Nie było żadnych dobrych wymówek. Boże, chciałaś mieć po prostu kogoś kto znałby prawdę. Więc, czemu nie on? -Nie jestem jego siostrą. Jestem jego matką. Wsadziłaś kilka frytek o buzi, bałaś się jego reakcji. Czy zmieni to sposób w jaki teraz na Ciebie patrzy? Nadal będzie uważał, że dobrze się opiekujesz dzieckiem? -j..jak...? Zmierzyłaś go wzrokiem przełykając. Wyglądał na bardziej zaskoczonego niż przypuszczałaś. Cóż, przynajmniej nie czuje do Ciebie wstrętu... jeszcze. -Wiesz, kiedy kobieta i mężczyzna się lubią... -doceniam to, że lubisz żartować, ale nie o to mi chodziło – przerwał, zaczęłaś gładzić się po ramieniu – chciałem się ciebie zapytać o to jak wiele miałaś lat? -Czternaście – odpowiedziałaś wsadzając ręce do kieszeni jego kurtki. Nie chciałaś teraz patrzeć na jego twarz. Położył swoją dłoń na Twojej i nie byłaś pewna jak masz to odczytać. -byłaś tylko dzieckiem. Tak bardzo pragnęłaś mieć kogoś, kto się o Ciebie zatroszczy, kto będzie Cię chciał i potrzebował. Chciałaś być przez kogoś akceptowaną i dla kogoś ważną, choć raz. -Gówna się zdarzają. -ale frisk... - zamarł, wiedziałaś że stara się to wszystko poukładać sobie w głowie – oh... myśli, że twoja mama to jego mama. -Taaa. Ja nie... - zamknęłaś oczy – Tak bardzo się bałam, że nie wiedziałam co zrobić. Zajęła się wszystkim na samym początku i ... prościej dla mnie było pozwolić jej na to. Była szczęśliwa, a kiedy tak się działo wszystko zdawało się być lepsze. No i do kurwy nędzy, nie wiedziałam co robię, Sans. - nic nie odpowiedział. Otworzyłaś oczy i popatrzyłaś na niego – Zrozumiem, jeżeli straciłam w twoich oczach. Ja... nie jestem do końca pewna co o sobie myśleć, szczerze. -myślę, że robisz wszystko to co możesz i najlepiej jak umiesz w tej posranej sytuacji – nie wiedziałaś jak to masz odczytać. Może ten typ tak po prostu ma... - i choć nie zawsze było łatwo, ty robiłaś to co słuszne. Jego słowa i zachowanie... to było ostatnie czego się spodziewałaś po swojej spowiedzi. Wyciągnęłaś dłonie z kieszeni i zjadłaś ostatnie frytki jakie zostały na talerzu. Były zimne, ale nadal smaczne. -Tylko nie mów Friskowi -zdaję sobie sprawę z tego, że jest to coś co sama powinnaś mu powiedzieć -Ja.... jeszcze nie. Powiem mu, obiecuję, ale... nie teraz. -najlepszy czas to teraźniejszość Mruknęłaś niezadowolona. Zabrał dłoń z Twojego ramienia, zrobiło Ci się z tego powodu trochę smutno, poczułaś się samotna. -powinienem powiedzieć to wcześniej, ale przepraszam. przepraszam za to wszystko przez co musiałaś przejść, wiem że to niewiele zmienia, ale... -Zmienia. - powiedziałaś szczerze. Czułaś się nieco lepiej. Znał Twój sekret i rozumiał Cię. To pomagało. - Dziękuję, Sans. - Nim zdałaś sobie z tego sprawę, obejmowałaś go. Czułaś jak sztywnieje pod Twoim ciałem, ale po chwili odwzajemnił delikatnie uścisk. Futro z jego kaptura łaskotało Cię w brodę, ale przytulenie było milsze niż przypuszczałaś. Wyprostowałaś się i popatrzyłaś mu prosto w oczy – Dziękuję. - powtórzyłaś ponieważ czułaś, że jeden raz to za mało. - Nie tylko za wysłuchanie, ale za wszystko. Jesteś prawdziwym przyjacielem, nawet jak opowiadasz strasznie czerstwe kawały. Trzymał jeszcze ręce na Twoich ramionach, kiedy się oddaliliście. -wiem, że uważasz mnie za komedianta, ale kiedy chcę umiem być całkiem poważnym gościem Warknęłaś i odepchnęłaś do lekko od siebie -Uwaga bo uwierzę Mrugnął. -co mogę dodać? jestem bez serca -Nie. - zaprotestowałaś, ale i tak się śmiałaś. Nienawidziłaś kiedy sobie żartował, a jednocześnie Twoje usta wykrzywiały się w uśmiechu. -śmiesz się ze mną kłócić? Schowałaś czerwoną twarz w dłonie. -Nienawidzę cię. Cofam wszystkie miłe rzeczy jakie o Tobie powiedziałam. - mruknęłaś między salwami śmiechu -ranisz mnie, kochanie. Dostał to czego chciał. Zataczałaś się ze śmiechu. Nagle złapał Cię za ramiona i objął ponownie. Trzęsłaś się w tym objęciu ze śmiechu, a on gładził Cię po plecach. Mimo wszystko odwzajemniłaś uścisk, kładąc brodę na jego ramieniu. -Dzięki. - szepnęłaś delikatnie – Naprawdę tego potrzebowałam -do usług.
CZYTASZ
Czy to uczyni Cię szczęśliwą? [Would That Make You Happy? - tłumaczenie PL]
FanfictionJest to opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cz...