Na słowa Eleyasa, Iorweth zupełnie pobladł. Poczuł jak umiera w nim ostatnia nadzieja na lepsze życie bez ucisku i wojen, bez ciągłego ukrywania się po miejscowych lasach i okradania ludzi z ich dobytku, by przeżyć kolejny dzień. Nie były to jednak jedyne marzenia, które prysnęły z tą druzgocącą wiadomością jak bańka mydlana.
- Jak to się stało..? – zapytał ściszonym tonem.
- Redańska czarodziejka robiła co mogła, ale nie udało się jej zdobyć wszystkich składników, by stworzyć odtrutkę – odpowiedział Eleyas. – Chwilę przed tym zaatakował Henselt. Mieszkańcy postanowili bronić się sami, lecz kiedy Filippa Eilhart ogłosiła śmierć smokobójczyni, Stennis zadecydował by się poddać. Potem zrobili nagonkę na nieludzi, udało mi się uciec wraz z kilkoma krasnoludami.
Serce watażki pękało na pół. Jedyna kobieta którą kochał umarła, a on znów został sam, pozbawiony motywacji do dalszej walki. Zwyczajnie przerosła go śmierć Saskii.
- Zostawcie mnie samego i przekażcie wszystkim jak wygląda sytuacja – zwrócił się do adiutantów. – Muszę pomyśleć co dalej. – Usiadł na sienniku, ukrywając twarz w dłoniach.
Ciaran i Eleyas przytaknęli bez słowa i opuścili namiot. Rhena stała przez chwilę wpatrując się w podłamanego elfa, lecz zamiast wyjść jak reszta, podeszła i usiadła obok niego.
- Wiem, że to cholernie boli... – odezwała się cicho. – Nie będę cię pocieszać bo domyślam się, że nie lubisz jakichkolwiek gestów współczucia kierowanych w swoją stronę. Powiem tylko, że jest jeszcze szansa by cieszyć się wolnością, a pierwszy krok do niej to uratowanie Cedrica.
- Dlaczego wciąż się przy tym upierasz..? – zapytał, nie odrywając dłoni od twarzy.
Miał dość wykładów, ale miał również pustkę w głowie, która wcale nie pomagała w wymyśleniu dalszego planu działania.
- Saskii nie mogłeś pomóc choć bardzo chciałeś, a Cedricowi możesz pomóc, ale nie chcesz zasłaniając się obietnicą jaką mu dałeś. Życie jest cenne i kruche, Iorweth... – położyła mu dłoń na ramieniu. – Ugnij się i pomóż swojemu przyjacielowi zanim i jego stracisz, nie pozwól by jakiś przeklęty dh'oine zadecydował o jego dalszym losie. Bądź ponadto i pokaż im jak prawdziwy Aen Seidhe odpłaca się za wszystkie krzywdy.
Watażka podniósł głowę i spojrzał na siedzącą obok elfkę. Patrzyła na niego spokojnym lecz poważnym wzrokiem, który błagał wręcz by elf zmienił zdanie.
- Załóżmy, że uwolnię Cedrica. I co dalej? – spytał po raz kolejny. – Mam siedzieć w tym lesie i czekać aż Roche mnie znajdzie? – Widać było, że śmierć Saskii przybiła go nie na żarty i nie potrafił tego ukryć.
- Masz dwa wyjścia Iorweth. Pierwsze to odpuszczenie sobie ratowania przyjaciela i dobijanie się sytuacją w Vergen na którą nie masz wpływu, a drugie to wyrwanie przyjaciela z łap dh'oine, i ruszenie do przodu. – Czarnowłosa przysunęła się bliżej elfa.
- Jak mam niby ruszyć do przodu? Rhena, nie mamy dokąd pójść, a moje trzy komanda wciąż pozostają w uśpieniu pod Vattweir, czekając na jakikolwiek znak. Jesteśmy w potrzasku, wszystkie plany szlag trafił... – Wstał, wzdychając cicho i ruszył w kierunku stołu, na którym leżała mapa Doliny Pontaru i jej okolic przykrywająca cały blat jak sporych rozmiarów obrus.
Nachylił się i oparł dłonie na krześle, przyglądając się wielkiemu wykresowi.
- Do cholery, weź się w garść Cervan albo osobiście ci w tym pomogę. – Usłyszał nagle stanowczy głos Rheny. – Jesteś jedyną nadzieją tych elfów, które liczą na ciebie i wierzą w twoją intuicję, nie możesz ich teraz zawieść.
Iorweth wpatrywał się w ogromny układ królestw wyrysowany na papierze, nerwowo zaciskając palce na oparciu. Wiedział, że musi być silny i nie może żyć tym, co się już wydarzyło, ale myśl o śmierci Saskii, z którą wiązał swoje szczęście nie dawała mu spokoju.
- Co proponujesz? – zapytał ściszonym tonem, po chwili milczenia.
Czarnowłosa chwyciła za sztylet, po czym wstała i podeszła do stołu, również nachylając się nad mapą.
- To jest stracone... – Wskazała końcem ostrza na Vergen. – Ale tu nadal jest coś do ugrania... – Przejechała klingą po wykresie i wbiła sztylet w miejsce, gdzie rozciągała się Dolina Kwiatów.
- To jest szaleństwo. – Spojrzał na Rhenę, jak na osobę, która postradała zmysły. – Przecież tam mieszkają elfy, Dol Blathanna ma już swoją księżną. Czego ty chcesz tam szukać?
- Zapomniałeś już, że ta stara raszpla Francesca, to podwładna Emhyra?
- Nie zapomniałem, ale to miejsce jest poza naszym zasięgiem. Scoia'tael nie mają tam wstępu.
- A zastanawiałeś się kiedyś, co zrobiłby cesarz gdybyśmy pozbyli się tej elfiej księżnej? – Ostatnie dwa słowa zaakcentowała z wyraźną pogardą. – Suka dostała te ziemie w zamian za śmierć dowódców Vrihedd.
- Pewnie wściekłby się nie na żarty – odparł Iorweth. – Problem w tym, że ta suka, jak ją nazywasz, to najpotężniejsza czarodziejka jaką widział świat. Myślisz, że łatwo będzie jej się pozbyć?
- Myślę, że to stara, samotna baba, której nikt porządnie nie wychędożył, bo gdyby komuś udało się dostać do jej sypialni, to już dawno byłaby martwa.
Elf wyprostował się i westchnął cicho. Spojrzał na czarnowłosą, która również się wyprostowała i zwróciła na niego swój wzrok, zaciekawiona jego reakcją. Mimo że wciąż czuł ogromny ból po wiadomościach jakie przyniósł ze sobą Eleyas, odpowiedź elfki na zadane przez niego pytanie sprawiła, że miał ochotę głośno się roześmiać. Po raz kolejny postanowił jednak zachować to dla siebie.
- Więc jaki masz plan? – zapytał, zachowując obojętny wyraz twarzy. – Ostrzegam, że nie piszę się na chędożenie Francesci.
Jego głos złagodniał, co Rhena odebrała jako wyraźne chęci do dalszego działania.
- A podobno to najpiękniejsza kobieta na świecie... – Uśmiechnęła się ironicznie, krzyżując ręce na piersiach. – Najpierw Cedric, a potem...
CZYTASZ
Aen Seidhe
FanfictionKiedy pojawia się nadzieja na życie bez ucisku, Iorweth bez zastanowienia decyduje się na pomoc Saskii zwanej Smokobójczynią, w obronie Vergen. Wiedząc, że ma niewiele czasu zanim wojska Henselta przekroczą Pontar, postanawia rozesłać wiadomość o pr...