Rozdział 25

112 8 0
                                    

22 sierpnia 2019 roku

To miał być mów najlepszy dzień w życiu. I właśnie taki był. Po części...

Wstałam rano w cudownym nastroju. 

- Dziś mój wielki dzień- powiedziałam w myślach z uśmiechem.

Byłam w swoim rodzinnym mieście Oregonie. Właśnie tam w kościele od zawsze. Chciałam wziąć ślub. To było moje marzenie. Marzenie, które miało się spełnić właśnie dzisiaj.
Po ubraniu się, uczesaniu, oraz przeczyszczeniu twarzy, zeszłam na dół na śniadanie.
Porozmawiałam chwilę z mama przy jedzeniu, po czym uznałam, że muszę wyjść już do fryzjera i kosmetyczki.

Po paru minutach wyszłam  domu, najpierw do fryzjera. 

Byłam tam trzy godziny. Po upływie tego czasu miałam na głowie pięknego koka ze spinką, która jeszcze nie tak dawno dostałam od mamy, właśnie rok temu. Wydaje mi się jakby było to wczoraj.

Następnie kosmetyczka zrobiła mi delikatny, ale przepiękny makijaż.

W domu czekała już na mnie moja druhna Amma, aby pomóc mi się ubrać.

Wybrałam sukienkę z kilkoma warstwami materiału, ale była prosta i tak długa ze ciągnęła się po podłodze, a nie tata jak Ammy. Z plecami okrytymi tylko koronką. Cała suknia była okryta dodatkowo koronką, oraz delikatnymi diamencikami. Miałam długi welon oraz biżuterię od Adama. Wyglądałam pięknie, jak nigdy dotąd.

Po chwili byłam już gotowa do wyjścia.

Wyszłam z rodziną z domu. Czekała już tam na mnie biała limuzyna. Weszłam z Amma do środka i pojechaliśmy prosto do kościoła, a za nami kilka samochodów mojej najbliższej rodziny.
Na miejscu drzwi otworzył mi Zack z moimi rodzicami. 

Tata wziął mnie za rękę.

- Pamiętaj jeszcze możesz wszystko odwołać i zapobiec temu potwornemu problemowi, już od tylu wieków przerabianym jakim jest małżeństwo- zażartowała mama, spoglądając na tatę.

- A ja uważam, że Adam jest prawdziwym szczęściarzem- powiedział tata.

Mama mrugnęła do niego. On odpowiedział jej uśmiechem.

- No jasne, że jest-  powiedziałam.

Wszyscy się zaśmieliśmy i zaczęliśmy iść w stronę kościoła.

Wrota się otworzyły, a muzyka zaczęła grać.

- Gotowa?- Spytał tata.

- Tak- odpowiedziałam delikatnie zestresowana.

Cały stres miną, gdy zobaczyłam Adama w garniturze odwracającego się do mnie. Naprawdę wyglądał pięknie i seksownie, ale i tak go przebiłam. 

Gdy byliśmy już ku celu tata pocałował mnie w czoło. Zauważyłam, że w oczkach ma łzy. Łzy szczęścia.

Wiele osób się popłakało najbardziej na przysiędze. Na słowach księdza: "Możesz pocałować pannę młodą", Adam pochylił się nade mną i złączył 

nasze usta, w bardzo namiętny pocałunek. Zapomniałam o tym ze patrzy na nas ponad trzysta par oczu. Dopiero, gdy nasi widzowie, zaczęli powstawać klaskać i gwizdać, zastępując to pochrząkiwaniem oderwaliśmy delikatnie usta. Dla mnie i tak pocałunek był za krótki.

Cała ceremonia była cudowna razem z wystrojem. Było pełno białych kwiatów, szklane kule z żywymi różami w środku wisiały z sufitu. Biały materiał na podłogach był ozdabiany wazonami ze świecami oraz płatkami róż i całymi kwiatami. Wszędzie było wręcz magicznie.

Tak jak wesele. Jedzenie było wyśmienite, orkiestra wspaniała, a zabawa bardzo udana. Nikt a nikt się nie nudził.

Stała się tylko jedna dziwna rzecz. Na weselu zjawił się Alex który był zrozpaczony moimi ślubem, ale gdy zobaczył alkohol humor mu się poprawił. Oprócz tego incydentu było idealnie.

Jak ze snuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz