Dwa pytania natychmiast pojawiły Ci się w głowie. Nie marnowałaś czasu więc wypowiedziałaś je oba
-Jak to „spłonął" i co ona tutaj robi?! - Sans był przy Tobie nim się spostrzegłaś zaciskał ręce w pięści
-bracie, kiedy zabierałeś frisk do undyne – powiedział bardzo oschle i wyraźnie – brałeś pod uwagę to, że może się to skończyć źle? - Frisk próbował protestować, ale zasłoniłaś go swoim ciałem przed Undyne. Rybi potwór zmarszczył brwi nadal stojąc w bezruchu. Papyrus zamachał rękami zerkając na was, nerwowo zaczął się pocić.
-Mamo....
-Papyrus! - krzyknęłaś swoim matczynym głosem. Undyne w końcu na Ciebie spojrzała.
-bracie...
-AH... WIECIE... ZABRAŁEM FRISK ABY SPOTKAŁ SIĘ Z UNDYNE, BO ONA JEST MOJĄ PRZYJACIÓŁKĄ! I WIEM, ŻE GDYBY TYLKO DAĆ IM SZANSE, TEŻ BĘDĄ MOGLI SIĘ ZAPRZYJAŹNIĆ! - odwrócił wzrok od Twojego wściekłego spojrzenia – I JA WIELKI PAPYRUS MIAŁEM RACJĘ! DOBRZE SIĘ BAWILI, CÓŻ PÓKI KUCHNIA NIE STANĘŁA W OGNIU. JAK I RESZTA DOMU. NO I TO MOJA WINA. WIĘC POWIEDZIAŁEM UNDYNE, ŻE MOŻE SIĘ U NAS ZATRZYMAĆ.
-Mówiłam, że to zły pomysł – odezwała się Undyne klepiąc szkielet po ramieniu. Nadal patrzyła na Ciebie, nie miała żadnej winy wymalowanej na twarzy, co Cię jeszcze bardziej denerwowało, bo zachowała się tak, jakby wszystko było przez Ciebie. - Pogadam z Alphys, powinna pozwolić mi zostać u siebie.
-To dobrze – mruknęłaś
-tak będzie najlepiej – dodał Sans
-ALE UNDYNE, NIENAWIDZISZ HOTLAND!
-Cóż, tutaj nie jestem chciana
-Maaaamo! - protestowało dziecko. Zacisnęłaś zęby – Nie złość się na Undyne.
-Mam prawo się na nią złościć! Próbowała nas zabić! Wczoraj!
-Ale przeprosiła! - dziecko próbowało ją usprawiedliwić.
-CZŁOWIEKU, ROZUMIEM TWÓJ GNIEW, ALE MUSZĘ SIĘ NIE ZGODZIĆ – Papyrus wyglądał dziwnie poważnie, przypomniał Ci to jak zachowywał się rano – UNDYNE TO MOJA PRZYJACIÓŁKA I POTRZEBUJE MOJEJ POMOCY. GDYBYŚ TO TY BYŁA NA JEJ MIEJSCU ZROBIŁBYM TO SANO. I, CÓŻ, TO MÓJ DOM I ZAPROPONOWAŁEM GO UNDYNE, TAK JAK TOBIE KIEDY POTRZEBOWAŁAŚ POMOCY – Nie wiedziałaś co na to powiedzieć. Nie mylił się. Lecz sama myśl że Undyne zostanie pod tym samym dachem z Tobą i Frisk gotowała Ci krew w żyłach. Próbowałaś znaleźć jakiś argument, inny niż „próbowała nas zabić" bo ten nie zadziałał. Ale nic nie przychodziło Ci do głowy. Zerknęłaś na Sansa, on patrzył na Ciebie z pytaniem w oczach. Czułaś, jak jego wsparcie powoli odpływa
-on ma rację – wzruszył ramionami – zaufaj mi, wiem co czujesz, ale mam przeświadczenie, że jeżeli tylko ze sobą porozmawiacie, dojdziecie do porozumienia – Poczułaś się zdradzona. On też?
-I to ci nie przeszkadza? - wysyczałaś czując się jeszcze bardziej rozwścieczona – Zwłaszcza po tym co było wcześniej – zerknęłaś na stół. Widziałaś jak Sans zadrżał.
-gdyby nadal chciała cię zabić, nie marnowała by czasu na bycie miłą dla frisk, undyne ma wiele talentów, ale nie jest subtelna – próbował wyjaśnić Ci tak, abyś zrozumiała. Ale Ty nie chciałaś zrozumieć. Sposób w jaki mówił tylko dodatkowo Cię wkurwiał. Dlaczego tylko Undyne widzi, że to zły pomysł? Nagle zaczęła się śmiać. Pokręciła ramionami szczerząc się
-Sans się nie myli – zaśmiała się znowu – Zaufaj mi, jeżeli chciałabym cię zabić, już byś o tym wiedziała! Wiem co obiecałam Papyrusowi i nie złamię słowa – Oparła się o kościotrupa.
-AHH! UNDYNE! PROSZĘ NIE OPIERAJ SIĘ O MNIE! - jęknął kołysząc się, ale nie wywrócił się
-Słuchaj – powiedziała do Ciebie puszczając potwora. Zrobił krok w tył zerkając na przyjaciółkę pełen obaw. - Łapię. Nie lubisz mnie. Rozumiem. Ale nie zrobię nic co urazi kogokolwiek stąd – pokazała kciukiem na Papyrusa – A zatem będę przyjacielska względem nawet takich słabeuszy jak wy. - Frisk zaśmiał się. Undyne uśmiechnęła. Ty zaś czułaś, jak złość powoli odchodzi. - Więc jeżeli nie chcesz, abym została, uszanuję to. Powiedz słowo. Ale naprawdę chcesz zawieść Papyrusa? - popatrzyła na Ciebie przebiegle. Papyrus patrzył błagalnie. Frisk jęczał prosząc. Sans westchnął i wzruszył ramionami. Undyne czekała. Czułaś się otoczona. Zrezygnowana westchnęłaś.
-Dobra. Wiem kiedy odpuścić – mruknęłaś odwracając głowę. Zerknęłaś na Sansa, uśmiechał się w podzięce. Kiedy Twoja złość i zaskoczenie powoli znikały, przypomniałaś sobie to co miało miejsce wcześniej i cieszyłaś się, że sprawy się nie pogorszyły.
-CUDOWNIE! JESTEM TAKI SZCZĘŚLIWY! - Papyrus i Frisk zaczęli się radować – TO JAK PIŻAMA PARTY! - Undyne wyszczerzyła się i szturchnęła Papyrusa w ramię.
-ej brachu, a gdzie undyne będzie spać?
-CÓŻ, FRISK I JA ZGODZILIŚMY SIĘ, ŻE MOŻE SPAĆ ZE MNĄ! MOJE ŁÓŻKO JEST DOŚĆ DUŻE, ŻE OBOJE SIĘ ZMIEŚCIMY, NO I NIE WIDZĘ PRZESZKÓD ABY TWOJA DZIEWCZYNA MIAŁABY NIE SPAĆ Z TOBĄ – Papyrus popatrzył na brata przebiegle, usłyszałaś jak Sans szurnął stopą.
-e-ej, nie wiem czy to dobry pomysł, nie możesz podejmować decyzji za nią – jego głos był nieco wyższy niż zazwyczaj. Popatrzyłaś na niego, rumienił się na niebiesko. Schował część twarzy w futerku swojej bluzy
-CHWILECZKĘ! - Undyne uniosła brwi – Sans. Ten człowiek to twoja dziewczyna?
-TAK! DZISIAJ BYLI PRZEZ CAŁY DZIEŃ SAMI! JESTEM CIEKAW CO TEŻ RAZEM MOGLI ROBIĆ NYEH HEH HEH! - Sama zaczynałaś się rumienić, tym bardziej kiedy Papyrus porozumiewawczo mrugnął.
-Mamo, co robiłaś z Sansem? - Frisk zapytał z taką niewinnością, na jaką stać tylko dziecko. Czułaś jak ciężar grzechów Cię przytłacza.
-ej, dzieciaku, może się przebierz, co? - wypalił Sans śmiejąc się niezręcznie. Szturchnął Frisk – może weź też prysznic przed kolacją? pozbędziesz się tego smrodu spalenizny, co? - Frisk jęknął zdenerwowany
-Mamo, muszę? - Papyrus wyglądał na zmieszanego. Wargi Undyne drżały jakby próbowała powstrzymać śmiech
-Tak, kochanie – położyłaś ręce na jego ramionach pchając w stronę drzwi – Idź. - Frisk wszedł kilka schodów i zerknął na was przez ramię
-Chcecie pogadać po prostu o czymś, beze mnie.
-Tak, a teraz idź. - dziecko weszło warcząc zdenerwowane pod nosem. Ale zrobił co mu powiedziałaś. Sans chrząknął zerkając na Ciebie a potem odwrócił wzrok.
-nie musisz spać ze...
-Chcę – wypaliłaś przerywając mu. Byłaś jeszcze czerwieńsza niż wcześniej – Jeżeli ci to nie przeszkadza. - otworzył oczy zaskoczony i popatrzył na Ciebie. Błękit był na całej jego twarzy. Przytaknął i schował ręce w kieszeniach bluzy
-ta, nie przeszkadza – mruknął
-BOŻE! Ale z was PALANTY! - warknęła Undyne zalewając się śmiechem. Zaczynałaś żałować swojej decyzji. Trudno było Ci znaleźć chwilę sam na sam z Sansem, kiedy w domu kręciło się tyle osób. Nie pomagało też to, że unikał takich momentów będąc dokładnie tam, gdzie są inni, pewnie celowo nie chciał abyś zalała go pytaniami. A co gorsze, opowiadał więcej kawałów niż zazwyczaj, co doprowadzało Papyrusa do szaleństwa. Dopiero po kilku minutach się uspokoił i mógł spokojnie rozmawiać z Undyne. Nigdy byś nie przypuszczała, że ta umie być tak miła dla Papyrusa, sama ta świadomość była dla Ciebie dziwna. Musiała to robić często, zwłaszcza, że była wyrozumiała dla Sansa choć posyłała mu co jakiś czas złe spojrzenie. Sans szczerzył się szeroko i od czasu do czasu śmiał siedząc na kanapie obok Ciebie. Nie podobało Ci się to. Nadal miałaś przed oczami to jak trzymał twarz w dłoniach. Nie jest z nim dobrze. Choć próbuje udawać odwrotnie. Od jak dawna to robi? Stał się mistrzem, więc pewnie od dawna. Miałaś nadzieję, że ufa Ci na tyle, że powie co go gryzie. Sans zerknął na Ciebie, uniósł brwi i wsunął swoje palce między Twoje. Pozwoliłaś mu. Kiedy Undyne i Papyrus nie patrzyli pochylił się w Twoją stronę
-nie patrz tak na mnie, nic mi nie jest – szepnął
-jest – wysyczałaś
-dziecino, nie teraz – popatrzył wymownie
-Dobra – mruknęłaś. Wstałaś wyrywając swoją rękę ignorując jego minę – Idę zrobić kolację – powiedziałaś głośno, aby wszyscy Cię usłyszeli. Nie czekałaś jednak na odpowiedź nim wyszłaś. Zachowujesz się niewłaściwie, wiesz, ale nie umiesz inaczej. Jesteś zdenerwowana, zmartwiona, i próbujesz zaakceptować kobietę, która wczoraj próbowała Cię zabić. Co się dzieje z Twoim życiem? Wyciągając składniki z lodówki, zgniotłaś w dłoni pomidora ze wściekłości. Musisz być bardziej delikatna... Zazwyczaj Sans albo Frisk dotrzymywaliby Ci towarzystwa, ale wszyscy są w salonie, a Ty jesteś sama. Słyszysz ich głosy, lecz nagle poczułaś znajomą samotność. Lecz możesz za to winić tylko i wyłącznie siebie. Przyszłaś tutaj sama. To Ty jesteś zła na Sansa za to, że robi co może, aby zachowywać się dobrze... Westchnęłaś i zabrałaś się za robienie kolacji, oczyszczając umysł i skupiając się na wykonaniu zadania. Tak będzie lepiej. Wylałaś olej na patelnię, włączyłaś palnik i wyciągnęłaś kurczaka.
-Co gotujesz? - podskoczyłaś, Undyne nadal pojawiła się w kuchni. Jej głos był głośny, ale nie tak jak Papyrusa. Sans miał rację. Undyne nie jest subtelna. Była już obok Ciebie i zerkała jak krajesz kawałki kurczaka. Nigdy wcześniej nie była tak blisko, i zdałaś sobie, że jest wzrostu Papyrusa, o ile nie jest wyższa od niego. Miałaś wzrok na wysokości jej obojczyka. Teraz wiesz, co czuje Sans kiedy z Tobą rozmawia.
-Kurczak – rzuciłaś. Chwilę zajęło Ci wrócenie do czynności, czułaś się nieco spięta mając ją przy sobie - ... z ryżem i warzywami – dodałaś
-Hm... - wyglądała na niezaskoczoną. Tak, cóż, może to nic wymyślnego, ale to jedna z kilku rzeczy jakie możesz zrobić uwzględniając nieprzewidzianą gębę do wyżywienia. Ale tego jej nie powiesz. Będziesz musiała znowu iść na zakupy. Kiedy pokroiłaś kurczaka i wrzuciłaś go na patelnie zabrałaś się za krojenie warzyw. Westchnęłaś zerkając na Undyne przy kuchence.
-Co robisz? - zabrałaś jej rękę od kurków zmniejszając ogień – Spalisz to
-Robisz to źle! Musi być większy! - nalegała wyciągając w stronę rękę. Bez pomyślunku pacnęłaś ją w rękę.
-Co przed chwilą powiedziałam? - Undyne patrzyła na Ciebie zaskoczona, jakby nie mogła uwierzyć, że właśnie ją dotknęłaś. Szczerze, sama nie mogłaś w to uwierzyć. Cholera. - Słuchaj, ja wiem po co tutaj przyszłaś – czułaś jak niewielka determinacja Cię wypełnia – Ale ja gotowałam dla mojej rodziny odkąd byłam w wieku Frisk. Dam sobie radę.
-Jasne, mniejsza – skrzyżowała ręce na piersi. Nie odwróciła wzroku tylko oparła się o krzesełko – Ile lat ma Frisk?
-Sześć – wróciłaś do krajania warzyw
-A ty jesteś jego mamą? Ile masz lat? Nie wyglądasz na starą. - czułaś jak wbija w tył Twojej głowy swoje złote ślepie.
-Dwadzieścia – mruknęłaś. Słyszałaś, jak Undyne bierze głębszy oddech. Przez chwilę nie byłaś pewna czy cokolwiek powie.
- Frisk to dobry dzieciak, lepszy niż ja kiedy byłam w jego wieku, ja byłam bardziej... niepokorna – słyszałaś jak szura nogą – Walka z każdym wydawała mi się fajną zabawą. Nawet wyzwałam króla Asgora i próbowałam udowodnić, że jestem silniejsza. Podkreślam PRÓBOWAŁAM. Nie mogłam go nawet trafić! A co gorsze, przez ten cały czas on ze mną nie walczył! - Zerknęłaś na nią przez ramię. Uśmiechała się, póki co tylko ona dotrzymywała Ci towarzystwo w kuchni... Było nawet przyjaźnie... To właśnie chyba ta strona Undyne o jakiej wspominał Papyrus. Ta strona jaką dostrzegł w niej Frisk. - Byłam upokorzona – mówiła dalej wzruszając ramionami – Potem przeprosił i powiedział coś głupiego... „Przepraszam, chcesz wiedzieć jak mnie pokonać?" powiedziałam tak i od tego czasu mnie szkolił
-Król? Szkolił cię? - byłaś zaskoczona
-Tak. Był wymagający, ale miał wielkie serce – słyszałaś wyraźną sympatię w jej głosie – Więc pewnego dnia, kiedy trenowaliśmy udało mi się go pokonać i czułam się... źle. Ale był pokonany! Nigdy nie widziałam kogoś tak zadowolonego kiedy skopano mu tyłek! W każdym razie, dalej mnie trenował. I teraz jestem Kapitanem Gwardii! - Znowu na nią popatrzyłaś, patrzyła w bliżej nieokreślony punkt, dopiero po chwili popatrzyła na Ciebie – Przepraszam, mówiłam to bo mi w jakimś stopniu go przypominasz...
-Asgora? - nie wiedziałaś jak się z tym czuć. Nie znałaś go.
-Tak – zaśmiała się – Oboje jesteście SIUSIAKAMI! - nagle Twój gniew wrócił. Odwróciłaś się w jej stronę
-Przynajmniej nie próbuję zabić małych dzieci i nie podpalam własnego domu – Undyne się zaśmiała
-Powiem to samo co mówiłam Friskowi. Przepraszam, że próbowałam was zabić.
-Przeprosiny przyjęte – rzuciłaś ostrożnie patrząc na dół – Ale mam nadzieję, że zrozumiesz, że nie wybaczę ci tego tak łatwo.
-Wiesz, byłabym zawiedziona, gdybyś tak łatwo odpuściła – Z jakichś dziwnych powodów byłaś z tego powodu dumna.
CZYTASZ
Czy to uczyni Cię szczęśliwą? [Would That Make You Happy? - tłumaczenie PL]
FanfictionJest to opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cz...