2

1.8K 88 13
                                    

1 tydzień później.....
POV Jordan
Od zerwania z Jonathanem minął tydzień. Wszystko byłoby super, gdyby nie to że tata mi powiedział że dzisiaj przyjeżdża jego dziewczyna na cały weekend. Dlatego postanowiliśmy z przyjaciółmi polecieć do... Yyyy.. Dobra, nie wiem gdzie mieliśmy lecieć, ale w tym kraju mają koncert jakieś tam ,,ktosie" i Nicol chciałaby na nich pojechać. Dzisiaj o 12.00 mamy samolot.  Spytacie co z Raviolim? Leci z nami. Wiem, wiem, to troszkę chore że 150 cm pies będzie z nami leciał. Ale ja bym go nie zostawiła samego nawet na jeden dzień. A w ogóle to on często podróżuję. Bardzo to polubił, bo lubi nowe tereny. Aktualnie stoję przed szafą i myślę co ubrać. Po krótkim namyśle wybrałam: czarny top, w tym samym kolorze, krótkie, dżinsowe spodenki, czarne vans.

Jest 10.00. Wczoraj się spakowałam, więc jest gites. Sprawdziłam jeszcze czy wszystko mam. Zajęło mi to 10 minut. Postanowiłam że sprawdzę kto to są te ,,ktosie na których koncert chce pojechać Nicol". Wysłałam SMS-a do Nicol.

Ja: Jak się nazywał ten zespół czy duet na których chcesz pojechać?
Nicol: Marcus & Martinus.
Ja: Dzięki
Wpisałam tą nazwę w Google. Poczytałam o nich trochę. Świetnie. Teraz muszę się znów spakować, bo lecimy do Norwegii, a ja spakowałam się jakbyśmy lecieli na Mallorce. Wypakowałam się i spakowałam połowę rzeczy na ciepłe dni i połowę rzeczy na chłodne dni. Sama przebrałam się w dżinsowe rurki i żółtą bluzę z pumy. 

Gdy skończyłam była 11.25. Szybko zadzwoniłam po Camerona, b obiecał mi że mnie zawiezie na lotnisko.

Rozmowa telefoniczna
- Halo? Cameron? Przyjeżdżaj szybko.
- Nie żeby co, ale stoję pod twoim domem od 15 minut i próbuje się do ciebie dodzwonić.
- Ugh... Dobra już idę.
Po tych słowach się rozłączyłam. Wzięłam szybko walizkę, plecak podręczny i wybiegłam z domu przy tym go zamykając na klucz. Wraz z psem . Po chwili jechaliśmy w stronę lotniska.
W samolocie.....
Lecimy już samolotem. Siedzę przy oknie. Obok mnie siedzi Nicol. Cały czas nawija o tym Marcusie i Martinusie.
-Drodzy państwo zaraz lądujemy, proszę zająć swoje miejsca i zapiąć pasy bezpieczeństwa. - poinformowała stewardessa przez głośnik.  Po chwili stałam przy wyjściu na lotnisku  razem z Raviolim i czekałam na te wszystkie ślamazary za mną.
- W ogóle w jakim to jest mieście? - spytałam.
- W Trofors. - odpowiedziała Nico (Nic, Nico, Nil - Nicol. Te ,c' czytaj ja ,K' - aut.)
- A teraz jesteśmy w...? - kolejne pytanie wypadło mi z ust.
- A teraz jesteśmy w Oslo. - odpowiedziała Nic. - Musimy złapać jakiś pociąg lub autobus do Trofors. - dodała.
- Ja tam potrzebuję jakiegoś transportu dla Raviego. - oznajmiłam.
- Spokojnie zadzwonimy po firmę, która transportuje zwierzaki. - rzekł James.
- Ale to wtedy ja jadę z nim. Boję się, że mogłoby mu coś się stać. Za bardzo jestem z Ravim zżyta. - ostrzegłam przyjaciół.
- To ja pojadę z nią. - powiedziała Nicol i wskazała na mnie.
- Okej, a ja właśnie wypatrzyłem pociąg za 15 minut. - stwierdził Cameron.
- Więc tak. Ja i Nicol jedziemy z Ravioli, a Cameron, Luk i Jade jadą pociągiem. Wszystko jasne? - spytałam na co wszyscy odpowiedzieli ,,tak". - Jak jedną grupka dojedzie na miejsce ma czekać tam gdzie wysiadła. - poinformowałam. Po czym wszyscy się rozeszli w swoje strony.
- Już zadzwoniłam do tej firmy. Będą za 10 minut. - poinformowała mnie. Coś tak myślę, że Nicol chcę ze mną mieć lepszy kontakt. Myślę że to początek szalonej przyjaźni. Z rozmyślań wyrwał mnie głos Nil.
- Jo, już przyjechali. - oznajmiła. Wpakowaliśmy się do środka.
W Trofors...
Jesteśmy już wszyscy razem.
- Ej, a w ogóle gdzie my będziemy mieszkać przez ten czas? - spytałam
- Moi rodzice mają tu dom. Wzięłam se kluczyki do niego. Jak zwykle nie zauważyli tego. - wytłumaczyła Nico.
- A to daleko stąd? - chyba dzisiaj mam dzień zadawania pytań.
- Nie, niedaleko. A co już zmęczona? - spytał Cameron.
- Właśnie nie. Po prostu chciałabym jeszcze dzisiaj pójść z Ravim na spacer. Żeby poznał okolicę. - wytłumaczyłam. Ruszyliśmy w stronę domu.
W domu rodziców Nicol...
Tu jest pięknie. Ale niestety nie mogę pozwiedzać domu, bo Ravi cały czas krąży koło drzwi. Szybko go zapięłam w wygodniejszą obrożę i zaczepiłam o nią długą smycz.
- Wychodzę! - krzyknęłam.
- Tylko uważaj na siebie! Jest 21.00 i żebyś naprawdę uważała! - odkrzyknął Luk.
- Dobrze mamo! - Zaśmiałam się. Po krótkiej przechadzce weszłam do jakieś opustoszałej uliczki. Ravi zaczął się niespokojnie kręcić. Wyczuwał kogoś obcego. Szykował się do skoku. Ja stałam normalnie i czekałam na rozwój wydarzeń. Nagle zza rogu wyłonił się jakiś chłopak. Już mój pies miał na niego skoczyć, ale go powstrzymałam.
- Możesz trzymać tego kundla przy sobie? - spytał blondyn. Nie no zaraz mu dam w ten jego pysk.
- Ravi skacz. - rozkazałam. Po chwili Ravi stał na leżącym blondasku. - Coś jeszcze? - spytałam sztucznie się uśmiechając.
- Dużo ale nie chcę, żebyś się popłakała. - oznajmił i tak samo sztucznie się uśmiechnął.
- Fajna czapka. Dużo kosztowała? - spytałam i popatrzyłam na jego czapkę z której było widać blond kosmyki włosów. On nadal leżał pod Ravim.
- Żebyś wiedziała. - odpowiedział pewny siebie. Sięgnęłam po nią i założyłam sobie na głowę. W sumie nie była taka zła.
- Oddawaj mi to! - rozkazał i chciał do mnie podejść, ale mój pies na niego zawarczał i od razu blondasek odskoczył. Zaczęłam odchodzić od niego w stronę domu.
- Jeszcze się spotkamy! - krzyknął.
- Wątpię! - odkrzyknęłam.
W domu...
Leżę już wykąpana i przebrana w piżamę w łóżku. Nagle do łyżka obok mnie kładzie się Rav. Wtulam się w niego, bo jego futro jest lepsze niż te poduszki i kołdra. Po chwili zasnęłam.

•••••••••••••••••••
Kolejny rozdział. Mam nadzieję że wyszedł. Przepraszam za błędy. Do następnego

I Hate You, I Love You |M.G|✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz