Dzień wolny

265 16 0
                                    

Po jakimś czasie Sansowi udało się Ciebie przekonać, abyś została w domu, ale zarządzałaś od niego godziny tulenia się na kanapie i obiadu z Grillbyego, tak abyś nie musiała nic robić w domu. Szczerze, sama myśl o burgerze i frytkach brzmiała świetnie. W pierwszej kolejności trzeba było załatwić Frisk szkołę. Nie miałaś pojęcia jakie są różnice między potworzą szkołą, a tą dla ludzi. Ale to i tak lepsze niż nic. Wiedziałaś też, że dziecko nudziło się w ciągu dnia. Po tym jak wszystkie dzieciaki ze Snowdin szły do szkoły, pozostawał w towarzystwie dorosłych. Wolałaś, aby spędzał czas z dziećmi (potworami czy nie). Sans poszedł z wami ramię w ramię. Szkoła to niewielki czerwony budynek, taki jaki widziałaś w książeczkach. W środku, sekretariat był zaraz przy wejściu i dwie sale klasowe. Zerknęłaś szybko do jednej z nich. Wygląda na to, że dzieci w różnym wieku były wsadzone do jednej grupy. Przypominało to raczej jedną z tych szkół domowych o jakich czytałaś kiedy byłaś dzieckiem. Snowdin jest małe, a więc nie mieli możliwości zorganizować to w inny sposób by dostosować nauczanie do progu wiekowego dzieci. Nauczycielka i jednocześnie dyrektorka szkoły już Cię znała. Była krępym, pomarańczowym gadem, okazała się też być matką potwora bez rąk – który swoją drogą nazywał się Kid – tego, w którego obronie stanęłaś mierząc się z Undyne. Uśmiechnęła się do Ciebie czule, uścisnęłyście sobie ręce i usiadłyście naprzeciwko siebie przy jej biurku. Podała Ci plik papierów, zerkając na Friska zainteresowanego wystrojem sekretariatu. Największą jego uwagę przyciągnęło zdjęcie zrobione w zeszłym roku, w większości to dzieci, ale znalazło się tam kilkoro dorosłych, to pewnie personel szkoły. Sans stał za Twoim krzesełkiem i słyszałaś, jak jego kościste palce stukają po klawiszach telefonu. -Chciałabym ci bardzo podziękować, za to co zrobiłaś by pomóc Kidowi – powiedziała przełamując ciszę. Popatrzyłaś na dokumentację obracając długopis w palcach. Znowu mile się uśmiechnęła szczerząc zęby -Nie ma sprawy, to był bardziej impuls, ale cieszę się, że ostatecznie nikt nie został ranny. -Kapitan Undyne przyszła kilka dni po incydencie... Domyślam się, że teraz wszyscy mieszkają razem z tobą? - Przeniosła wzrok na Sansa, nic nie powiedział, ale musiał przytaknąć, bo dyrektorka mówiła dalej – Cóż. Przyszła przeprosić. Powiedziała też, że to całe dziwne zamieszanie było przez to, że wzięła ciebie i twoje dziecko za ludzi! Ani chwilę w to nie wierzyłam, bo jaki człowiek ryzykowałby własnym życiem, aby ocalić potwora? I miałam rację, kapitan powiedziała mi, że się myliła – wzruszyła ramionami wzdychając – Powinna być bardziej ostrożna! Wyobraź sobie, co by było gdyby zamieniła was w proch przez głupie nieporozumienie! - Oh. Więc to dlatego nic nie uległo zmianie w Snowdin. Undyne się postarała, aby nie zniszczyć Ci reputacji, tak aby tylko ona, Sans i Papyrus wiedzieli, że jesteście ludźmi. Będziesz musiała jej podziękować. Starałaś się też nie brać komentarzy o ludziach dyrektorki zbyt do siebie. Skoro pod górą jest uwięziona cała rasa potworów, domyślasz się, że za to odpowiedzialni są ludzie. No i nie byłaś pewna, czy aby nie miała racji oceniając tak Twój gatunek. Przytaknęłaś w odpowiedzi i wróciłaś do papierów. -po tym jak skończymy tutaj, będziesz chciał iść do sklepu kupić rzeczy do szkoły, dzieciaku? - zapytał Sans, kiedy byłaś zajęta -Tak! Ja... - zawahał się – Mamo, możemy? -Jasne. I tak będzie mu musieli to zrobić, więc czemu nie dzisiaj – odparłaś skupiona na pytaniu z kwestionariusza. „Magiczne manifestacje", pierwszym co przyszło Ci do głowy to jego dusza, ale... zaznaczyłaś odpowiedź „żadne". Sans położył rękę na Twoim ramieniu tak, abyś zwróciła na niego uwagę. Pokazał Ci telefon, a tam wiadomość, jaką napisał ale nie wysłał. wiele potów nie ma w sb mgii, nic friskowi nie bdz Widząc tę wiadomość miałaś ochotę burknąć, ty zawsze starasz się pisać poprawnie wiadomości, ale zrozumiałaś jego przekaz. To, że Frisk nie czaruje, nie przeszkodzi mu w edukacji, ani nie sprawi, że inni zaczną coś podejrzewać. To dobrze. Przytaknęłaś uśmiechając się do niego szybko. -Dobrze. Dzięki – popatrzyłaś na dyrektorkę, która nie widziała niczego dziwnego w waszym zachowaniu, była skupiona na papierach. Sans przytaknął, ściskając Twoje ramię mocniej nim zabrał rękę. Skończyłaś wypełniać wszystko, podałaś plik dokumentacji dyrektorce, zaś ona zapewniła dziecko, że od jutra może zacząć przychodzić na zajęcia, jeżeli oboje tego chcecie. Zapewniłaś ją, że tak właśnie jest. Patrzyłaś na Frisk chodzącego między regałami jednego ze sklepów w Snowdin. Wszystko na półkach wyglądało na zorganizowane, zgodnie z funkcją do jakiej właściciel sklepu myślał, że powstały dane przedmioty, choć i tak nadal było trochę chaotycznie. Przypominało Ci to trochę te Tanie Sklepy, po których ciągała Cię matka, ale niczego Ci tam nie kupowała, wszystko co miałaś było już używane. Tak właściwie, twoja ulubiona para spodni – tą, którą masz na sobie – pochodzi z Taniego Sklepu. Ignorując wspomnienie z matką, czułaś ciepłe, znajome uczucie w piersi. Zawsze wydawała się szczęśliwa kiedy kupowała różne rzeczy. Jedno z najlepszych wspomnień jakie masz z nią, to właśnie chodzenie po sklepach nim zaszłaś w ciążę.
-Mamo patrz! Mają długopisy w dziwnych kolorach! Kolor przy początku jest inny od koloru na końcu! - powiedział Frisk trzymając w ręku paczkę tak, abyś mogła zobaczyć. Szczerzył się szeroko. Opakowanie było trochę pożółkłe i widać, że miało swoje lata, ale długopisy były w dobrym stanie. Przypominały Ci, te dziecinne duperele które zawsze chciałaś mieć, bardzo chciałaś zobaczyć Frisk z czymś, czego Ty nigdy nie miałaś. Ale w tyle głowy miałaś straszny głos, który upominał, że beznadziejnym pomysłem będzie marnowanie pieniędzy na coś, co nie jest niezbędne. Zwyczajne długopisy będą o ponad połowę tańsze.
-Może weź te niebieskie, kochanie. Będziesz miał ich o wiele więcej za tę samą cenę – powiedziałaś starając się nie czuć winy za zniknięcie uśmiechu dziecka. Nie udało się. Frisk chciał protestować, zaś Ty zaczęłaś zastanawiać się czy nie zmienić zdania, lecz nim którekolwiek cokolwiek powiedziało, Sans wziął opakowanie długopisów z rąk Friska i położył je na niewielkiej górze zeszytów jaką miałaś w rekach. Popatrzyłaś na niego badawczo, a on tylko się uśmiechnął jak zawsze.
-nie martw się ceną, możemy sobie na to pozwolić – zerknął na dziecko chowając ręce do kiszeni – bierz co chcesz, dzieciaku – Frisk popatrzył na Ciebie, jakby czekając na Twoją zgodę, niepewnie przytaknęłaś. Znowu się uśmiechnął i pobiegł między półki z wielkim wigorem. Sans nie myślał o tym co powiedział, stał po prostu za Tobą patrząc jak śledzisz wzrokiem swoje dziecko. Możemy sobie na to pozwolić. W pierwszej chwili myślałaś, że ma na myśli siebie i Papyrusa, ale nie wydaje Ci się. Odkryłaś, że liczba mnoga oznacza Ciebie i jego. Poczułaś przyjemne mrowienie w brzuszku, Sans przybliżył się i położył rękę na Twoich plecach. Zerknęłaś na niego, lecz ten patrzył na Frisk, śledząc go swoimi źrenicami. Wyglądał na zadowolonego. Ręka na Twoich plecach zsunęła się niżej, aż jej palce zacisnęły się na Twoim pośladku. To jego nowy zwyczaj, przyznasz, że ci się podoba, ale fakt, że jesteście w miejscu publicznym sprawiał, że rumieniłaś się. Szturchnęłaś go ramieniem, ale nie ruszył się. Popatrzył na Ciebie jak niewiniątko
-no co? nie poradzę nic na to, że jesteś wyższa niż ja, a to jest na moim poziomie – wyszczerzył się – no i muszę się czegoś trzymać, aby mieć pewność, że nie zostawisz mnie z tyłu – ścisnął pośladek. Zaśmiałaś się szturchając go mocniej, uniósł rękę na Twoją talię, przyciągnął Cię do siebie by cmoknąć Cię w policzek.
-Potrzebuję linijki? - zapytał Frisk stojąc za wami, zupełnie nie zwracając uwagi na wasze zachowanie
-z nią życie będzie prostsze – powiedział Sans szczerząc się szeroko. Odsunął się od Ciebie i poszedł pomagać dziecku w doborze reszty rzeczy. Nie byłaś zaskoczona tym, że ten kawalarz będzie umiał każdy przedmiot szkolny obrócić w żart. Patrzyłaś na nich z uśmiechem na twarzy. Nigdy do tej pory nie przyuważyłaś jakiejś specjalnej interakcji między nimi, Frisk zdecydowanie wolał towarzystwo Papyrusa i Undyne. A skoro Sans pomógł Ci z Frisk, mógł też spędzić z nim trochę czasu. Czasami miałaś wrażenie, że jest między nimi jakaś bariera, ale nie wiesz o co chodzi. Lecz jak tylko Frisk dał się złapać na kawał z poduszką pierdziuszką ukrytą między zeszytami, doszłaś do wniosku, że zaczynają się dogadywać. Było Ci jednak źle, kiedy Sans zmierzwił włosy Frisk tak jak Ty to robisz. Winę za swoją reakcję zwaliłaś na hormony. Kiedy w końcu Frisk miał to co chciał poszliście na dział z ubraniami. Chciałaś się upewnić, ze będzie wyglądał dobrze w pierwszym dniu, tak aby zrobić jak najlepsze wrażenie. Wybrałaś kilka rzeczy – nieco za dużych – znaleźliście się w dziale ze swetrami w paski.
-Chcesz nowy? Te niebieski nosisz już długo i lada dzień z niego wyrośniesz – powiedziałaś zerkając na to co miał na sobie Frisk.
-Hmmm, może – przesunął ręką po różnych kolorach ubrań. Nie spodziewałaś się, że wyciągnie zielony z żółtym paskiem. Nie przypominasz sobie, aby lubił zielony i żółty, ale sweter sam w sobie wydawał się dobry. Po chwili, stanął przy Tobie z ubraniem
-Chcę ten. Czasami Sans zapominał, że Frisk i Frisk z najgorszych linii czasowych to to samo dziecko. Patrzył jak razem szliście do Grillbys. Nie chciał, ale widok dziecka zakrwawionego w ciemnościach złotego pokoju nawiedzało go. Zimny nóż dzierżył w małych dłoniach. Na twarzy wymalowany diabelski uśmiech. Łzy ciekły mu po policzkach, potem wypuszczał nóż i biegł w jego ramiona. Te resety w których Frisk dawał mu Łaskę były najgorsze. Zabić go po tym jak oddawał swoje serce. Krew na podłodze. I małe, połamane ciałko. Zadrżał wracając do rzeczywistości kiedy małe palce wślizgnęły się w jego rękę. Trzymał was oboje idąc między wami. Popatrzyłaś na dziecko, potem w jego oczy, uśmiechałaś się szeroko, rumieniłaś się. Sans czuł się coraz bardziej winny za swoje wspomnienia, ale i tak się uśmiechnął. Wzrokiem wrócił do dzieciaka. Ten patrzył na Ciebie, ścisnęłaś mocniej jego rękę. Ciemne brązowe włosy, nie w dokładnie tym samym kolorze co Twoje, zasłaniały mu już oczka, przypominał Ciebie, kiedy się uśmiechał. To powinno sprawić, że Sans czułby się jeszcze gorzej, ale... to nie to samo dziecko z którym walczył wcześniej. Nie może nim być. Ten Frisk nie ma w sobie nic z tamtego mordercy. Cała jego uwaga jest na Tobie. Frisk dźwignął się na waszych rękach. Uniosłaś rękę. Sans zrobił to samo. Frisk nie dotykał nogami ziemi. Zimne powietrze przepełnione zostało jego śmiechem. Szybko złe wspomnienia zniknęły, gdy skupił się na tym co ma teraz. I cholera, zdał sobie sprawę, że teraz ma jeszcze jedną osobę, której nie chce stracić.


Czy to uczyni Cię szczęśliwą? [Would That Make You Happy? - tłumaczenie PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz