[32] Mój Pan

1.2K 36 4
                                    


Sylwia's P.O.V

Pomimo tak niechętnego nastawienia mojego taty i Dantego, wszyscy świetni się bawiliśmy podczas zwiedzania raf koralowych. Nie zdawałam sobie sprawy ile gatunków, kolorów i odmian ryb istnieje... To było piękne, widzieć tak różnokolorowe stworzenia w swoim naturalnym, niczym nie zmąconym środowisku. 

Szkoda tylko, że nie mieliśmy ze sobą aparatów podwodnych. Mogłabym uwiecznić to miejsce. Przy okazji zrobiłabym kilkaset zdjęć Dantemu, który non-stop głaskał rybki.

Podobno są one tak przyzwyczajone do ludzi, że same podpływają, co tylko wznieciło nasze podekscytowanie. 

Ale co dobre szybko się kończy i po wyjściu na powierzchnię czar prysł. Nadal byliśmy na rajskiej wyspie, ale prawdziwa magia działa się pod wodą. Chociaż wiedziałam, że podczas całego pobytu tutaj, nie zobaczę nic piękniejszego, moje podniecenie nie ucierpiało. 

Chciałam zobaczyć jak najwięcej, jednak czas spędzony pod wodą wydłużył się, więc zamiast 13, mieliśmy 16. Większość atrakcji była zamknięta, a do tego zbierały się chmury.

- Jak zacznie lać, to nie przestanie przez następne dwie godziny - powiadomił nas pływak, z którym byliśmy pod wodą. 

Nie była to dobra informacja, bo musieliśmy udać się z powrotem do domku. 

- Nie wiem jak wy, ale ja bym się położył - ziewnął mój tata tuż po wejściu do naszego przytułku. 

- Jest 16, obudzisz się o 3 w nocy i co ja z tobą zrobię? - marudziła mama. Dante parsknął śmiechem, a ja się tylko uśmiechnęłam. 

- Ty już dobrze wiesz.

- Tato! - skarciłam go, gdy uderzył mamę w tyłek. Na litość, moi rodzice są bardziej rozpustni niż ja i Dante. 

Po kilku minutach zaczęło padać. Zanosiło się na poważną ulewę, bo deszcz uderzał w ziemię z taką prędkością, że nie nadążałam śledzić jednej kropli. Bałam się, że nas zaleje, ale Dante uspokoił mnie, że na Bora-Bora to normalne i domki są skonstruowane tak, że najgorsza ulewa nie jest w stanie im zagrozić. 

Uspokoiłam się trochę, ale moja mama nie.

- Są tu w razie czego punkty pierwszej pomocy? - ciągle pytała o jakieś wyjścia i jestem pewna, że gdyby mogła, wdrapałaby się na najwyższe drzewo na wyspie i siedziała dopóki woda nie opadłaby. 

- Obiecuję, że nic nam nie grozi - Dante zabrał głos. Siedzieliśmy wszyscy pijąc herbatę. Był to jedyny trunek (oprócz wody), który był dostępny w domkach turystycznych. 

- Ja nie mam przekonana do tej drewnianej szopy - mama się skrzywiła i rozejrzała po domku. Prawda, był mały, ale bezpieczny. Nawet ja byłam tego pewna. 

- Może idź zobacz czy nadal jesteśmy na brzegu, a nie gdzieś na środku oceanu - przewróciłam oczami. Tata uwielbia straszyć mamę. Po prostu to kocha. Ona mniej. 

- Nie podpuszczaj mnie! I tak nie wyjdę na taką ulewę!

- Cóż, w takim razie właśnie zaprzepaściłaś naszą szansę dostania się na brzeg. Brawo Maria.

Wymieniliśmy z Dante porozumiewawcze spojrzenia. Chciałam się zakochać tak jak moi rodzice w sobie. 

Pomimo tak wczesnej godziny, jak 17, wszyscy poszliśmy do swoich pokoi. Na zewnątrz szalał istny tajfun, a niebo było tak ciemne, że gdyby nie zegarki, pomyślałabym o 23 w nocy.

- Myślisz, że przejdzie do jutra? - zapytałam Dantego tuż po tym jak wzięliśmy razem prysznic. Nie mógł sobie odmówić tego zaszczytu. Poza tym byłam zbyt przestraszona, żeby zostać samemu w tak małym pomieszczeniu podczas burzy.

Ubrał bokserki, a ja wcale nie patrzyłam na jego tyłek, gdy to robił. 

- Powinno. Jeżeli nie, znajdę dla nas zajęcie - uśmiechnął się do mnie i dobrze znałam tą minę. 

- Tak? - wyszczerzyłam się promiennie, obejmując jego szyję ramionami, gdy mnie przytulił. Nasze nosy prawie się stykały, gdyby nie różnica wzrostu. - A moi rodzice? - zagryzłam wargę. 

- Jestem pewien, że sobie poradzą - cmoknął moje usta, powoli napierając do przodu, przez co musiałam się cofać. Zmierzaliśmy do sypialni, byłam tego świadoma. 

- Skoro tak mówisz - posłałam mu uroczy, najpiękniejszy uśmiech jaki byłam w stanie, po czym złączyłam nasze usta. Zacieśnił wokół mnie swoje ramiona i podniósł mnie. Chwilę później byliśmy już na łóżku.

Nie pomylę się, jeśli stwierdzę, że dość długo na to czekał. Jego erekcja wbijała mi się w podbrzusze, gdy na mnie leżał, a ja chciałam już, żeby we mnie wszedł. 

Nie tylko on na to czekał. 

Ścisnęłam go przez materiał bokserek, jęknął. 

- Mogłeś ich nie ubierać - mój głos był ledwo słyszalnym szeptem, ale zrozumiał. Sam był otumaniony wrażeniami. 

Za każdym razem, gdy dochodziło między nami do zbliżenia, oboje byliśmy jak naćpani. Można powiedzieć, że jesteśmy dla siebie jak narkotyki. Ja narkoman, on koka. Tak to działało. Gdyby nie on, zwariowałabym.

- Mogłaś mi na to nie pozwolić - odegrał się, wsuwając dłoń w moje figi. Odchyliłam głowę czując jego dotyk. Och, słodki Boże. 

Mój Pan wrócił. 


Maybe Later //Gigi Hadid// [W REMONCIE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz