Musiałaś pokonać długi korytarz, nim dotarłaś do drzwi. Poza waszymi przyśpieszonymi oddechami i krokami nic nie było słychać. Dziecko nie bało się, dziarsko szło przed siebie, choć mogłaś powiedzieć, że wygląda na lekko zestresowane. Bawiło się palcami niewielkich dłoni przed sobą co chwilę poprawiając rękawy za długiej koszuli. -Wszystko dobrze, Frisk? Chyba Cię nie usłyszał, szedł dalej. Buzia dziecka nieco zmieniła wyraz, zmrużył oczy, zdaje się, że czegoś szukał. Kiedy dotknęłaś jego ramienia, aż podskoczył. Frisk popatrzył na Ciebie, postanowiłaś zapytać się jeszcze raz. -Wszystko dobrze? Przytaknął, a następnie znowu skierował wzrok przed siebie i szedł dalej. Zaczęłaś się zastanawiać czy czymś się martwi, a może coś było nie tak? Ty nie wyczuwałaś niczego złego. Nie czułaś się zagrożona. Kochałaś swoje dziecko tak bardzo, że to Cię czasem bolało. Starałaś się je zawsze chronić, grać pierwsze skrzypce. kiedy chodziło o poważne sprawy. Karcenie i wykłady; oh w tym Twoja matka była dobra. Ty chcesz uczyć dyscypliny tego dziecka – powtarzała – kiedy sama nie umiałaś zatroszczyć się o siebie? Założyłaś za ucho kosmyk włosów Friska, wykrzywił twarz w udawanej złości, ale wiedziałaś, że po tym aktorstwem kryje się uśmiech. Zaczepiając dziecko w ten sposób pokazywałaś, że jesteś i je kochasz. Tak było łatwiej. To rozumiał. -Siorka! - krzyknął odpychając Twoją dłoń od swojej twarzy i przeczesał palcami włosy. Uśmiechnęłaś się i kucnęłaś, aby przyłożyć usta do jego czoła. Frisk mruknął, ale nie walczył z Tobą. Lubiłaś to robić i on dobrze o tym wiedział. Przytulanie i całowanie, uwielbiałaś mu to dawać. Ostatecznie, tylko to dla niego miałaś i tylko on to od Ciebie otrzymywał. No może kiedyś, jego ojciec... ale nie. Ten rozdział szybko zamknęłaś w swoim życiu. On Cię opuścił. Twoja matka wzięła pieniądze od jego rodziców i już nigdy więcej go nie zobaczyłaś. Korytarz zaprowadził was do kolejnego niewielkiego pomieszczenia z małą kupką wyschłej trawy na środku, a za nią znajdowały się kolejne drzwi. Coś Ci mówiło, że są to ostatnie, prawdziwe wrota jakie zaprowadzą was do reszy Podziemia. Zastanawiałaś się jak wygląda miejsce, gdzie żyją potwory. Frisk tym czasem chodził po pomieszczeniu przeszukując je. Nie byłaś pewna czego dokładnie szuka, to raczej oczywiste, że niczego tutaj nie znajdzie. Tylko trochę trawy, wyrastającej jakimś cudem z podłoża. Jakim sposobem, do diabła, cokolwiek tutaj rosło jak nigdzie nie było nawet najcieńszej strugi światła? Nie masz pojęcia. Kolejna zagadka, jaką można wrzucić na górę gdzie są tysiące innych. Twoja lista pytań ciągle rosła. -... nie ma...? - mruknął cicho praktycznie nie poruszając swoimi usteczkami -Frisk? Popatrzył na Ciebie, mrugając. Po chwili przyglądania Ci się z nieodgadniętym wyrazem twarzy, uśmiechnął się. Poczułaś się nieco lepiej. -Nic! Przez chwilę myślałem... ale się myliłem! - znowu zaczął iść w kierunku drzwi zostawiając Cię za sobą. Światło zaczęło powoli przedostawać się do środka, jak Frisk pchnął wielkie drzwi. Zmrużyłaś swoje oczy. Gdyby nie wszystkie okoliczności, myślałabyś, że świeci tam słońce. W końcu przed chwilą byłaś w Ruinach. Mrugnęłaś. Obraz jaki widziałaś, przypominał Ci las w mglisty, ponury dzień. Wysokie drzewa bez liści, pokryte miękkim śniegiem. Może właśnie przez ten śnieg wszystko dookoła było jaśniejsze niż Ci się wydawało? Ale skąd tutaj śnieg? Oh, to po prostu kolejne pytanie. Dodaj je do listy. Jak tylko wyszliście dalej, wielkie drzwi zatrzasnęły się za wami, a podmuch jaki się wtedy wytworzył pobawił się trochę Twoją kurtką. Trzeba powiedzieć sobie szczerze, że w tej okolicy potrafiono zadbać o to, aby gość został gorąco przywitany. Heh, gorąco przywitany. Zaśmiałabyś się w duchu, gdyby nie fakt, że gwałtowna zmiana temperatury odbiła się na Twoim ciele. Zasunęłaś zamek kurtki pod samo gardło. Frisk już był kilkanaście kroków przed Tobą, dlatego musiałaś go dogonić. Tylko na chwilę popatrzyłaś na wielkie drzwi za sobą. Przed wami była tylko długa droga, a towarzyszyły wam drzewa. Chciałabyś wiedzieć jak do diabła to wszystko tutaj działa. Magia? Może. Kiedy człowiek ma kontakt z czymś, czego nie umie wyjaśnić, szuka odpowiedzi w magii. Wtedy nawet rzeczy pozornie irracjonalne zaczynają mieć sens. Wiesz co? Logikę lepiej zostawić na powierzchni. Dziecko się pochyliło. Dostrzegłaś, że bierze w ręce śnieg i zaczyna ostrożnie go ugniatać tak aby wyglądem przypominał kulę. Cwanie spojrzał na Ciebie, jakby w odpowiedzi niecny uśmiech wykrzywił Ci twarz. -Nawet nie próbuj! - O nie.. Jak tylko to powiedziałaś śnieżka zderzyła się z Twoją głową. Frisk się śmiał, nawet wtedy kiedy pochylałaś się, aby oddać mu za swoje krzywdy. To co mogło Cię zaniepokoić to to, że w pewnym momencie Frisk przestał się ruszać wpatrując się w przestrzeń za Twoimi plecami. Mimo to bawiłaś się dalej. Zrobiłaś naprawdę miękką niewielką śnieżkę i rzuciłaś nią w pierś dziecka. Bez efektu. Nawet wtedy kiedy podeszłaś do niego, ostrożnie objęłaś ramionami chwytając go w połowie i uniosłaś do góry starając się zachęcić do wspólnej zabawy. Dziecko zaczęło się śmiać. Boże. Dawno nie słyszałaś, aby tak szczerze i tak bardzo się śmiało. Może, nie jest tutaj tak źle jak początkowo myślałaś? Mroźniejszy powiew wiatru jednak ukrócił wasz śmiech, który zamarzł na waszych wargach. Odstawiłaś go na ziemię, lecz nadal trzymałaś przy sobie. Przez chwilę wydawało Ci się, że coś zobaczyłaś za wami, lecz jak tylko się odwróciłaś – nic tam nie było. Tylko wasze kroki. Choć... nie... Gałąź jaką mijaliście, a jakiej nie tknęliście była podeptana, w kawałeczkach. Dreszcz przeszył Twoje ciało i nie miał on nic wspólnego z zimnem. -Idziemy dalej – powiedziałaś łapiąc Friska za rączkę -Czekaj. - zaprotestował, ale go nie słuchałaś. Coś nakazywało Ci dalej się przemieszczać. Iść przed siebie. Miałaś nadzieję, że nie wyglądasz na przestraszoną. Choć, Twoja reakcja sprawiła, że dziecko martwiło się jeszcze bardziej. Popatrzyłaś na niego, w jego oczach widziałaś zaniepokojenie. Przeprosisz później. W bezpieczniejszym miejscu. W końcu natknęliście się na niewielki most z czymś na kształt drewnianej bramy. Była większa od człowieka i wszystko co znałaś z łatwością by ją przekroczyło. W trakcie kiedy zajęta byłaś badaniem mostu, usłyszałaś, jak ktoś ciężko stąpa po śniegu. Mocniej zacisnęłaś rękę na dłoni Friska i chciałaś iść przed siebie, lecz napotkałaś opór z jego strony. -Poczekaj. - powiedziało Kroki za Tobą również się zatrzymały. Wiedziałaś, byłaś pewna, że ktoś jest za wami i choć chciałaś uciekać, to wiedziałaś że nie możesz. Dlatego, że Frisk sprzeciwiał Ci się. Otworzyłaś usta, by coś powiedzieć, lecz ten ktoś Ci przeszkodził. -L u d z i e. C z y n i e w i e c i e j a k w i t a ć s i ę z n o w y m k u m p l e m ? - był to niski i cichy głos, prawie niezauważalny – O d w r ó ć s i ę i u ś c i ś n i j m i d ł o ń. Korzystając z tego, że byłaś w szoku, Frisk puścił Cię i odwrócił się. Nim dotarło do Ciebie w ogóle co właśnie się dzieje usłyszałaś przeciągły dźwięk... bąka? Gdyby serce nie waliło Ci tak mocno ze strachu, zapewne teraz byś się śmiała. Sytuacja była dość absurdalna. Odwróciłaś się, dzieciak chichotał i potrząsnął dłonią kościotrupa w niebieskiej kurtce. -hehehe... poduszka pierdziuszka schowana w ręce – powiedział, teraz jego głos był inny, głośniejszy, przyjaźniejszy, łagodny i głęboki. - to jest zawsze zabawne. Po tym wszystkim co Cię spotkało nie powinnaś być zaskoczona, ale to był ... szkielet. Kościotrup ściskający dłoń Twojego dzieciątka. Otworzyłaś szerzej usta. Szkielet popatrzył na Ciebie – był niższy niż Ty, miał wzrok na wysokości Twoich obojczyków. Jego oczy były białe, dwie małe kropeczki osadzone w czarnych oczodołach. Uśmiechał się cały czas, ale coś Ci podpowiadało, że na chwilę był ... zaskoczony. -drugi człowiek... chociaż nie jestem pewien, czy to nie jest żaba. jak zaraz nie zamkniesz buzi co ci muchy do niej wlecą, koleżanko. Szybko zawarłaś paszczękę i przełknęłaś ślinę. Może na chwile się zarumieniłaś, bo poczułaś niewielkie ciepło na policzkach no, byłaś zawstydzona. To nie było grzeczne, stać tak z rozdziabioną gębą gapiąc się na niego. Miej nadzieję, że następnym razem jak spotkasz jakiś nowy rodzaj potwora to nie zrobisz z siebie kompletnej idiotki. -przepraszam jeżeli cię przestraszyłem – wzruszył ramionami i pochylił lekko głowę – jestem sans, szkielet sans. powinienem teraz właściwie stać na warcie i szukać ludzi, ale... wiesz... nie dbam specjalnie o łapanie kogokolwiek. Łapanie?! Frisk nie wyglądał na zmartwionego. Uśmiechnął się szeroko do Sansa. -Jestem Frisk, a to moja Siorka! - znowu złapał za Twoją dłoń. -hm... co to siorka? brzmi głupio.- mówił przeciągając „s" w słowie, jakby chciał zrobić z tego żart, a może zrobił tylko ty tego nie zrozumiałaś? Dzieciak się śmiał. -Siostra. Jestem jego siostrą. - odezwałaś się. Kłamstwo przychodziło Ci z łatwością. Mówiłaś je przecież od sześciu lat. Nie wiesz dlaczego, ale Sans przez chwilę dziwnie się na Ciebie spojrzał, nim przytaknął. Czy miał jakieś powody aby wątpić w Twoje słowa? Mimo tego, że kłamiesz poczułaś lekką frustrację. -to całkiem fajnie, dzieciaku. ja też mam brata, rodzeństwo jest spoko, nie? Frisk przytaknął energicznie. -mój brat papyrus, cóż... jest jakby miłośnikiem polowań na ludzi i wydaje mi się, że właśnie idzie w tę stronę – Sans musiał zauważyć zmartwiony wyraz Twojej twarzy bo puścił do Ciebie perskie oko. Jakimś dziwnym sposobem, mógł ruszać swoją czaszką. Może to dlatego, że właściwie to nie jest ludzki szkielet. To potwór. Tutaj nic nie trzyma się żadnych zasad. -nie bój się, koleżanko. on nie połamie wam kości. poza tym ja nie spuszczę was z oka.
CZYTASZ
Czy to uczyni Cię szczęśliwą? [Would That Make You Happy? - tłumaczenie PL]
Fiksi PenggemarJest to opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cz...