Przed gmachem szkoły zgromadziło się mnóstwo uczniów. Wszyscy byli jeszcze podekscytowani ledwo skończonymi wakacjami. Chwalili się swoimi opaleniznami zdobytymi w ciepłach krajach, bliznami nabytymi przez nieostrożne przygody, pokazywali sobie zdjęcia. Prześcigali się w tym, kto lepiej spędził te dwa, zdecydowanie za krótkie miesiące.
Otabek zdawał się w ogóle nie być zainteresowany, panującym dookoła niego rozgardiaszem. Stał z boku tłumu, skryty w cieniu rzucanym przez budynek i uporczywie wpatrywał się w ekran swojego telefonu. Początek roku szkolnego był jedną z rzeczy, za którymi nie przepadał, jednak nie potrafił opuścić tak ważnego wydarzenia. Przewertował pobieżnie artykuł o jakieś komecie, która od dawna nie jest już w okolicy orbity ziemskiej.
Gdy wybiła godzina jedenasta popchnął ciężkie, drewniane drzwi i wszedł do szkoły. Rozkoszował się, tak dobrze znanym sobie zapachem ostrej pasty, którą wypolerowana była podłoga, detergentów, którymi wyszorowane zostały ławki i ciężką wonią książek, dochodzącą z biblioteki. Skierował swoje kroki w stronę sali gimnastycznej, gdzie miała odbyć się uroczystość. W duchu modlił się żeby dyrektorka nie męczyła ich dwie godziny, tak jak na zakończeniu. Bardzo lubił tą kobietę, była mądra, opowiadała ciekawe rzeczy, wiedzy mógł jej tylko pozazdrościć, ale niestety, miała talent do przedłużania niepotrzebnych rzeczy. Wszystkie szkolne apele w jej wykonaniu trwały co najmniej przez dwie lekcje. Uwielbiała zaczynać swoje monologi od rzeczy ważnych, po czym przechodzić do tych coraz mniej ważkich. Na przykład kiedyś zaczęła mówić o papieżu, po czym jakiś cudem udało jej się to powiązać z kopertami, węglem oraz internetem, a skończyła na smarowaniu chleba masłem.
Czarnowłosy usiadł na krześle, które stało najbliżej wyjścia. Było to bardzo taktyczne posunięcie, nie chciał później przepychać się przez całą gromadę rozwścieczonych licealistów. Sala powoli wypełniała się osobami, które kojarzył z widzenia oraz pierwszoklasistami, których nie znał i nie miał zamiaru tego zmieniać. W końcu zauważył ludzi ze swojej klasy, których przywitał ledwo widocznym skinieniem głowy. Zajęli miejsca obok niego i rozemocjonowani zaczęli opowiadać sobie o swoich letnich przeżyciach. Oczywiście jak zwykle brakowało Plisetskiego, który ciągle przychodził na ostatnią chwilę. Tak stało się też i tym razem. Gdy wszyscy stali na baczność i śpiewali hymn szkoły, chłopak wpadł do pomieszczenia i najciszej jak potrafił stanął obok Otabeka. Jego klatka piersiowa szybko unosiła się i opadała, przez co czarnowłosy domyślił się, że musiał biec. Jurijowi kręciło się w głowie od zapachu pasty do podłogi, która nieprzyjemnie drażniła jego nozdrza. Naprawdę nienawidził tego miejsca.
Wszyscy zgromadzeni odetchnęli z ulgą, gdy dyrektorka skończyła swoje przemówienie po trzydziestu minutach. Cała szkoła uznała to oficjalnie za cud. Uczniowie zaczęli kierować się w stronę klas, gdzie wychowawcy mieli podać im plany lekcji. Altin zgrabnie wymknął się przed wszystkimi i siedział teraz w ławce czekając na resztę.
Pierwszy pojawił się Viktor Nikiforov, który obejmował w pasie swojego chłopaka. Na twarzy srebrnowłosego widniał szeroki uśmiech, a Katsuki nieznacznie się rumienił. Otabek uznawał ich za dosyć uroczą parę, jednak jego zdania nie podzielał blondyn.
- Możecie w końcu przestać obściskiwać się na każdym kroku?! - krzyknął Jurij, gdy tylko przekroczył próg klasy.
- Koteczku, będąc zakochanym nie da się ukrywać swojej miłości. To silniejsze ode mnie - odpowiedział mu Nikiforov, puszczając do niego oczko, na co chłopak jedynie wystawił język, imitując odruch wymiotny.
Plisetsky usiadł w ostatniej ławce z całych sił skupiając się na szybie, przez którą wpadały ciepłe promienie słońca, wypławiające barwę jego włosów. Co chwilę gryzł się w język, aby nie rzucić jakimś wrednym docinkiem, kiedy w klasie pojawiały się następne osoby. Odwrócił wzrok w stronę tablicy, dopiero gdy za biurkiem pojawił się wychowawca.
- Dzień dobry moi drodzy - donośny głos Jakova, delikatnie zasugerował, aby wszyscy już się uciszyli - Mam nadzieję, że odpoczęliście w wakacje i miło je spędziliście. Jak wiecie, w tym roku czeka was matura, więc przygotujcie się, że to słowo będziecie słyszeć codziennie, odmieniane przez wszystkie przypadki.
- Ja maturę odmieniam tylko przez jeden przypadek. Nazywa się sto procent - odezwał się JJ i wykrzywił usta w triumfalnym uśmiechu.
- A ja ciebie odmieniam tylko przez jeden przypadek. Idiota. - wysyczał Jurij, patrząc na czarnowłosego spod przymrużonych powiek.
Po klasie rozszedł się cichy szmer tłumionego śmiechu. Wszyscy byli już przyzwyczajeni do tych durnych kłótni pomiędzy Plisetskim i Leroy'em. Od początku pierwszego roku próbowali wydłubać sobie oczy i rywalizowali ze sobą, pomimo tego, że byli na różnych profilach i porównywanie ocen, było całkowicie pozbawione sensu. Bo niby jak można porównać ocenę za rozprawkę napisaną na cztery strony do zawiłych obliczeń matematycznych?
- SPOKÓJ! - krzyknął wychowawca uderzając pięścią w stół.
Miał już serdecznie dość tych dzieciaków. Była to najbardziej wymagająca klasa w całej jego karierze. Owszem, polubił ich i zżył się z nimi, jednak nie zmienia to faktu, że rozrywka i problemy jakie mu fundowali, starczą mu do końca życia. Będzie za nimi tęsknić, kiedy już odejdą, ale również odetchnie z ulgą .
- Rozdam wam teraz plan lekcji. Oczekuję, że w ostatnim roku postaracie się chodzić regularnie na wszystkie zajęcia - mówiąc to ostatnie rzucił znaczące spojrzenie w kierunku Jurija, który jedynie mruknął coś pod nosem.
Blondyn spojrzał na położoną przed nim kartkę. Fuknął zdenerwowany. Oczywiście, codziennie na ósmą. Jedynie poniedziałek zapowiadał się obiecująco, ponieważ lekcje rozpoczynały się od dziesiątej.
Yakov nie przedłużał spraw organizacyjnych, jak niektórzy nauczyciele. Szybko pożegnał się ze swoimi podopiecznymi i udał się do pokoju nauczycielskiego. Klasa 3A stała teraz przed gmachem szkoły. Z okien łypały na nich zazdrosne spojrzenia uczniów, którzy też chcieli znaleźć się poza dusznymi salami.
- To może wybierzemy się razem na wspólny obiad - Viktor klasnął radośnie w dłonie - Dawno się nie widzieliśmy.
- Zdecydowanie za szybko znowu się spotkaliśmy! - syknął Jurij, próbując jak najszybciej ulotnić się z tego miejsca, jednak przeszkodziła mu w tym Mila.
- Oh, Juraśka, nie bądź taki niemiły. Stęskniliśmy się za tobą - czerwonowłosa zawiesiła ręce na jego szyi.
- Puszczaj mnie stara babo - chłopak w geście protestu napiął wszystkie swoje mięśnie.
- Jestem starsza od ciebie tylko dwa miesiące, to nie czyni mnie starą - wygięła swoje usta, próbując udawać urażoną.
Po całej burzliwej wymianie zdań, na temat tego, gdzie mają iść zjeść, w końcu wszyscy zgodnie postanowili, że najlepsza będzie włoska restauracja, która znajdowała się niedaleko. Stwierdzili, że jeśli pizza okaże się niejadalna cały rachunek zapłaci Phichit, który najbardziej obstawał za tą opcją.
- A ty, Otabek, idziesz z nami? - padło pytanie w kierunku czarnowłosego.
- Nie, dziękuję. Wracam do domu, ale bawcie się dobrze. - odpowiedział Altin i skierował się w stronę przystanku tramwajowego.
Plisetsky próbował wykorzystać to, że na chwilę uwaga skupiła się na kimś innym i gdy już szykował się do ucieczki, chwyciła go za ramię czyjaś ręka.
- A ty gdzie się wybierasz? Idziesz z nami - na twarzy Mili widniał szeroki uśmiech nieznoszący sprzeciwu.
- Nienawidzę was - burknął blondyn i podążył za resztą klasy.
******
Yurio i Otabek mają zachowane swoje pochodzenie. Do klasy z nimi wsadziłam inne postacie z anime, ale przyjmijmy, że są Polakami i przymknijmy oko na ich imiona.
Mila powiedziała, że jest starsza od Yuriego o dwa miesiące, ponieważ przyjęłam, że ma urodziny w styczniu. Na wiki nie było podanej daty jej urodzenia, więc przyjęłam taką, aby pasowała mi do tego, dlaczego Yurio nazywa ją starą babą.
CZYTASZ
He was a jock and he was a nerd
FanficJurij Plisetsky był zapalonym sportowcem, szczególnie upodobał sobie bieganie. Wiatr we włosach, szybkość, muskanie ziemi podeszwami butów, to dawało mu wolność. Otabek Altin był zapalonym nerdem, szczególnie upodobał sobie astronomię i fizykę. Obse...