Rozdział VII

1K 190 124
                                    

Jurij wracał z galerii handlowej obładowany reklamówkami z zakupami. Jego upór był naprawdę godny podziwu. Zamiast wsiąść do tramwaju postanowił przebyć całe trzy kilometry na nogach. Nienawidził poruszać się komunikacją miejską w sobotnie południa. Pojazdy były wtedy zawsze wypchane do granic możliwości przez turystów, uczniów różnych szkół, którzy wykorzystywali wolny dzień i matkami z dziećmi. 

Bił się z myślami i próbował zrozumieć, dlaczego Otabek wysłał mu tą dziwną emotkę, która całkowicie do niego nie pasowała. Zdziwiło go też to, że tak szybko odpisał na jego wiadomość. On sam spędził dobre pół godziny próbując wymyślić jakiegoś sensownego SMS-a, który zabrzmi w miarę normalnie. Czyżby się pomylił? Może Kazach jednak go lubi.

Po kilku minutach wszedł do domu i położył zakupy na stole w kuchni. Szybko wyjął z reklamówki kocie deserki i dał jeden Pusi, która z zainteresowaniem obwąchiwała jego nogę. 

- Kupiłeś wszystko, o co cię prosiłem? - spytał dziadek, który wyszedł z salonu. 

- Tak, jest wszystko - odpowiedział chłopak - Czy naprawdę musimy to robić? - spojrzał na mężczyznę z błagalnym wyrazem twarzy.

- Yuraśka, wypada podziękować temu chłopakowi jeśli tak dobrze ci pomógł. 

- Ale ja już mu podziękowałem. W szkole - Jurij westchnął.

- Nie marudź tylko bierz się do roboty.

Nikolai założył czerwony fartuch i podał Jurijowi drugi, który był we wzorki z kotami. Mężczyzna wyłożył na blaty potrzebne przedmioty i wziął się za przygotowywanie obiadu. Blondyn zrezygnowany opuścił ręce i też zabrał się do roboty. Chwycił do ręki mąkę i zaczął przygotowywać ciasto. Niestety zrobił to zbyt energicznie i teraz musiał strzepywać biały proszek z twarzy i włosów. Kotka, która niefortunnie znalazła się w miejscu wypadku uciekła prychając. 

Po dwóch godzinach gotowa była masa piroshków, którymi można było nakarmić całą armię. Blondyn stanął dumny przed talerzem i pogratulował sobie w myślach, za dobrze wykonaną robotę. Skierował się do pokoju i otworzył komodę. Kompletnie nie miał pojęcia co ma założyć. Przecież nie może wystroić się, jak na wizytę prezydenta, ale znowu nie może też ubrać się zbyt codziennie. Zdenerwowany zaczął po kolei wyrzucać wszystkie koszulki na łóżko.  W ogóle dlaczego on tak bardzo przejmuje się tym, w co ma się ubrać? Przecież to tylko głupi kolega ze szkoły i to jeszcze nie on go zaprosił. Nie patrząc wziął pierwszą z brzegu bluzę i założył ją przez głowę. 

W tym samym momencie zadzwonił dzwonek. Jurij pobiegł w stronę przedpokoju i pech chciał, że potknął się o próg. Runął jak długi przeklinając w myślach to cholerne ustrojstwo, które chyba służy tylko do zabijania ludzi. Spojrzał przed siebie i ujrzał czarnowłosego chłopaka, który właśnie witał się z jego dziadkiem. Pięknie, no po prostu cudownie. Nie ma to jak witać gościa leżąc na podłodze. Miał się już podnieść, kiedy przed jego twarzą pojawiła się wyciągnięta, szczupła dłoń, która bynajmniej nie należała do jego dziadka. Gdy chwycił rękę Kazacha po jego ciele przeszedł dreszcz. Jego skóra była niezwykle przyjemna w dotyku. Próbował ukryć swoje zażenowanie i utkwił wzrok w ścianie. Wymruczał ciche dziękuję i gestem zaprosił go do salonu, z którego dochodził smakowity zapach. 

- Może otworzę to wino, które od ciebie dostałem, Otabek? - gdy usiedli do stołu z kuchni dobiegł ich głos dziadka. 

- Ja podziękuję. Osiemnaste urodziny mam dopiero trzydziestego pierwszego października - odpowiedział czarnowłosy. 

- To już za dwa tygodnie, więc jedna lampka ci nie zaszkodzi, a jedynie wyostrzy smak - Nikolai w ogóle nie przejął się słowami chłopaka i postawił przed nim kieliszek z czerwonym napojem. 

He was a jock and he was a nerdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz