[17] Kara

2.1K 57 1
                                    

Uchyliłam powieki słysząc czyjaś rozmowę. Zaraz potem otwarłam oczy i usiadłam na łóżku przecierając zmęczone oko. Ostatnie co pamiętam, to sauna, a potem chyba zasnęłam. Dante musiał mnie zanieść do pokoju, ponieważ moja pamięć nie sięga momentu, kiedy bym kierowała się do pokoju. Nie myślałam nad tym więcej tylko ubrałam na siebie swoje beżowe, dresowe spodnie oraz czarny, koronkowy stanik i tak wyszłam z pokoju. Oparłam się o balustrade na piętrze, żeby mieć dobry widok na Dantego rozmawiającego z jakąś blondynką. Przesłuchałam się chwilę ich rozmowie, która raczej była kłótnią.

- No i co z tego?-blondyna niemalże krzyczała, ale Włoch pozostawał spokojny.

- To, że nie powinno cię tu w ogóle być.-warknął w jej stronę, na co ona rozchyliła oczy.

- Mnie?! Przecież to nasz domek! N A S Z!-przeliterowała krzycząc niemożliwe.- My go kupiliśmy! My w nim mieszkaliśmy i my byliśmy w nim szczęśliwi! Dante, nie pamiętasz tego?

- Pamiętam tylko to, jak wróciłem tu i zastałem cię pieprzącą się z jakimś kutasem!-krzyknął, czego sama się przestraszyłam i podskoczyłam.

- Byłam podpita! To on się do mnie przystawiał i...

- Przestań pierdolić Anabelle! Myślisz, że jak głupi jestem?! Jerremy mi mówił, żebym miał cię na oku, ale ja zamiast zaufać własnemu bratu, zaufałem dziwce, która robiła ze mną co chciała! Koniec, Ana, koniec z tym wszystkim!

- Jaki koniec?! Myślisz, że sie wymigasz od alimentów?! Masz syna, który cię na oczy nie widział!

- Ta? A to ciekawe, bo skąd mam mieć pewność, że to nie dziecko jakiegoś dziwkarza, któremu dałaś dupy?!

- Nie traktuj mnie jak kurwe!

- To się tak nie zachowuj!-krzyknął, po czym westchnął.- Wyjdź. Tym razem na zawsze.-wskazał drzwi ręka.

Patrzyli sobie chwilę w oczy, po czym ona wpadła w płacz. Dante przywrócił oczami.

- Nie nabierzesz mnie na to, Anabelle.-założył ręce na piersi.

- Proszę cię.-załkała i tym razem ja przewróciłam oczami.- Ja nie mogę bez ciebie żyć, Dante.

- Swoim dziwkarzom też tak mówisz?-uniósł brew ze skurwysyńskim uśmiechem.- Ana, nie rób z siebie pośmiewiska, wyjdź.

- Wal się, Dante.-warknęła kierując się w stronę drzwi wyjściowych.

Prychnęłam, kiedy trzasnęła drzwiami, ale szybko zasłoniłam usta dłonią. Cichutko i powoli się wycofałam.

- Sylwia, wiem, że tam stoisz.-powiedział z dołu, a ja przeklnęłam pod nosem.

Zeszłam na dół, gdzie Dante stał z rękami złożonymi na piersi. Patrzył na mnie tak, że nie mogłam rozszyfrować jego wzroku. Chrząknęłam cicho, stając przed nim ze wzrokiem opuszczonym oraz rękami złączonymi przed sobą.

- Podsłuchiwałaś?-zapytał, a ja uniosłam na niego swój niewinny wzrok.- Niegrzeczna dziewczynka a takie zasługują na karę.-mogłam stwierdzić po jego głosie, że się uśmiecha.

- Kim ona była?-zapytała cicho a uśmiech zniknął z jego twarzy.- Twoja była?-dopytywałam.

- Przestań.-warknął, na co poczułam się jak zgoniony pies i opuściłam głowę zlękniona.- Przepraszam.-objął mnie w talii i podniósł palcami mój podbródek.- Tylko nie mów o niej, nie pytaj. Ona, to nikt, rozumiesz.-zapytał, na co pokiwałam głową.- Dobrze, idź do pokoju i czekaj tam na mnie.-polecił, co wykonałam od razu.

Stałam przy oknie obserwując śnieg do czasu aż Włoch wszedł do pomieszczenia. Usiadł na łóżku z zapalonym papierosem w ustach i skinął na mnie głową, żebym podeszła. Wykonałam jego niemy rozkaz a on położył swoją dłoń na dole moich pleców i popchnął mnie, przez co spadłam brzuchem na jego kolana jęcząc z lekkiego bólu. Miałam pojęcie o tym, co mnie za chwilę czeka, dlatego nie dziwiło mnie moje rozszalałe serce.

- Dostaniesz dwadzieścia, licz.-rozkazał co przyjęłam do wiadomości.

Zagryzłam warge w oczekiwaniu na pierwsze uderzenie. Usłyszałam świst powietrza a potem dźwięk obijanej o siebie skóry. Poczułam okropne pieczenie, przez które syknęłam pod nosem.

- Raz.-mruknęłam walcząc z chęcią roztarcia obolałego miejsca.- Dwa.-coraz trudniej było mi liczyć, ponieważ to nie były jakieś lekkie klepnięcia, tylko mocne uderzenia wymierzane z całej siły, jaką Dante dysponował. A umówny się, on do słabych nie należy.

Po chwili już płakałam i błagałam, ale on był nieugięty. Nienawidziłam takiego Dantego; nieubłaganego Pana. Zdecydowanie bardziej wolałam, gdy się o mnie troszczył i był dla mnie miły. Ale jak kara, to kara.

- Dwadzieścia.-zapłakałam kompletnie wyprana z sił psychicznych oraz życiowych.

Mężczyzna rozmasował mi pośladek całując przy tym moje plecy w czuły sposób. Potem podniósł mnie i posadził sobie na kolanach.

- To była twoja kara, nigdy bym cię nie uderzył, wiesz to, racja?-zapytał obejmując mnie.

Pokiwałam głową i pociągnęłam noskiem wtulając się w jego pierś. Przy nim czułam się najbezpieczniej, nawet jeśli przed chwilą lał mi tyłek. Wiem, że nie robił tego, żebym czuła się źle, bo nigdy by mnie nie skrzywdził. Jemu chodziło o zasady.

Maybe Later //Gigi Hadid// [W REMONCIE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz