Skostniały

443 26 0
                                    

Kiedy doszłaś do Papyrusa właśnie tłumaczył swoją kolejną zagadkę. Odwrócił się do Ciebie, wyglądał na zakłopotanego. -LUDZIU! JA....UM... - przeniósł wzrok na ziemię – TA ZAGADKA NIE JEST NAJLEPSZA. ALE MOGĘ ZROBIĆ INNE, LEPSZE, STANOWIĄCE WIĘKSZE WYZWANIE. MOGĘ ZROBIĆ ICH WIELE. ABY WAS ZŁAPAĆ. I MOGĘ ZROBIĆ WIĘCEJ PYSZNEGO JEDZENIA-PUŁAPEK. ABY WAS SCHWYTAĆ. Sans był koło Ciebie, nawet jeżeli jeszcze sekundę temu go tam nie było. Podskoczyłaś lekko. Miał dziwny zwyczaj znikania i pojawiania się w najmniej spodziewanych momentach. -czy ta nie jest aby ostatnia? Logika tutaj nie ma miejsca, prawda? Papyrus zaczął się ... pocić. -TAK. Frisk zrobił pewny krok do przodu stając między Tobą, a wyższym z braci. Niewielki uśmiech pojawił się na jego buzi. -Skoro to ostatnia, to ją rozwiążę! Usłyszałaś, jak szkielet za Tobą stara się powstrzymać śmiech. Oczy Papyrusa lekko zamigotały. A może to tylko śnieg? -ROZWIĄŻESZ? Frisk przytaknął pełen entuzjazmu. -OH! ŁOŁI, UM... - wyglądał na speszonego przez chwilę, chrząknął (nie pytaj) i za pozował. Korzystając z niewielkiego wiatru, jego chusta zaczęła falować -PRZYGOTUJ SIĘ NA KLĘSKĘ, LUDZIU. BO JA, WIELKI PAPYRUS, SKRUPULATNIE PRZYGOTOWYWAŁEM TĘ WSPANIAŁĄ ZAGADKĘ. MIMO GODZIN JAKIE SPĘDZISZ NA PRÓBIE ROZWIĄZANIA JEJ, OSTATECZNIE SIĘ PODDASZ, A WTEDY CIĘ ZŁAPIĘ! UNDYNE POZWOLI MI W KOŃCU DOŁĄCZYĆ DO STRAŻY KRÓLEWSKIEJ, KAŻDY BĘDZIE CHCIAŁ ZOSTAĆ MOIM PRZYJACIELEM! Nie mogłaś nic poradzić na to, że się uśmiechałaś patrząc jak dziecko bawi się palcami w oczekiwaniu. Papyrus zignorował jego zachowanie, nakazał Friskowi aby nie podglądał, a potem odszedł kawałek i odwrócił się do niego plecami. Dziecko zakryło swoją twarz dłońmi i odwróciło się też dla pewności, że nic nie będzie widziało. Sans przyglądał się Tobie. Zdałaś sobie sprawę z tego, że bardzo często to robi. Za każdym razem jak przeniosłaś na niego wzrok, spotykałaś jego oczy i jakoś nie peszyło go to, nadal się gapił. -wygląda na to, że dobrze się bawią. frisk to dobry dzieciak Przytaknęłaś, starałaś nie czuć skrepowania w jego towarzystwie. Miałaś wrażenie, jakby badał szczegółowo każdy Twój ruch, jakby testował Cię, osądzał. Zastanawiałaś się jakie zdanie ma na Twój temat. -musisz mieć na niego dobry wpływ. czasem ... dzieciaki nie są dobre, na przykład kiedy się boją, albo są same. - W tej chwili przerażał Cię ton jego wypowiedzi, wzruszyłaś ramionami jak kończył wypowiedź – czasami mają problem z odróżnieniem, tego co jest dobre, a co złe, znaczy się. Nie byłaś pewna o co mu dokładnie chodziło i nie miałaś specjalnie ochoty pytać. Zamiast tego wolałaś patrzeć jak Frisk przygląda się zagadce. Starał się skupić, mamrotał niezadowolony. -NYAHAHAHAHA – zaśmiał się Papyrus zwycięsko -dzięki za wspólną zabawę, od dawna nie widziałem papyrusa tak zadowolonego. szczerze ostatnio miałem wrażenie, że jest zniechęcony do wszystkiego. Trudno wyobrazić sobie kościotrupa zniechęconego. Lecz przypomniałaś sobie jaki był zmartwiony kiedy gorzej się poczułaś. Podeszli do Ciebie tak.. miło, kiedy miałaś atak paniki. Teraz byłaś zadowolona i mogłaś odwdzięczyć się. -chcesz pogadać o tym co się stało... wcześniej? Ugryzłaś się w wargę. Nie chciałaś. Zastanawiałaś się, czy Sans się Ciebie o to zapyta, no i teraz już znałaś odpowiedź. Kiedy zobaczył jak się wahasz, nie naciskał. Byłaś mu za to wdzięczna. -mnie tam rybka, koleżanko. Warknęłaś wywracając oczami. -A te twoje dowcipy to z płatków śniadaniowych? -moje dowcipy są świetne. Teraz, Papyrus pomagał rozwiązać zagadkę dziecku. Za każdym razem jak to zapytało się o podpowiedź, Papyrus wyglądał na bardziej szczęśliwego i mu ją dawał. Frisk jest naprawdę świetnym dzieckiem. Zastanawiasz się co mogłoby się stać z jego niezłomnym duchem, gdybyś go wtedy nie wzięła. Decyzja o opuszczeniu domu przerażała Cię nadal, więc postanowiłaś o niej nie myśleć. -Szczyt hałasu: stosunek dwóch kościotrupów na blaszanym dachu Oczy Sansa otworzyły się szerzej zanim zalał go niepohamowany śmiech. Uniósł ramiona kiedy zaczął się krztusić, na jego czaszce pojawił się niewielki rumieniec w kolorze jego kurtki. To było... całkiem urocze. -szczyt sadyzmu: przestraszyć strusia na betonie Mimo prób powstrzymania rechotu, nie udało Ci się. -Czy mówiłam ci już, że miło mi cię poznać? -z tego co mi wiadomo to nie. -NIECH CIĘ SANS! PRZESTAŃ OPOWIADAĆ TE DOWCIPY! LUDZIU, NIE PODPUSZCZAJ GO! Interwencja Papyrusa sprawiła, że śmialiście się nawet głośniej. Czułaś jak policzki zaczynają Cię boleć, wiedziałaś, że się rumienisz, ale nie mogłaś przestać. -no weź bacie, nie bądź takim sztywniakiem -SANS! Sans ostrzegał Cię, że jego brat będzie chciał walczyć. Miałaś nadzieję, że żartował, ale teraz już wiesz, że nie. Papyrus tak naprawdę nie chciał tego, to pewne. Jednak z jakichś powodów to była jedyna droga aby mógł pozyskać to czego chciał: sławę i przyjaciół. Światła miasteczka Snowdin połyskiwały za plecami wyższego kościotrupa. Wiedziałaś, że musisz go przejść, aby się tam dostać. Nim zdałaś sobie sprawę z tego co się dzieje, Frisk już stał przed Papyrusem. Jego dusza wyleciała z klatki piersiowej. -Frisk, co ty...? Popatrzył się na Ciebie ze zdecydowaniem na twarzy, -Nie martw się, Siorka. Chcę aby zrozumiał, że nie musimy walczyć. „Chciałem, aby Toriel zrozumiała" Czy to samo stało się z nią? To była konsekwencja starcia z duszą dziecka? Mogłaś tylko się przyglądać jak Papyrus śmieje się głośno, nerwowo. Krople potu powoli spływają po jego czaszce. Może, Frisk jest w stanie mu to pokazać... Ale nie powinien! To Ty jesteś d o r o s ł a – jesteś jego m a t k ą – jak możesz tak stać i patrzeć jak Twoje sześcioletnie dziecko walczy ze szkieletem dwa razy większym od niego?! Zrobiłaś krok do przodu, ale Sans złapał Cię za nadgarstek. -nie robiłbym tego na twoim miejscu, koleżanko. może... ty tego nie widzisz, ale ja mogę powiedzieć, że twoja dusza nie jest tak silna jak friska, a tutaj właśnie to się liczy -Dlaczego nie powstrzymasz swojego brata? Frisk to tylko dziecko! - szepnęłaś tak, by usłyszał Cię tylko niższy z braci -koleżanko, frisk to nie jest tylko dzieciak, on... - zamyślił się na chwilę jakby się wahał. Potrząsnął swoją głową starając się odegnać złe wspomnienia. Mrugnął i uśmiechnął się krzywo – zaufaj mi, papyrus może wygląda groźnie, ale nie skrzywdzi brzdąca, on nikogo nie krzywdzi. Sposób w jaki to powiedział, Papyrus nie jest tym kto chce krzywdy... Czy on starał się powiedzieć, że to właśnie Frisk może zranić jego brata? Nie, to absurdalne. Frisk to jeszcze dziecko, które przychodziło z płaczem, kiedy zgniotło przez przypadek robaka. Papyrus nadal wyglądał na zdenerwowanego, nawet kiedy zmaterializował kości wyrastające ze śniegu. Jego ataki były powolne, dziecko z łatwością ich unikało. -Naprawdę lubię twoje spaghetti, Papyrus. Powinieneś zrobić go więcej – mówiło z uśmiechem Szkielet wyglądał na speszonego, delikatnie się rumienił. -C-CZY TY ZE MNĄ FLIRTUJESZ? CZY... TO SĄ TWOJE PRAWDZIWE UCZUCIA? C-CÓŻ, JESTEM SZKIELETEM PIERWSZEJ KLASY! -Mogę zrobić z tobą spaghetti, czasami. Jeżeli będziesz chciał. Siorka pokazała mi jak gotuje się makaron. -OH NIE! SPEŁNIASZ MOJE OCZEKIWANIA! - pocił się bardziej, machając nerwowo swoimi rękawicami – TO CHYBA OZNACZA, ŻE POWINNIŚMY IŚĆ NA RANDKĘ...? PORANDKUJEMY P-POTEM! ZŁAPIĘ CIĘ NAJPIERW! Na miłość boską, Frisk ma sześć lat! -Czy on mówi poważnie? Sans zaśmiał się cicho, nadal nie puścił Twojego nadgarstka. Musi się przejmować tym, że możesz im przeszkodzić -on nie chce zranić uczuć dzieciaka, nie bój się -Możemy już sobie iść? Nie chcę z tobą walczyć – nalegał malec robiąc uskok przed wolno zbliżającą się kością. -SKORO NIE CHCESZ WALCZYĆ... ZOBACZYMY CZY UDA CI SIĘ UNIKNĄĆ MOJEGO NIEBIESKIEGO ATAKU! Papyrus przybrał pozę, a jego chusta zaczęła powiewać. Oczy delikatnie zamigotały na pomarańczowo. Wyraźnie zaczął korzystać z magii. Frisk przestał się ruszać, jak tylko niebieskie kości się pojawiły przenikając przez niego niczym duchy. Uścisk Sansa zacisnął się, kiedy instynktownie chciałaś ruszyć dziecku na pomoc. Jest silniejszy niż Ci się wydawało. Lecz to nie tylko to, czułaś jakby Twoja własna dusza była trzymana w miejscu. -Sans. - prosiłaś, pełna trosk i obaw czując jak ciężar Twojego ciała zwiększa się. -co mówiłem, koleżanko? wszystko będzie dobrze. - patrzył na swojego brata i Twoje dziecko, nie zwracając uwagi na Ciebie. Kości zniknęły, Sans miał rację. Ten atak nic nie zrobił Friskowi. Lecz wtedy, czerwone światło symbolizujące jego duszę zmieniło kolor na niebieski, a dziecko padło na kolana. Z trudem starało podnieść się na równe nogi, wyglądało to tak, jakby grawitacja działała na niego mocniej.. Co Papyrus zrobił? Dlaczego dusza dziecka zmieniła kolor? -Frisk! -Nic mi nie jest, nie jestem ranny... – krzyknął do Ciebie –... jestem po prostu ... ciężki. -TERAZ JESTEŚ NIEBIESKI! TO MÓJ ATAK! - zaśmiał się, choć nadal wyglądał na niezdecydowanego. Nie mogłaś nic zrobić jak tylko patrzeć, kiedy więcej kości wyrastało ze śniegu. Dziecko było teraz znacznie wolniejsze, lecz nadal unikało ciosów, zwracając się do wyższego z kościotrupów cały czas. Mówił, że uważa iż Papyrus jest naprawdę fajny, że lepiej byłoby iść gdzieś razem się pobawić, zamiast walczyć. To było pewne, że Papyrus nie chciał walczyć i mogłaś powiedzieć z całą stanowczością, że z chwili na chwilę, tracił zapał do bijatyki. -POZWÓL SIĘ SCHWYTAĆ! - Jedna z jego kości przeleciała obok ramienia dziecka. Zacisnęłaś mocniej zęby lekko drgnęłaś, a palce Sansa mocniej się zacisnęły trzymając Cię na swoim miejscu. -Wolałbym iść na randkę – odpowiedziało dziecko nadal pełne uśmiechu -AGH! DOBRA! WIDZĘ, ŻE NIE MAM WYJŚCIA JAK TYLKO SKORZYSTAĆ Z MOJEGO NAJLEPSZEGO CIOSU! Nie byłaś pewna czego masz się spodziewać, kiedy Papyrus uniósł swoją dłoń, a wtedy ... pojawił się biały, puchaty piesek trzymający w pyszczku wielką kość. Szkielet był zaskoczony, a potem zdenerwowany, zaczął tupać w miejscu nogą. -HEJ TO MÓJ NAJLEPSZY CIOS! ODDAWAJ! Psie uszy podniosły się, a jego oczka wpatrzone były w Papyrusa, a potem... zaczął uciekać ze zdobyczą. Młodszy z braci był naprawdę zdenerwowany, uniósł ręce do góry, a pomarańczowe światło wypełniło jego oczodoły. -DOBRA! W TAKIM RAZIE NORMALNY ATAK! Miałaś wrażenie, że sam był zaskoczony tym co się stało. Kości zaczęły wyrastać jedna za drugą i wzrastając pędząc na dziecko. Miałaś przeczucie, że nie chciał aby to się stało. Potem przeniosłaś wzrok na Sansa, albowiem puścił Twoją rękę. Uśmiechał się szeroko, niebieska poświata błyszczała w jego lewym oku. Jedna z jego dłoni była uniesiona do góry kreśląc linię. A potem przystawił jeden ze swoich palców do zębów w geście, abyś zachowała ciszę. Mrugnął w Twoim kierunku prawym okiem. Dziecko podskoczyło by uniknąć najniższej kości, a potem... leciało do góry. Stanęło na ziemi dopiero jak przeskoczyło największą kość, śmiało się głośno. Światło w oczach Papyrusa zgasło, kiedy dziecko było już bezpieczne. Wypuściłaś oddech nie zdając sobie sprawy z tego, że go trzymałaś. Znowu popatrzyłaś na niższego z braci, jego światło też zniknęło. Wzruszył ramionami. -a nie mówiłem? Chciałaś go przytulić. Prawie to zrobiłaś, lecz on pośpiesznie udał się w stronę swojego brata. Papyrus oddychał ciężko (naprawdę, nie pytaj) wpatrując się w dziecko. Sans gładził go po plecach. -CÓŻ... LUDZIU... MYŚLĘ ŻE TERAZ JEST DOŚĆ JASNE TO, ŻE MNIE NIE POKONASZ! TAK! WIDZĘ JAK TRZĘSIESZ SIĘ ZE STRACHU! - No co ty nie powiesz, to Papyrus się trząsł dosłownie. Nie wiesz tylko czy ze zmęczenia, czy z szoku – JEDNAK, JA WIELKI PAPYRUS, OKAŻĘ CI TERAZ ŁASKĘ! Dusza dziecka wróciła do jego klatki piersiowej, a uśmiech nie znikał z twarzy. -NIE JESTEM W STANIE ZŁAPAĆ CZŁOWIEKA, NAWET TAK SŁABEGO JAK TY – opuścił ramiona – UNDYNE BĘDZIE ZAWIEDZIONA, NIGDY JUŻ NIE POZWOLI MI DOŁĄCZYĆ DO STRAŻY KRÓLEWSKIEJ. W JAKI SPOSÓB UDA MI SIĘ ZYSKAĆ WIĘCEJ PRZYJACIÓŁ? -Ja chcę być twoim przyjacielem, Papyrus! - dziecko złapało jego wielką dłoń w swoje małe, trzęsąc nią lekko starając się pozyskać uwagę Przyglądając się Friskowi i jego uściskowi przez chwilę szkielet nie wiedział co powiedzieć. Podeszłaś do malca i położyłaś ręce na jego ramionach. -Też chcę być twoim przyjacielem, Papyrus - powiedziałaś Otworzył szeroko buzię, a niewielkie łzy pociekły mu po policzkach -O JEJUŚKU! DWAJ PRZYJACIELE! NIE WIEM CO POWIEDZIEĆ! -co powiesz na to: wracajmy do domu ponieważ zamarznę tutaj na kość? -SANS!

Czy to uczyni Cię szczęśliwą? [Would That Make You Happy? - tłumaczenie PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz