1

2.3K 101 3
                                    

POV Jordan
Obudził mnie Ravioli wskakując na mnie. Ravioli (Ravi, Rav - Ravioli) to mój osobisty budzik.
- Dobra Ravi, wstaje już. - wyjęczałam. Zszedł ze mnie. Podeszłam do szafy. Wybrałam z niego komplet ubrań, składających się z czarnej bluzki z białymi napisami i jeansowymi spodenkami. Zeszłam na dół. Zjadłam sobie płatki. Wzięłam jeszcze torbę i wyszłam na przed dom. Wypuściłam jeszcze Raviego na duże pole. Mówiłam że tata zarabia dużo pieniędzy? No to teraz mówię. Tata strasznie dużo pracuję, przez to mamy duże pole. Ma ono 10 hektarów. Idealnie dla Mastiffa Tybetańskiego. Codziennie go tam wypuszczam. Jeszcze nigdy mi nie uciekł. Dobra czas do szkoły. Weszłam do garażu. Stał tam mój motor:
BMW S1000 RR
Krótki opis:
Silnik - 999cm³, R4, DOHC, 199 km
Moc maksymalna - 199km/3500 obr/min
Maksymalny moment obrotowy - 113 Nam/10500 obr/min
Prędkość maksymalna - 305 km/h (190 mph)
Przyśpieszenie 0-100 km/h - 2.7 sec/ 43
Pojemność baku - 17,5 l
Rozstaw kół - 1425 mm
Wysokość siodła - 815 mm
Masa własna - 204 kg
Kocham ten pojazd. Dobra nie przedłużam. Wybrałam drogę przez las. Po 10 minutach byłam przed szkołą na parkingu. Zdjęłam kask i wyjęłam kluczyk ze stacyjki i ruszyłam w stronę wyjścia do szkoły. Lubię tą szkołę, bo zawsze coś się odwalił. Lubię ją też bo nauczyciele są tępi. Od razu na wejściu zauważyłam moich przyjaciół i chłopaka. Z paczką przywitałam się piątką, a z Jonathanem krótkim całusem.
- Co mamy pierwsze? - spytałam.
- Chyba majce. - odpowiedziała Jade.
- Kurwa, nie znoszę tej jędzy. - syknełam.
- Co powiecie na przejażdżkę motocyklową po Miami? - spytałam.
- Czekałem aż w końcu o to spytasz. - rzekł Luk. - Oczywiście że tak. - dodał. Po chwili wszyscy siedzieliśmy na swoich motorach.
- To co na 37?* (37* wymyślona przeze mnie autostrada w Miami. - aut.)
- Tak jak zawsze. - odpowiedziałam. Droga na 37 zajęła nam 20 minut. Po chwili śmigaliśmy na autostradzie. Kocham tą prędkość. Kocham motory. To jest to co kocham. Czuję się wtedy taka wolna. Zatrzymaliśmy się na naszej dzikiej plaży. Czemu naszej? Nikt tu nie przychodzi. Jest ona ukryta. To jest nasze miejsce spotkań. Jest tu taki clif, z którego się zarąbiście skacze. Wszyscy już się u nas nauczyli żeby zawsze mieć pod spodem strój kąpielowy. Rozebraliśmy się do nich i zaczęliśmy skakać wprost do wody. Jest 22.00. Nadal siedzimy na plaży. Siedzimy wokół palącego się ogniska. Głowę mam opartą na ramieniu Jonathana. Cały czas patrzy się w telefon i się do niego uśmiecha. Heloł!? A ja?! Nie no ja stąd idę. Po kryjomu spojrzałam na ekran telefonu mojego chłopaka.
Jessica: To co? Dzisiaj u mnie?
Jonathan: O 23.00 będę.
Nie wybuchłam. O nie,nie, nie. Tak się bawi? Okej. Wysłałam wiadomość do Luka.
Ja: Luk, mam sprawę. Kojarzysz Jessice? Mój kochany idzie do niej dziś na noc. Mogę cię pocałować?
Nie,nie. Nie myślcie sobie że kocham Luka. On jest tylko moim bardzo dobrym przyjacielem.
Luk: Czekaj zapytam się Jade.
A no tak Luk chodzi z Jade. Z Jade i Lukiem mam najlepsze kontakty, więc myślę że mi pozwoli. Mój przyjaciel wyszeptał coś na ucho Jade. Jak skończył pokazali mi kciuk w górę. To znaczy że mogę. Podeszłam do chłopaka Jade i go pocałowałam. Źle się czułam z ty że całuję chłopaka mojej przyjaciółki, ale sama dała mi zgodę.
- Jo! Co ty odpierdalasz?! (Jo, Jod, Jon, Joi, Jodr, Joe - Jordan. Te ,,J" czytaj jako ,,Dż" - aut.) - krzyknął Jonathan.
- Co? - oderwałam się od przyjaciela. - Nie powinieneś już iść do Jessicy? Pewnie czeka. - dogryzłam mu.
- Ale jak? - spytał mój były.
- Jeszcze nie poszłeś? - spytałam.
- Kurwa, pytam się coś! - krzyczy Jonathan.
- Ej, Jonathan nie słyszałeś? Wypierdalaj stąd. - spytał Cameron.
- Z wielką chęcią. - wysyczał i gdzieś sobie poszedł.
- Dobra ja się już zbieram. - oznajmiłam.
- No my też. - powiedział Cameron i wziął za rękę Nicol. Jakby co oni są razem.
- No to może chodźmy wszyscy? - spytał James.
- No ok. - odpowiedzieli wszyscy. Zgasiliśmy ognisko i pozbieraliśmy swoję rzeczy. Po chwili jechaliśmy na motorach do swoich domów.
Jestem już w domu. Wyjełam klucz z torby i przekręciłam go w drzwiach. Pociągnęła za klamkę. Zamknięte? Że co? Znów włożyłam klucz do zamka i przekręciłam go. Pociągnęłam za klamkę. Tym razem drzwi się otworzyły. Dziwne.. Nie zamknęłam drzwi? Na pewno nie. Zawołałam Raviego. Od razu przybiegł. Zapytacie jak Ravi wszedł do domu chociaż go wypuściłam na dwór? Po prostu ma swoję tajemne przejście z pola do środka domu. Wracając.
- Halo. Jest tu ktoś? - pytałam nawet nie wiedząc kogo.
- Ooo, Joe, Hej. - przywitał się tata. Dobra co się dzieję? W ogóle on pamięta jak się nazywam?! Brawa dla niego.
- Cześć? - w tym momencie byłam zmieszana. - A ty nie delegacji? - spytałam
- Zapomniałem papierów. Biorę je i tam wracam. - wytłumaczył. No i wszystko jasne. - A jak wrócę przedstawię ci moją dziewczynę. - powiedział, a ja wyplułam wodę z buzi, którą właśnie piłam.
- Aha, ja idę na górę. - powiedziałam obojętnie. Jeszcze przed pójściem do pokoju wytarłam wodę, którą wcześniej wyplułam. W pokoju sprawdziłam moje social media. Później poszłam się umyć i spać.

••••••••••••••••
Pierwszy rozdział. Mam nadzieję że wyszedł. Przepraszam za błędy. Do następnego

I Hate You, I Love You |M.G|✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz