Rozdział X

993 179 128
                                    

Biała jak mleko mgła wiła się leniwie pomiędzy ciemnymi konarami drzew. Powyginane gałęzie zrzucały z siebie ostatnie barwy pomarańczu oraz czerwieni i nagie wyczekiwały, aż okryją je drobne igiełki mrozu. Szare chmury zamykały promienie słońca w żelaznym uścisku, opadały coraz niżej ziemi, przygniatając zgarbione sylwetki ludzi. Wilgotne ulice pogrążone były w sennym letargu, a sunące po nich pojazdy miały na swoich szybach resztki przymrozku. Ludzkie ręce nie dały rady do końca zniszczyć obrazów namalowanych przez nocny chłód. Jesień rozwinęła się już w pełni. Zapuszczała swoje obślizgłe macki do domów, parków, szkół i uczelni. W powietrzu wisiał ciężki zapach zgniłych liści pomieszany z rześkim zimnem.

Jurij postanowił nie iść dzisiaj do szkoły i przemierzał teraz alejki Łazienek Królewskich. Słońce nie zdążyło jeszcze oświetlić jego drogi. Do jego uszu docierały słowa opowiadań Nabokova. Szczególnie podobało mu się jedno, pod tytułem "List, który nigdy nie dotarł do Rosji". Sam trzymał w szafce taki list, który nigdy nie ujrzy światła dziennego, ani nie dotrze do swojego celu, jakim był Petersburg. Biała kartka papieru poplamiona czarnymi myślami atramentu, szczelnie zamknięta w dusznej kopercie. Uwięzione tam słowa były skierowane do jego matki. Wszystkie jego obawy i lęki oraz oskarżenia wycelowane w rodzicielkę. Ukrywał przed dziadkiem to, iż jeszcze nie pogodził się z tym, co wydarzyło się w przeszłości. W dzień ukończenia osiemnastu lat podszedł do Nikolaia i nakazał mu, aby ten opowiedział mu całą prawdę. Nie wiedział jak wielkie poczucie winy na siebie ściągnie.

Łukrecija była bardzo urodziwą dziewczyną o typowej urodzie Rosjanki. Włosy w kolorze złotego zboża opadały na jej szczupłe ramiona. Jej skóra była jak porcelana z dodatkiem bladej brzoskwini. Delikatne rysy twarzy współgrały z jej małym nosem i pełnymi ustami. Poruszała się z gracją nimfy, która przysiadła na brzegu zamarzniętego jeziora. Nikolai kochał swoją córkę z całego serca i starał się wynagrodzić jej brak matki, która zmarła tuż po porodzie. Opiekował się nią i pilnował jak oka w głowie, jednak taki stan rzeczy nie mógł trwać wiecznie. Łukrecija skończyła siedemnaście lat i zapragnęła wolności. Wbrew zakazom wymykała się wieczorami z domu i wraz ze swoimi przyjaciółkami odkrywała nowe smaki Petersburga. Pewnej nocy, gdy wracała do domu postanowiła skrócić sobie drogę idąc przez ciemny park. O północy czarne alejki nie były bezpiecznym miejscem dla młodej dziewczyny, która przekonała się o tym na własnej skórze. Z zarośli wyszło dwóch postawnych mężczyzn, którzy również ulegli jej wdzięcznemu pięknu i zbrukali je swoimi brudnymi ciałami. Dziewczyna długo ukrywała przed ojcem to, co wydarzyło się tamtej nocy. Zapadała się w sobie, a jej uroda zaczęła gasnąć. Złote włosy zaczęły wypadać, zupełnie jak odrywane płatki stokrotek. Dopiero, gdy Łukrecija zemdlała i trafiła do szpitala Nikolai dowiedział się wszystkiego. Poczucie winy zżerało jego duszę. Postanowił, że zaopiekuje się nią i dzieckiem, które miało przyjść na świat. Yurio urodził się pierwszego marca, jego szmaragdowe oczy wywoływały u matki strach. Widziała w nich jednego ze swoich oprawców. Znienawidziła chłopaka tak bardzo, jak nienawidziła siebie i brudu, który na zawsze przyległ do jej ciała. Wytrzymała pięć lat, po tym czasie uciekła i zamieszkała w najgorszej dzielnicy Petersburga całkowicie oddając się swojemu szaleństwu. Nikolai próbował odzyskać kontakt z córką, jednak ta skutecznie pozbyła się go ze swojej marnej namiastki życia. Mężczyzna postanowił wziąć ze sobą chłopca i wyprowadzić się do Warszawy.

Jurij nienawidził Łukreciji. Oskarżał ją o to, że go porzuciła nie dając zaznać matczynej miłości. Obwiniał o blizny, jakie po sobie pozostawiła. Przez dwa lata pisał list, który chciał jej wysłać. Ostatnie zdania dopisał w dniu swoich osiemnastych urodzin, kiedy usłyszał opowieść dziadka. Słowa przepełnione były bólem i wyrzutami sumienia. Chłopak obwiniał się o to, że przyłożył się do zniszczenia życia matki. Swoje oczy, które kiedyś tak bardzo lubił zaczęły przypominać mu kolor zgniłej zieleni. Już nigdy nie potrafił spojrzeć na siebie tak jak kiedyś.

He was a jock and he was a nerdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz