Wiedziałaś, że gdybyś chciała mogłabyś dołączyć do wszystkich w salonie. Kolacja nastawiona i będzie gotowa za dwadzieścia minut, ale Ty nie byłaś gotowa. Sans nie chciał rozmawiać, a Ty nadal nie czułaś się dobrze przy Undyne. Teraz kiedy nie celuje w Ciebie włóczniami rozumiesz jak Papyrus się z nią zaprzyjaźnił... co nie znaczy, że Ci się to podoba. Głośny śmiech Friska przypomniał Ci dlaczego w ogóle się zgodziłaś. Miałaś w ogóle jakiekolwiek wyjście? Wszyscy mówili, abyś dała jej szansę, więc dlaczego ich nie słuchać? Jedyną prawdziwą opcją była odejście, a sama myśl o tym Cię przerażała. Gdzie miałabyś iść? Ten dom to pierwsze miejsce w którym czujesz się bezpiecznie.... od bardzo dawna. I Frisk lubi Undyne. Nie, abyś pozwalała decydować w sprawach ważnych sześciolatkowi, ale Frisk jest szczęśliwy tutaj, ze wszystkimi... Jak mogłabyś to zniszczyć? Nie potrzebowałaś jednak wiele czasu, aby zacząć się zastanawiać.
Słuchaj się mnie! Może i myślisz, że wiesz co jest dla ciebie najlepsze, ale ja wiem lepiej! Popatrz gdzie zaprowadziły cię twoje wybory! Wygląda na to, że potrzebujesz kogoś, aby decydował za ciebie!
Przygryzłaś wargę wbijając w ręce paznokcie. Nie wiesz już co myśleć.
-jeżeli będziesz dalej się tak wpatrywać w kuchenkę, zacznie się palić, a to oznacza, że w ciągu jednego dnia spłoną dwa domy – Wzięłaś wdech i podskoczyłaś kiedy Sans pojawił się znikąd w kuchni. Chwyciłaś się za pierś czując panikę pod skórą. Musiałaś chwycić się za regał aby nie stracić równowagi.
-Jasna cholera – stęknęłaś orientując się, że masz na policzkach łzy – Nie rób tak! - chrząknęłaś zamykając oczy.
-dziecino, kurwa, przepraszam – czułaś, że jest przed Tobą, bierze Twoje ręce w swoje. Powoli kciukami zaczął je gładzić próbując Cię uspokoić – myślałem, że już lepiej sobie z tym radzisz, wygląda na to, że wiele rzeczy dzisiaj schrzaniłem, co? - Popatrzyłaś na niego, choć po drzącej brodzie nadal skapywały ci łzy.
-Jaja sobie robisz? - Sans patrzył na Ciebie
-oh, nie! - rzucił niepewnie. Zaśmiałaś się słabo, a Sans żałośnie się uśmiechnął. Po chwili zaczynałaś czuć się już dobrze.
-lepiej? - zapytał nie przestając Cię gładzić. Przytaknęłaś
-Chcesz coś? Wiem, że nie przyszedłeś tutaj pogadać... - zabrzmiałaś nieco bardziej oschle niż chciałaś. Puścił Cię.
-chciałem podziękować za to, że nie dogadałaś papyrusowi i że zgodziłaś się, aby undyne została, wiem że nie było łatwo i naprawdę nie wiem o czym myślał mój brat... właściwie, to wiem o czym myślał, ale mimo to – Sans wyglądał jakby czuł się niezręcznie – czasami potrafi mieć pusto we łbie – Zaśmiałaś się cicho
-I tak nie miałam wyjścia Sans
-co? oczywiście że miałaś – uniósł brwi. Potrząsnęłaś głową. Nie chciałaś się sprzeczać. Przecież nie wejdziesz tanecznym krokiem do salonu mówiąc wszystkim, że zmieniłaś zdanie i Undyne ma się stąd zabierać. - ej – zaczął po chwili kiedy pozwoliłaś mu się przytulić. Położyłaś głowę na jego kościstym ramieniu. Było miło. Lecz poczucie winy nie pozwalało Ci się uspokoić. To Ty powinnaś go pocieszać. - jeżeli naprawdę ci się to nie podoba, pogadam z undyne, ma innych przyjaciół u którym mogłaby się zatrzymać
-Nie – rzuciłaś być może zbyt szybko. Przez to miałaś wrażenie, że to słowo tylko pogorszyło sytuację. Chciałaś tylko, aby wszystko znowu było dobrze – Dam sobie radę. Ona... ona nie jest tak zła jak myślałam.
-ja i pap nie pozwolimy aby coś się wam stało.
-Wiem
-i wiem, że to nie poprawi sytuacji, ale to co zrobiła to nie było nic osobistego
-Wiem
-...przepraszam – wzięłaś wdech podnosząc się tak, aby popatrzeć mu w twarz. Wyglądał na zdołowanego.
-Za co?
-dzisiaj miał być dobry dzień – znowu go przytuliłaś tym razem mocniej
-Porozmawiajmy – szepnęłaś, czułaś że sztywnieje – Martwię się o ciebie
-później, obiecuję, ale nie teraz – czułaś nutkę desperacji w jego głosie – a nienawidzę składać obietnic, więc mam nadzieję, że to docenisz
-Trzymam cię za słowo – mocniej go ścisnęłaś
-teraz mam wrażenie, że trzymasz mnie za kości – Zaśmiałaś się cicho, on natomiast cmoknął Cię w policzek – chodź, dołącz do nas, nie zadręczaj swojej czachy tutaj samotnie – powiedział szczypiąc Cię po boczkach aż skrzeknęłaś. Ten skrzek zniknął w śmiechu. Wzięłaś wdech i schowałaś twarz w dłoniach. Dlaczego to robi? Uśmiech jaki Ci teraz posyłał nie był udawany, czułaś w nim szczęście. Jak może być szczęśliwy? Czego się boi? Mogłaś tylko zaufać jego obietnicy. To Sans zaproponował grę w karty. Na początek musiałaś nauczyć Frisk jak się gra, choć ten i tak się uśmiechał ale nie wiedziałaś dlaczego. Grał na zwłokę. Wszyscy już zjedli i siedzieli dookoła włączonego telewizora, a teraz kiedy robiło się coraz później, nie chcąc iść spać, próbował kupić sobie więcej czasu. Ale karty już na stole, więc pozwolisz mu zagrać kilka partyjek. No i Sans wyglądał na zadowolonego. Stół nie był dość duży dla was wszystkich, więc siedzieliście na podłodze w salonie. Byłaś między Frisk a Sansem. Papyrus po drugiej stronie Friska, a Undyne między braćmi.. prawie naprzeciwko Ciebie. Frisk przybliżył się pokazując swoje karty
-Mamo, ta może być? - zapytał
-Ej! - krzyknęła Undyne sprawiając, że oboje podskoczyliście. Pochyliła się w Waszą stronę – Nie oszukuj smarku!
-Z jakiego powodu krzyczysz na Frisk? - warknęłaś mrużąc oczy
-nie wybuchaj tak undyne na dzieciaka – wtrącił się Sans – wszyscy tutaj grają w otwarte karty – kółeczko warknęło i Sans wzruszył ramionami. Ale po tym, atmosfera się rozpogodziła i zaczęliście grać. Co jakiś czas dotykał Cię, a to ramieniem, a to dłonią, delikatnie muskał Twoją nogę gdy rozmawialiście. Za każdym razem kiedy walił suchara zerkał na Ciebie, aby zbadać Twoją reakcję. Za każdym razem gdy go na tym przyłapałaś posyłałaś mu wzrok mówiący „wiem o co ci chodzi". Ostatecznie po jakiejś godzinie, Papyrus zaczął ziewać. Frisk przysypiał nad kartami, a Undyne zaczynała mieć zamglony wzrok. Sama miałaś problem z walką z własnym zmęczeniem
-Dobra kochanie, czas do łóżka – powiedziałaś Friskowi który podniósł na Ciebie zaspane ślepka. Objął Cię ramionami pozwalając, abyś pocałowała go kilka razy w policzki i czoło
-Dobranoc, kocham cię – mruknął
-Też cię kocham. Naprawdę nie przeszkadza ci to, że będziesz spał z Papyrusem?
-Ta – wszyscy powoli zaczęli się podnosić. Undyne jęknęła głośno kiedy kładła głowę na podłokietniku kanapy
-Jeżeli będę potrzebna, nie bój się i pukaj do pokoju Sansa – powiedziałaś tuląc go mocno, a potem puściłaś.
-Mamo, nic mi nie będzie
-Po prostu się upewniam
-Spałem sam w moim pokoju przez sześć lat. Nic mi nie będzie – Dziecko dźwignęło się na nogi i wywróciło oczami. To nie była prawda, chciałaś powiedzieć, ale za bardzo się bałaś brzmieć na zbyt zdesperowaną. Frisk i tak wywrócił oczami, zachowywał się „zbyt dorosło" jak na Twój gust. Nie chciał słyszeć, jak spał zawinięty w kocyk przez pierwsze miesiące swojego życia, albo kiedy szłaś do niego i z nim spałaś kiedy budził się w środku nocy z płaczem. Twoja matka nie lubiła jak się przerywało jej sen. Obejmowałaś go mocno, przytulałaś do siebie i bałaś się, aby nikt się nie zbudził. Kiedy dorastał, spałaś zazwyczaj na krześle w jego pokoju, bo sam bał się usnąć. Pamiętasz zwyczaje swojego dziecka, patrzyłaś jak to wchodzi z Papyrusem na górę schodami. Sans szturchnął Cię za ramię, podniosłaś na niego głowę i pozwoliłaś, aby pomógł Ci wstać
-chodź, czas pogadać.
CZYTASZ
Czy to uczyni Cię szczęśliwą? [Would That Make You Happy? - tłumaczenie PL]
FanficJest to opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cz...