Kilka dni później Dante ogłosił mi, że zostały dwa dni do rozpoczęcia sezonu świątecznego, więc koniecznie musimy pojechać do sklepu i nakupić w cholerę ozdób świątecznych, z których zawieszeniem Włoch zmagał się już drugą godzinę. Chciałam mu pomóc, ale "nie ma mowy, że cię puszczę na tak wysoką drabinę". No, kurewsko wysoką. Całe pięć szczebli. Ale kim ja jestem, żeby się z nim kłócić?
- Jesteś pewien, że nie chcesz mojej pomocy?-zapytałam, kiedy stanęłam w progu balkonu z kubkiem gorącej czekolady w ręce.
Był wieczór, a Dante stał na balkonie i zawieszał światełka stojąc na drabinie, która w każdej chwili mogła runąć w dół. A przynajmniej mi się tak wydawało.
- Poradzę sobie.-sapnął mocując się z jednym i tym samym sznurkiem przez dwadzieścia minut.- Ale możesz mi zrobić czekolady.-mruknął, na co ja przewróciłam oczami uśmiechając się lekko.
Zrobiłam o co prosił, a kiedy przyszedł do kuchni, ściągnął czarne, skórzane rękawice i wziął z moich rąk kubek. We włosach miał płatki śniegu, tak samo, jak na barkach i butach. Zmarszczyłam brwi, śledząc śnieżne ślady jego podeszew od balkonu aż po miejsce, gdzie aktualnie stał. On również na to spojrzał i przełknął czekoladę, spoglądając na mnie, jak na mamę, która miała mu właśnie spuścić lanie.
- Ups?-sapnął, podkurczając ramiona, na co ja pokręciłam głową.
- Ups, to będziesz miał jutro, jak przyjdziesz po kawę i wyjebiesz się na wodzie.-powiedziałam odchodząc w stronę schodów, ponieważ miałam zamiar wziąć prysznic.
- No spokojnie, posprzątam przecież.-zarzekł się, ale jakoś nie chciało mi się w to wierzyć.
Gorący prysznic odprężył moje ciało, ale jednocześnie spowodował, że zaczęłam myśleć o rzeczach, o których nie chciałam sobie przypominać. Wspomnienie, gdy wpadłam pod lód, a potem Dante. I jego żona. Była żona znaczy się. Zagryzłam wargę patrząc jak krople wody spływając swobodnie po kosmykach moich włosów. Czemu nie chce mi powiedzieć o swojej byłej? Co takiego mu zrobiła? Może to ja? Może mi nie ufa? Czemu mam wrażenie, że to ja jestem powodem tego wszystkiego? W ogóle po co on mnie przy sobie trzyma? Przecież nie potrzebuje mnie. Nie kocha. A może? Jego słowa... "Czemu nie możesz odpuścić?"... Czyżby...? Nie. Pfff. Mogę pomarzyć, żeby taki ktoś jak on zainteresował się takim kimś jak ja. Jestem za niskim progiem dla niego, a on dla mnie zdecydowanie za wysokim. Wzięłam wdech, wychodząc spod natrysku. Owinęłam swoje ciało ręcznikiem i dokładnie je wytarłam, aby móc założyć białą bluzkę szatyna i swoje czarne figi. Chciałam już iść spać, więc położyłam się spać, ale nie mogłam zmrużyć powiek przez natłok myśli jakie miałam w głowie. Najbardziej gryzło mnie to, co mi powiedział tej nocy, gdy myślał, że śpię. O co mu chodziło? Wzdrygnęłam się, kiedy drzwi zaskrzypiały. Zamknęłam oczy, a żeby się nie uśmiechnąć, zagryzłam wnętrze policzka. Poczułam powiew wiatru, przez co wiedziałam, że Dante stoi przede mną. Potem cień zakrył moje oczy, co oznaczało, że szatyn ukląkł przede mną. Oczekiwałam jego kolejnych działań, ale on tylko gładził moje czoło swoją dłonią, co sprawiało mi motyle w brzuchu. W pewnym momencie byłam pewna, że przyłożył swoje czoło do mojego. Tak bardzo chciałam otworzyć oczy, ale wiedziałam, że zepsuje tym wszystko, dlatego musiałam się powstrzymać.
- Gdybyś tylko wiedziała.-szepnął.
TO MI KURWA POWIEDZ.
Potem poczułam pustkę, a chwilę potem dźwięk odkręcanego prysznica w łazience. Zasnęłam zanim przyszedł.
CZYTASZ
Maybe Later //Gigi Hadid// [W REMONCIE]
RomanceWychowana w ośrodku, gdzie szkolono panny lekkiego obyczaju. Maltretowana, bita i ulepiona na kształt posłuszniej prostytutki. Odnalazł ją On, pomógł jej. Łączył ich głównie seks, lecz z czasem zbliżają się do siebie o wiele bardziej. ****** ZAPRASZ...