7-nic nie robi, a sieje zamęt

4.2K 289 35
                                    

Shiro zaserwowała. Wszyscy patrzyli się na nią a ona z wyższością i cwanym uśmiechem patrzyła na osoby na boisku.

-No wyładowałam się, więc nic tu po mnie. Bajo~-powiedziała i wyszła z sali. Wszyscy byli jeszcze bardziej zdziwieni. Panującą na sali ciszę jako pierwszy przerwał Oikawa.

-No drużyna. Diablica zniknęła, to po zwycięstwo!

Gdy to usłyszałem zapłonęła we mnie taka żądza zwycięstwa, że reszta drużyny zrozumiała mnie bez słowa.

-time skip-

Mecz zakończył się ni to zwycięstwem, ni porażką. A to przez jakże wspaniałe zmiany pogodowe które coś tam pozmieniały i musieliśmy się szybko zbierać. Wszyscy czuli niedosyt i mieliśmy jeszcze kiedyś zagrać mecz. W drodze powrotnej znów siedziałem z Shiro, ale tym razem z samego tyłu. Zajęła ona dwa  fotele, zwinęła się w kłębek i poszła spać.

(Shiro)

Po powrocie do Tokyo szalała taka burza, że ja nie mogę. Wszyscy się już porozłazili i zostałam tylko ja i Kuro. A to dlatego, że mój kochany dziadunio nie wrócił z nami tylko poszedł odwiedzić starego znajomego. A jako, że dość dobrze zna się z rodzicami Kuro mam zostać u niego.

Dom tego roztrzepańca był dość blisko jak sam powiedział, ale żadne z nas nie miało parasola. I tak oto zastanawiamy się czy przelecieć do przystanku i trochę zmoknąć, czy pobiec po parasol do sklepu i wrócić pieszo. Oczywiście wygrał przystanek, a ja i moje "szczęście" zostaliśmy ochlapani przez pędzącego tira. Kuro wybuchł śmiechem. Wyglądałam jak bym wskoczyła do jeziora. Brudnego i zimnego. Na szczęście nie czekaliśmy długo na autobus. Cały czas trzęsłam się z zimna.  Jak już doszliśmy do domu Kuro okazało się, że jego rodzice są na kolacji i wrócą po północy. Tak więc musiałam przeżyć noc, a przynajmniej do północy, san na sam z prawie dwumetrowym, zboczonym, chłopakiem o imieniu Kuro.

Koci ZawodnikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz