II [3] Francja

357 10 3
                                    


- Chyba żartujesz - zaśmiałam się na słowa mojej przyjaciółki. - Sean nigdy się na to nie zgodzi. Nawet nie masz co pytać - machnęłam ręką. Czasami miała takie pomysły, że trudno było jej wytłumaczyć cokolwiek. 

- Dlaczego? To bardzo dobry pomysł!

- Nie, to nie ''50 Twarzy Greya'', żeby cię wiązał... - podśmiewałam się pod nosem. 

- Hej, trzeba coś robić dla małżeństwa. Nie tylko dzieci, szkoła, dom, praca, obiad, kolacja i spać. 

- To pojedźcie gdzieś - wzruszyłam ramionami i zaczęłam chrupać marchewkę. - To lepsze od twoich pomysłów.

- No wiesz co - naburmuszyła się. - Jakbyś ty nigdy swojemu nic takiego nie insynuowała - uśmiechnęła się cwaniacko.  Ten błysk w jej oku był mi znajomy. I zdecydowanie nie oznaczał nic dobrego.

- Na pewno nie jestem tak odważna, jak ty - prychnęłam śmiechem, za to mina Luny mówiła to, że jest z siebie cholernie dumna. - Ty mała dziwko - zaśmiałam się. - Pytanie tylko, kto wiążę, a kto jest wiązany - uniosłam brew z cwaniackim uśmieszkiem. 

- Oj kochanie, trudne pytanie to to nie jest - jej białe zęby zabłyszczały, gdy się uśmiechnęła. 

No tak, Sean w tym związku robił za babę. Nic mu nie ujmując, ale mężczyzna to z niego  żaden. 

- Masz z nim przejebane - stwierdziła zaraz po tym, jak powiedziałam, że ja w związku z Dante, robię głównie za dół. - Ja bym się nie dała - prychnęła, ale bez śmiechu. Napiła się trochę wina ze swojego kieliszka, po czym kontynuowała swój wywód. Przy okazji bardzo gestykulując. Myślałam, że Dante ma z tym problem, ale ona zdecydowanie go przebijała. - To, że facet ma penisa, nie oznacza, że mam się przed nim kulić! Kto tu jest silna płeć?!

- No, ale to kobiety są przecież słab...

- Nie! - przerwała mi tak donośnie, że się wystraszyłam, a później przeraziła mnie jeszcze bardziej, gdy lekko się nachyliła. - Kto rodzi dzieci? Kto karmi piersią? Kto daje się bić po tyłku? 

- Ale...

- Ale?! Nie ma ale! Jesteś kobietą, czy  nie? 

- No chyba...

- Nie ''chyba'', tylko tak! Laska... - spojrzała na mnie z politowaniem. - Nie masz w ogóle poczucia, że on cię dominuje?

- Ale ja to lubię  - wzruszyłam ramionami. Luna prawie dostała udaru.

Daję słowo, że jej powieka drgnęła. 

- Ty... - gdy tylko Marek wszedł do salonu, Luna zaatakowała go słowami, a on nie wiedział nawet o co chodzi. - Jesteś facet, czy baba? - zmrużyła na niego podejrzliwie oczy. 

- Ja nie wiem - wzruszyłam ramionami, gdy spojrzał na mnie pytająco. 

- No a na kogo ci kurwa wyglądam? Wujka glonojada?

- Ja się pytam czy dominujesz!

- Ale gdzie?! 

- No w życiu!

- Na pewno nie tak jak ty - uśmiechnął się cwanie. Ta dwójka wiecznie sobie dokuczała nawzajem odkąd pamiętam. Marek uwielbiał wkurzać Lunę, a ona nigdy się nie orientowała kiedy on żartuje. 

- Zamknij się - uniosła brew. - Twierdzisz, że...

- Tak - zdecydowanie pokiwał głową, śmiejąc się. Zawtórowałam mu. - Cholernie tak. 

- O co wam chodzi? - zerknęła na mnie, szukając wroga w swoim małym obozie. 

- Nic przecież... - zaśmiałam się. Marek zasłonił twarz segregatorem. Jakby Luna zobaczyła, że się śmieje, chyba by go rozszarpała. 

- Czekajcie - wciąż śmiejąc się, wstałam i poszłam po telefon, który leżał na blacie w aneksie kuchennym. Dzwonił, a więc Dante. Miałam rację. - Hej - przywitałam się z ukochanym, wesołym głosem. Marek i Luna przepychali się na kanapie. 

- Sylwia, nasz lot został odwołany.

- Co? - uniosłam brwi, chociaż nie mógł tego zobaczyć. - Jak to?

- Problemy z pogodą i pilot stwierdził, że nie ma sensu się narażać. 

- Boże... - Luna i Marek usłyszeli mój zmartwiony głos, więc spojrzeli w moją stronę z zaciekawieniem. 

- Nie panikuj, Logan śpi, poczekamy aż chmury miną. 

- Ile?

- Nie wiem, na razie zapowiadają godzinę opóźnienia, ale to się zmienia co chwilę. 

- No dobra... Macie jakiś hotel w razie czego?

- Tak, Miron coś wypatrzył. Trzy gwiazdki, ale zawsze coś - usłyszałam jakieś dziwne dźwięki w tle. Coś jak karetka czy straż pożarna. 

- Czemu tak są alarmy? - zapytałam zaniepokojona. Moje serce prawie podskoczyło do krtani. 

- Trochę wieje... I pozrywało dachy. 

- Jak? W blokach?!

- Nie, jesteśmy w Domme we Francji.

- Jak wy tam dotarliście?!

- Jak będę wiedział, to ci powiem - dam głowę, że przewrócił oczami.

Sprawa rozwinęła się do tego stopnia, że Dante zadzwonił trochę później z wiadomością, że będą musieli zostać z Loganem w Domme przez dwa dni, więc hotel, to jedyna możliwość postoju. Miałam bardzo złe przeczucia i chciałam, żeby wrócili, ale Dante się uparł na ten wyjazd jak nigdy na nic. Nie chciał zawieść syna, rozumiem, ale jeżeli od początku są problemy, to jak tu nie mieć złych przeczuć?

Maybe Later //Gigi Hadid// [W REMONCIE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz