15

1K 59 4
                                    

POV Jordan
No to tak.. Idziemy sobie środkiem ulicy. Nieczęsto ktoś tędy przejeżdża, więc można. Nagle Ravi zaczął biec, przy tym mnie ciągną za sobą. Zaczęłam biec, a śmiałam się przy tym jak głupia. Po chwili się zatrzymaliśmy, by złapać oddech. Spuściłam Raviego ze smyczy, by mógł załatwić się w krzakach. Stałam tak, gdy nagle poczułam pchnięcie i upadłam na pobocze ulicy. Później tylko pisk opon, zderzenie... Wyostrzyłam wzrok.
-NIE!!! - krzyczałam płacząc. Tak Jordan Event płacze. Ale to kurwa teraz nie ważne. Podbiegłam do miejsca wypadku. Z auta wyszedł kierowca. Kucnęłam przy ofierze wypadku.
-NIE!!! - nadal krzyczałam. - POMÓŻ MI! ZAWIEŹ MNIE DO WETERYNARZA! - krzyczałam do sprawcy wypadku. On tylko szybko powiedział wsiadaj. Wykonałam to o co kazał. Po chwili przyniósł rannego Raviego i położył go na moich kolanach. Później wsiadł za kierownice i ruszył z piskiem opon.
- Ravi, dasz radę. Musisz. Wierzę w ciebie. Proszę nie zostawiaj mnie samej. - mówiłam, a łzy nie opuszczały mojej twarzy. Po jakiś 10 minutach, byliśmy na miejscu. Szybko przenieśliśmy go do środka kliniki.
- Proszę! Pomóżcie mi! - krzyczałam. Po chwili przybiegli weterynarze. Odebrali ode mnie psa i na wózku gdzieś go zawieźli. Usiadłam na krzesełku, na korytarzu. Twarz oparłam na rękach.
- Przepraszam, ja nie chciałem. - przepraszał mnie sprawca wypadku.
- NIE! PRZEZ CIEBIE MÓJ PRZYJACIEL MOŻE NIE PRZEŻYĆ! IDŹ STĄD! - krzyczałam. Posłuchał się mnie. 
Czekałam z jakieś 2 godziny. Mam chyba 500 nieodebranych połączeń. Ale to jest teraz nie ważne. Nagle widzę lekarza, który wcześniej wziął ode mnie psa.
- Co jest z Ravim?! - od razu się spytałam.
- ....

Polsat! Jak myślicie co powie lekarz? Może skończy się to dobrze i Ravi wróci do domu z Jo? Jeżeli chcecie jeszcze dziś rozdział, to dajcie znać.

I Hate You, I Love You |M.G|✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz