18

1.2K 70 28
                                    

Kontynuacja wcześniejszego rozdziału...
POV Jordan
- Panno Event, z przykrością stwierdzam że wyniki badań wzkazały na to że zmuszeni jesteśmy do uśpienia pańskiego psa. - powiedział. Nie, nie, nie, nie, nie!!!!!!!! To jest żart. Co nie? Gdzie tu są ukryte kamery? Stałam tak nieruchomo. Poczułam mokrą, słoną ciecz na moich policzkach. Tak to łzy. Ostatnio jakoś nie chcą mnie opuścić.
- Nie zgadzam się. - odpowiedziałam stanowczo
- Przedłuży mu tylko pani cierpienie. - rzekł weterynarz z troską w głosie.
- To czemu jak człowiek jest ciężko ranny to go ratują z całych możliwych sił, a zwierzęta usypiają? - spytałam już z gniewem w głosie.
- Bo nie ma takich leków by uratować Raviego. - odpowiedział z przykrością.
- Czyli zostaję mi tylko się zgodzić? - spytałam po raz kolejny, jednak teraz głos mi zaczął się łamać.
- Niestety. - stwierdził weterynarz. Łzy jeszcze bardziej zaczeły wylatywać mi z oczu.
- Kiedy ma się odbyć zabieg?

- Najlepiej natychmiast. -
Poczułam jak ktoś mnie obejmuje. Tym ktosiem był Martinus. Bez wahania się w niego jeszcze bardziej wtuliłam.
- A będę mogła być przy nim? - zaytałam z nadzieją.
- Oczywiście. - oznajmił lekarz.
- Zgadzam się. - te dwa wyrazy ledwo ,,wyszły" mi zgardła.
- W takim razie za 2 godziny zaczniemy. - poinformował mnie doktor i odszedł. Podeszłam do ściany. Zaczełam ześlizgiwać się na dół, przy tym ocierając plecami o ściane. Usiadłam na zimnej podłodze. Podciągnełam kolana pod brodę. Schowałam głowę. Zaczełam płakać. Nie. Sory. Ja zaczełam ryczeć. Po chwili przysiadł się do mnie Tinus. Objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie, tak że moja głowa była na jego klatce piersiowej.
- Bądź ze mną przy tym. Proszę. - poprosiłam.
- Zawsze będę z tobą. Jak tylko będziesz chciała. - powiedział i pocałował mnie we włosy.
- Dzięki.
- Nie ma za co.
Siedzieliśmy tak i czekaliśmy na ten najgorszy moment, gdy przyjdzie lekarz i powie: Przykro mi, ale to już czas.
Przez głowę przechodziło mi dużo myśli. Jak ja będę bez niego żyć? Bez tych spacerów? Kąpieli w jeziorze, leżenia bezsensownie na kanapie. Ale nie chodzi tylko o to, chodzi o tą przyjaźń co była między nami przez te 9 lat. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Jako jedyny po śmierci mamy ode mnie się nie odwrócił, ani zostawił. I co teraz ma to wszystko przepaść? Tak po prostu. Przez moją lekkomyślność. Jednak teraz wiem że ten pies też mnie kochał. No przecież oddał za mnie życie. Gdy tylko znalazłam się w niebezpieczeństwie, od razu przybiegł z pomocą. Mam wrażenie że nie myślał o tym że zaraz może zginąć, chciał mnie uratować za wszelką cenę. Cenę życia.

Postanowiłam pożegnać się z nim, zanim przyjdzie na niego czas. Poinformowałam Martinusa o tym gdzie idzie. Poszłam do sali nr.5. Tę cyfre będę pamiétać do końca życia. Weszłam do niej. Na ,,łóżku" leżał Rav. Od razu widać że ciężko mu się oddycha.
- Hej Rav. To ja Jo. Zapewne wiesz już o wszystkim. Przyszłam się pożegnać. Oczywiście będę z tobą do końca, ale chciałam to zrobić sam na sam. Wiem że teraz cierpisz. Ja też cierpie, ale nie fizycznie tak jak ty, tylko psychicznie. Nie muszę ci mówić że będę tęsknić, bo to bezsensu. Wiadomo że będę przepłakiwać całe noce. Całe dnie będę wspominać nasze wspólne odpały itp. Zaś wieczorami będę przeglądała nasze zdjęcia. Wiedz ze nigdy cię nie opuszczę. Może nie będziesz ze mną ciałem, ale myślami tak. - wyrzuciłam z siebie to wszystko. Zaczełam sobie śpiewać piosenkę See you again. Śpiewałam tak i płakałam. Wiem zachowuję się jak świr. Gadam do psa jakby był człowiekiem. Jednak tak jest. Jestem dziwna. Ale do nikogo jeszcze się tak nie przywiązałam jak do niego. On jedyny mnie zawsze wysłucha. Jest jak człowiek. Jest tylko trochę inny. Ma ogon, cztery łapy i nie mówi. Ale tak samo jak my ma uczucia. Umie kochać. Potrafi być smutny. Ma rozum. Ja zawsze uważałam że zwierzęta powinny być na równi z człowiekiem. Coraz większość ludzi tak uważa. Lecz są tacy, którzy tego nie rozumieją i traktują zwierzęta jak jakieś szmaciane zabawki, którymi można rzucać w kąt gdy im się je znudzą. Z jakże głębokich rozmyśleń wyrwał mnie głos weterynarza.
- Przykro mi, ale to już czas. - powiedział, a ja poczułam ukłucie w sercu. Z lekarzem był też Tinus. Doktor z jakieś walizki wyjął strzykawkę. Z moją, Martinusa i Weterynarza pomocą podnieśliśmy Raviego na cztery łapy
- Proszę teraz do niego coś mówić, by się denerwował. - powiedział doktor. Tak jak kazał, tak to zrobiłam. Tinus głaskał Raviego z boku, a ja stanełam przed nim. Zaczełam go głaskać po pyszczku.
- Hej. Niedługo będziesz w lepszym świecie. - mówiłam. Lekarz powoli wstrzykiwał zawartość strzykawki. - Może i beze mnie, ale damy radę. Razem zawsze damy radę. Chociażby miała nas dzielić taka duża odległość. Damy radę. - w tej chwilk lekko oparłam moje czoło o jego czoło. Rav zaczął powoli się kłaść. - Pamiętaj o mnie. - mówiłam całkowicie płacząc. Ravioli położył głowę. Ukucnełam przy nim. Ostatnią rzeczą jaką zrobił to mnie polizał. Później przestał oddychać. Odszedł... Zaczełam tak ryczeć, jak nigdy w moim życiu. Właśnie umarł mój przyjaciel. Po raz kolejny dziś raz Martinus mnie objął. Wtuliłam się w niego jak najmocniej. Nadal płakałam. Z tego co słyszałam to wszyscy w tej sali mieli łzy w oczach. Oderwałam sié od przyjaciela. Popatrzyłam na martwę ciało przyjaciela. Z jednej strony chciałam zacząć wrzeszczeć ze smutku. Wszystko porozwalać itp. A z drugiej strony wiedziałam że tam gdzie teraz jest, jest mu lepiej. Jednak te smutne myśli wygrały. Nie mogłam opanować moich łez. Bo długiej walce z nimi pozwoliłam im spokojnie spływać. Co teraz czuję? Wielki smutek, żal i pustkę. Czuję się jakby ktos zabrał mi połowę mojego życia. Bo tak właściwie jest. Prze dziewięć lat Rav był ze mną.

Siłą wyciągneli mnie z sali. Martinus chciał mnie zawieźć do domu, lecz ja się mu wyrywałam. Chciałam spędzić jeszcze trochę czasu z Raviolim. Jednak on powiedział że nie ma sensu siedzieć. Po dłuższej chwili się zgodziłam. Pojechałam do domu, a tam od razu pobiegłam do pokoju. Rzuciłam się na łóżko. Wiem że za mocno przeżywałam śmierć mastifa. Ale on nie był tylko psem. Wiadomo kim dla mnie był, bo mówiłam to chyba pierdzilion razy, więc nie będę się powtarzać. Z tych wszystkich wydarzeń, zasnełam.

▪◾◼⬛⬛◼◾▪▪◾◼⬛⬛◼◾▪▪◾◼⬛⬛◼◾▪
1000 słów bez notki. Łał. Mam nadzieję że rozdział wyszedł. Siedziałam nad nim chyba z dwie godziny by jakoś to sformuować. Przepraszam za wszystkie błędy. I do następnego

I Hate You, I Love You |M.G|✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz