Undyne powiedziała, że jej przyjaciółka imieniem Alphys wpadnie do Was w ten weekend, wtedy kiedy wszyscy będą w domu po szkole i pracy. Papyrus zaproponował swoją pomoc w sprzątaniu przed jej wizytą. Nie było wiele do robienia, ponieważ w domu panował względny porządek, ale zgodziłaś się na pomoc. Nie wiesz dlaczego, ale był lekko poddenerwowany. Sans nie przejął się wieściami, ale zmarszczył lekko brwi, kiedy wspomniane zostało imię Mettatona. Właściwie, coś ci ono mówi. Papyrus mówił o ulubionym robocie z programu telewizyjnego. Powiedział, że to doktor Alphys go stworzyła i wpadnie z nią w goście. Miałaś nadzieję, że tak się stanie, bo Papyrus bardzo ekscytował się jego wizytą. Więc przez kolejne dwa dni, kiedy Papyrus był w domu, sprzątałaś i poprawiałaś wszystko w domu braci. Jego niegasnący entuzjazm zamienił się w nerwowe zachowanie i dzień przed wizytą Alphys znalazłaś Friska śpiącego na kanapie z Undyne. Papyrus pewnie przez sen strasznie się wiercił. Nie chciałaś czyścić kuchni czwarty raz w przeciągu dwóch dni, więc jak tylko zauważyłaś Papyrusa odezwałaś się pierwsza nim zaczął mówić. -Właśnie zamierzałam posprzątać pokój Sansa! Powiedziałeś, że chciałbyś, aby było tam czyściej! - patrzył na Ciebie, zamrugał kilka razy i przytaknął. -OH OCZYWIŚCIE! ALE ZAŁOŻĘ SIĘ, ŻE NIKT NIE WEJDZIE DO JEGO POKOJU, BO NIE LUBI JAK KTOŚ TAM WCHODZI... ALE JEŻELI CHCESZ SPRZĄTAĆ, ŚMIAŁO! - Starałaś się nie wyjść zbyt szybko z kuchni. Pokój Sansa potrzebował porządku, początkowo myślałaś, że jest między nimi jakaś cicha wojna o to. Ale teraz kiedy żyjesz z nimi ponad miesiąc szybko się nauczyłaś, że nie o to chodzi. Pomysł sprzątania pokoju jaki teraz dzielisz Sansaem kręciła Ci się po głowie od jakiegoś czasu. Wzięłaś koszyk na pranie z łazienki i udałaś się do pokoju. Zaczęłaś do niego wrzucać ubrania walające się po ziemi i niezliczoną liczbę skarpet. Potem udałaś się do pralki i włączyłaś ją. Nie było waszych ubrań na tyle, aby rozdzielać białe od kolorowego, ale ustawiłaś zimną wodę. Jak wróciłaś znowu do sypialni z koszę Sans stał w progu. Opierał się o niego z rękami w kieszeniach. Uniósł brew. -wiesz, że nie musisz tego robić ze względu na mojego brata -Wiem – oparłaś pusty kosz o biodro – No chyba że wiesz, wizja szorowania kranu piąty raz wydaje się kusząca – dęłaś wargi i zerknęłaś na salon. Był pusty, znowu popatrzyłaś na Sansa i szepnęłaś – Zawsze tak reaguje na myśl o gościach? -nie, chodzi tylko o mettatona – brew mu drgnęła. Wszedł do sypialni i skinął ręką abyś za nim poszła – wiesz, możesz udawać, że tutaj posprzątałaś, jestem pewien, że pap nie przyjdzie sprawdzić – zaśmiał się i zamknął za Tobą drzwi poruszając sugestywnie brwiami. Zarumieniona ledwo powstrzymałaś śmiech. -Sans, serio, jesteś niemożliwy -jestem kompletnie możliwy, no weź, dziecino, zapracujesz się na śmierć – wyciągnął kosz z twoich rąk i położył go na bieżni. Uśmiechnął się przebiegle kładąc ręce na Twoich biodrach, pozwoliłaś mu, aby Cię do siebie przyciągnął – nie chcesz, abym to ja się tobą zajął? - prychnęłaś śmiejąc się cicho, przygryzł Twój kark. Westchnęłaś lekko -Chcę uprać prześcieradło, ale lepiej będzie, jak je zabrudzimy przed tym, jak je umyję. -dokładnie – wymruczał. W trakcie jak pierwsze pranie się robiło, Ty spędziłaś czas na łóżku. Uścisk Sansa był nieco mocniejszy niż zwykle, kiedy siedzieliście na kanapie oczekując Alphys i Mettatona. Papyrus też próbował siedzieć, ale wstał by podejść i sprawdzić jak się miewa jego Skałka, a następnie po zerknięciu na drzwi, wrócił na kanapę. Undyne siedziała na schodach, niepewnie zerkając na telefon. Widząc ich zdenerwowanie, Tobie też zaczęło się ono udzielać. Nic na to nie poradzisz. Frisk siedział na ziemi bawiąc się Twoim telefonem. -Za długo będą? - zapytał jakby czytał myśli wszystkich. W jednej chwili wszyscy podskoczyli nawet Sans, kiedy nerwowe pukanie drzwi przebiegło odpowiedź. Undyne i Papyrus natychmiast znaleźli się przy wejściu, aby je otworzyć. Pierwsza jednak była rybia potworzyca. Ty wstałaś udając się do nich powoli, Sans szedł za Tobą. Ani na chwilę nie zabrał ręki z Twoich pleców. -ALPHYS! Przyszłaś! - krzyknęła Undyne przepychając Papyrusa ręką, tak, aby jej przyjaciółka mogła wejść. Po chwili, w progu pojawiła się niska postać. Miała na sobie długi sweter zasłaniający całkowicie twarz. Widziałaś tylko ogon i parę wielkich oczu wystających spod czapki i szalika. -MYŚLAŁEM, ŻE METTATON PRZYJDZIE Z TOBĄ – nie umiał ukryć zawodu w głosie. Undyne była zajęta pomocą Alphys w rozebraniu się z szalika, powoli pojawiły się żółte łuski jaszczurzego potwora. Była odrobinę wyższa od Sansa. Popatrzyła na Undyne, zarumieniła się i zaczęła nerwowo pocić. -M-M-Mettaton był dzisiaj zajęty, nie mógł przyjść – powiedziała bardzo skrzekliwym głosem, przekręcając głowę w stronę z której słyszała głos Papyrusa – M-mam nadzieję, że się nie gniewasz! - Czułaś, że Sans się nieco odprężył ale nie wiedziałaś dlaczego. -Oczywiście! To CIEBIE zaprosiłam – krzyknęła Undyne, patrząc znacząco na Papyrusa. Pomogła Alphys rozebrać się ze swetra, oczywiście ta mruczała pod nosem podziękowania. Miała na sobie koszulę w grochy. Starałaś się uśmiechnąć w jej stronę, ale obawiałaś się, że zbyt sztucznie i nerwowo to wyszło. Sama obserwacja, jak te dwie próbowały się do siebie zbliżyć, sprawiała, że chciałaś krzyczeć. -Cz-cześć! - powiedziała próbując się uśmiechnąć -OH! - krzyknęła Undyne kładąc ręce na jej ramionach i popchnęła ją w Twoją stronę – To jest człowiek o którym ci mówiłam, ten co chodzi z Sansem! A to jej dzieciak Frisk! -Cześć! - Frisk pomachał jej energicznie. Ta w odpowiedzi słabo pomachała, uśmiech jej lekko zadrżał. Kiedy na Ciebie popatrzyła, również pomachałaś do niej ręką. Normalnie zaproponowałabyś uściśnięcie ręki, ale biorąc pod uwagę to jaka jest nerwowa, to chyba lepsze rozwiązanie. Sans przytaknął. -cześć alphys – rzucił zwyczajnie. -Cz-cześć Sans – patrzyła a to na niego, a to na Ciebie, kiedy przysunął się bliżej w Twoją stronę, ta w odpowiedzi schowała usta za szponami – M-mam nadzieję, że wszystko u c-ciebie dobrze! - wzruszył ramionami odwracając wzrok -jasne, monotonia skrzypi w kościach -UGH! - warknął Papyrus -Oh, znacie się? - zapytałaś patrząc na Sansa, nigdy nie wspominał nic o Alphys. -jedna z moich budek jest przy laboratorium – wyjaśnił – czasami na siebie wpadamy -T-tak! - Już chciałaś zapytać o Hotland, słyszałaś co nieco o tym miejscu, ale Undyne się wtrąciła -Cieszę się, że przyszłaś! Wiem, że nie lubisz zimna, ale słodko wyglądałaś w tym swetrze! - mówiąc od niej lekko się w jej stronę pochyliła. Pani doktor zarumieniła się natychmiast -J-jest dobrze! N-nie przeszkadza mi aż tak... znaczy się! M-mogło być gorzej gdybyś to ty p-przyszła do Hotland! - wyjąkała. Sans pociągnął Cię za koszulkę i oboje wróciliście na kanapę. Zerkając na Alphys i Undyne, które ucięły sobie pogawędkę, zajęłaś miejsce obok niego. Wsunął swoje palce między Twoje i szturchnęłaś go ramieniem. -Ciężko mi się na to patrzy – mruknęłaś cicho, Sans powstrzymał śmiech -nawet papyrus wie co się świeci – potrząsnął głową – ale jak nakłonić którąś do kolejnego kroku? - I przyglądałaś się. Frisk podszedł do dwóch potworzyć i przedstawił się. Undyne zrobiła trochę miejsca, aby swobodnie mogli porozmawiać, co Alphys przyjęła z uśmiechem. Chyba wspomniała coś o anime... Zauważyłaś, że z czasem wszyscy się nieco zrelaksowali. Papyrus wyciągnął krzesełka z kuchni, więc każdy miał gdzie siedzieć. Sans nie robił zbyt wiele z wyjątkiem rzucania kawałami to tu to tam, i denerwowania tym samym Papyrusa i Undyne. Byłaś zaskoczona, kiedy Alphys dokończyła za niego jeden z kawałów, na co i on i Undyne odpowiedzieli śmiechem. Alphys wyglądała na zadowoloną. Lubiłaś ją. Była nieco nerwowa, ale kiedy zaczynała mówić o czymś, co naprawdę lubiła, nie dało się jej zatrzymać. Kiedy zaczęła mówić o programie jaki uwielbia, dopiero po kilku minutach zrozumiała, że nawija bez przerwy. Undyne się je przyglądała. Nie rozumiesz, jak to się dzieje, że Alphys nie widzi sposobu jaki Undyne na nią patrzy. Przypomina Ci to w jaki sposób Sans patrzy się na Ciebie. Miałaś wrażenie, że ta przyłapała Cię kilka razy z Sansem, za każdym razem, kiedy popatrzyłaś jej w oczy, uśmiechała się nerwowo, zerkała na Sansa i odwracała wzrok. Kiedy wstałaś aby przynieść zakąski z kuchni, słyszałaś jak ta szczęśliwie skrzeknęła patrząc, jak ręka Sansa puszcza Twoją. Zerkając na niego dostrzegłaś jego rumieniec, zaś Alphys zakryła usta łapami. Jak wróciłaś i usiadłaś na kanapie Alphys patrzyła na swój telefon wyraźnie poddenerwowana. -Coś się stało? - zapytała Undnyne -O-o tak! W-wszystko dobrze! - bąknęła podskakując lekko i schowała telefon do kieszeni. Słyszałaś, jak wibruje. -jesteś pewna? - zapytał Sans. Undyne zajęła miejsce obok niej. -Kto dzwoni? -N-nikt! -Ktoś ci dokucza Alphys? -N-nie, to nic takiego U-undyne! - nie wyglądała, aby to było nic takiego. Pociła się i zacisnęła łapy na kolanach -Zaraz dokopię temu kto ci dokucza! - warknęła Undyne zaciskając zęby. Alphys otworzyła usta, aby odpowiedzieć, ale wtedy ktoś zaczął głośno pukać w drzwi. Popatrzyłaś na Sansa, który popatrzył na Ciebie, a potem popatrzyliście na pozostałych. Undyne i Papyrus wyglądali na zmieszanych, lecz do Alphys miała najdziwniejsza reakcję, otworzyła szeroko oczy i mocniej zacisnęła palce na kolanach. Jak tylko Papyrus wstał by otworzyć, ta stanęła i krzyknęła -S-stój! -ale nie posłuchał. Jak tylko drzwi się otworzyły znajomy robot pojawił się w pokoju, szczęka Papyrusowi opadła. Czerwono, żółte M błyszczało na monitorze kwadratowego ciała robota, oświetlając tym samym wnętrze. Sans stał na równych nogach między Tobą, a Mettatonem. Chwyciłaś go za rękę zmieszana. -Alphys, Alphys, Alphys – powiedział metalicznym głosem. Położył ręce po bokach ciała, tak jakby na biodra. Gdyby je miał. -M-M-Mettaton! - skrzyknęła wyglądając na przybitą – Myślałam, że będziesz d-dzisiaj z-zajęty! -I miałbym przegapić spotkanie z dwójką olśniewających ludzi? Kochana, powinnaś wiedzieć, że nigdy bym nie przegapił okazji takiej jak ta!
CZYTASZ
Czy to uczyni Cię szczęśliwą? [Would That Make You Happy? - tłumaczenie PL]
FanficJest to opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cz...