ROZDZIAŁ 5 /Część 1

321 22 0
                                    


                   Przez kolejny tydzień, podczas którego Iorweth i Rhena podążali w kierunku osady pod Zerrikanią, elfka rozmawiała z watażką jedynie z konieczności. Wciąż nie potrafiła się oswoić z myślą, że jej towarzysz widział ją zupełnie nagą i za każdym razem kiedy o tym myślała, na jej twarz wstępowały płomienne rumieńce. Od dawna nie była już na niego zła, była zwyczajnie zawstydzona i tylko przez to nie wiedziała jak ma pogadać z elfem, który w milczeniu zdawał sobie sprawę z tego, co nieraz działo się w zasięgu jego wzroku. Ze spokojem obserwował częste zamyślenia Rheny i jej policzki zalane rozkoszną czerwienią, na którą tak uwielbiał patrzeć.
Wszystko jednak diametralnie zmieniło się w czwartym tygodniu podróży, kiedy tylko przekroczyli Bramę Solveigi, za którą rzadko stawała ludzka stopa. Zioła, które elfka dostała od Cedrica, skończyły się i szybko powróciły chroniczne bóle głowy wymieszane z zawrotami. Iorweth nie miał pojęcia co się dzieje, a gdy o to pytał, za każdym razem słyszał odpowiedź, że to wina przemęczenia i długiej podróży. Szybko zaczął podejrzewać, iż chodzi tu o coś bardziej poważniejszego, lecz im więcej o tym myślał, tym bardziej nie trzymało się to kupy, bo niby czemu elfka miałaby ukrywać przed nim stan swojego zdrowia?
                   - Jesteś pewna, że dasz radę jechać? – zapytał, przyglądając się jak Rhena zbiera swoje rzeczy z posłania, z którego wstała chwiejnym krokiem.
                   - To już niedaleko – mówiła, starając się trzymać, choć głowa bolała ją dzisiaj wyjątkowo mocno. – Raptem dwie godziny drogi, jeśli pospieszymy konie. – Nagle chwyciła się siodła i złapała za czoło, czując jak wiruje jej przed oczami.
Zaklął siarczyście, szybko zjawiając się obok niej. Wziął ją na ręce i z ciężkim westchnieniem spojrzał na jej bladą twarz.
                   - Nie pojedziesz, dopóki nie powiesz mi co się dzieje. To się ciągnie już zbyt długo, ile jeszcze będziesz się tłumaczyć, że to wina kilkutygodniowej jazdy?
Spojrzała na niego z lekkim niepokojem w oczach. Jej serce krzyczało, żeby w końcu wyjawiła prawdę, ale rozum nakazywał, by być ostrożnym.
                   - Kiedy to... naprawdę wina kilkutygodniowej jazdy – skłamała. To kłamstwo zakorzeniło się w niej tak mocno, że nie umiała już zwyczajnie wyplewić tego chwastu. – Ciężko znoszę długie podróże, ale dam radę. – Uśmiechnęła się nieśmiało do Iorwetha i przejechała drżącą dłonią po jego nieosłoniętym policzku.
Patrzył na nią z niedowierzaniem i troską jednocześnie. W ciągu miesiąca, który spędzili wspólnie tylko we dwoje, elfka stała się dla niego cholernie ważna i wiedział, że nigdy nie darowałby sobie, gdyby coś jej się stało. Zwyczajnie nie mógł do tego dopuścić.
                   - Jedziesz ze mną. Twój koń powiezie nasze rzeczy.
                   - Ale...
                   - To jest moje ostatnie słowo – powiedział stanowczo, po czym posadził Rhenę pod drzewem i zaczął przerzucać wszystko co wiózł, na jej klacz.
                   - Iorweth... – westchnęła, przyglądając się temu, co robił elf.
                   - Dobrze wiesz, że nie ustąpię – mruknął, zabezpieczając bagaże.
                   - Wiem, wiem... – przytaknęła, choć niechętnie.
Uśmiechnął się pod nosem i kiedy skończył, podszedł do niej, by ponownie wziąć ją na ręce.
                   - W takim razie, możemy ruszać.

                                                                                                                                                                                                      

***

                                                                                                                                                                                             
Kolejne dwa tygodnie w obozie Scoia'tael, zleciały jak z bicza strzelił. Poszukiwania Smokobójczyni szły pełną parą lecz mimo tego, że elfy przeczesały każdy kąt w okolicznych lasach, niczego nie znalazły. Każdy dzień zwłoki opóźniał ich plany, a morale wśród Wiewiórek i krasnoludów, padały tak gwałtownie jak Kaedweńczycy od strzał. Zapasy prowiantu również były niewielkie, więc kiedy tylko wiedźmin upewnił się o tym, że Roche wrócił do Temerii, dał cynk bojownikom ukrywającym się w lesie, by mogli przywdziać miastowe wdzianka, jakie nosiły tutejsze elfy i wejść do Vattweir zupełnie nierozpoznawalni. Podobnie miała się sprawa z krasnoludami, choć wszyscy w obozie przyjęli taktykę, że na stragany w centrum będą chodzili jedynie ci, których dowódca Niebieskich Pasów nie miał okazji nigdy widzieć na własne oczy.
Mimo wszelkich środków ostrożności, wciąż było coś, co nie dawało spokoju Geraltowi. Coś co spędzało mu sen z powiek, od kiedy spotkał w karczmie tajemniczego elfa, który chciał porozmawiać z Roche'em. Wprawdzie królewski agent potwierdził, że ostatecznie spotkał się z tym dziwnym osobnikiem, jednak ostro wypierał się, że podjął z nim jakąkolwiek współpracę, określając jego żądania jako dalece wychodzące poza granice moralności. Wiedźmin zapewne by w to uwierzył, gdyby nie fakt, że znał Vernona Roche'a i doskonale wiedział, że ktoś taki jak on nie miał nigdy żadnych granic, a w szczególności jeśli szło o Iorwetha i Scoia'tael. Geralt czuł, że elf z okolic Nilfgaardu, nie należał do tych co to jednoczą się z pobratymcami i najchętniej wybiłby każdego, kto popierał poglądy Wiewiórek. Martwił również fakt, że ów elf wciąż kręcił się po Vattweir.
                     - Musimy porozmawiać Gwynbleidd. – Z zamyślenia wybił wiedźmina Tharlen, który zatrzymał się tuż obok i spojrzał na niego poważnym wzrokiem.
                     - Moja odpowiedź, wciąż brzmi NIE. – Geralt w skupieniu czyścił ostrze miecza, nawet nie patrząc w kierunku młodziana.
Elf usiadł obok wiedźmina i zapierając łokcie na kolanach, westchnął ciężko.
                     - Przecież chcę tylko zobaczyć jak wygląda ten gnój, nic więcej. A jeśli okaże się, że go znam to będę mógł pomóc, nie sądzisz?
                     - Nie. To tylko trzy litery, a tobie dalej ciężko to pojąć?
                     - Ciężko. Zważywszy na to, że wcale nie muszę słuchać ani ciebie, ani Cedrica, ani nikogo innego.
Siwowłosy oderwał się na chwilę od czyszczenia broni i spojrzał na młodego elfa.
                     - Cedric dał obietnicę twojej siostrze, że przypilnuje cię pod jej nieobecność. Ja dałem Cedricowi obietnicę, że przypilnuję cię pod jego nieobecność. Nie mam zamiaru łamać danego słowa, więc bądź tak dobry i siedź na tyłku, kiedy ktoś cię o to prosi.
                     - Rhena pojechała z Iorwethem wbrew mojej woli. Prosiłem, błagałem, nie posłuchała... Nie mam teraz zamiaru pomagać w dotrzymywaniu obietnic, które ktoś jej dał. – Tharlen wstał i wolno ruszył w kierunku szałasu.
                     - A ty dalej o tym? Cholera. Pocieszę cię, jak powiem ci, że nad tym wodospadem Iorweth nie widział zbyt dużo? Ulży ci to w jakiś sposób? Jesteś aż takim egoistą, że masz w dupie wszystko prócz własnego widzimisię? – Geralt odłożył miecz i również wstał, ruszając w kierunku młodziana. – Twoja siostra próbuje zrobić coś, by polepszyć twą przyszłość, a ty ciągle boczysz się o to, że tutejszy dowódca Wiewiórek widział jej cycki.
Elf zacisnął dłonie w pięści i zatrzymał się, odwracając w kierunku wiedźmina.
                     - Tu nie chodzi tylko o to – warknął z nerwami. – Ona... – przerwał w pół zdania, spoglądając wraz z Rivem w kierunku dziwnego zamieszania, które nagle zrobiło się przy ukrytym wejściu do obozu Wiewiórek. – Co tam się dzieje?
                     - Jam przyjaciel wiedźmina jest! – rozległ się krzyk z oddali. – Wpuśćcie mnie Wiewiórcy, wiadomość mam!
                     - Jaskier? – zdziwił się Geralt, po czym ruszył w kierunku barda, wraz z Tharlenem. – Wpuśćcie go! – dodał, zatrzymując się tuż za kilkoma elfami, zagradzającymi wejście.
                     - Dlaczego Gwynbleidd, powiedziałeś o naszej kryjówce temu tutaj?! – ryknął Eleyas, który wspólnie z kilkoma krasnoludami zjawił się zaraz, kiedy usłyszał jakieś krzyki. – Mieliśmy umowę, dobrze wiesz, że twój przyjaciel jest szpiclem Roche'a! – Wyciągnął miecz, mając zamiar szybkim cięciem pozbyć się problemu.
                     - Nie powiedział! – krzyknął poeta, odskakując do tyłu, zaraz po tym jak wiedźmin zdążył zareagować, zastępując drogę adiutantowi i również dobywając broni. – Ten elf... ten z blizną, co po Nilfgaardzku zalatuje, on mi powiedział!
Wszyscy zgromadzeni, zaczęli patrzeć po sobie z lekkim niedowierzaniem i szokiem, lecz po chwili przenieśli spojrzenia na barda.
                     - Co ty pieprzysz Jaskier? – Siwowłosy opuścił miecz, odwracając się w stronę przyjaciela.
                     - Znalazł mnie w karczmie na obrzeżach miasta, podszedł do mnie kiedy piwo piłem i powiedział, że wie gdzie Wiewiórki obóz mają i gdzie są wasi dowódcy. Kazał mi ruszyć do Temerii, żebym jak najszybciej przekazał tą wiadomość Roche'owi.
                      - Jeżeli kłamiesz... – warknął Eleyas, unosząc klingę.
                      - Na wybitego zęba się klnę! – Bard otworzył usta, pokazując dziurę po kle, po prawej stronie szczęki.
Elf opuścił miecz i westchnął ciężko, zastanawiając się co zrobić. Na chwilę przeniósł wzrok na Geralta, po czym skinął głową, by wpuścili poetę do obozu.
                      - Chyba nie muszę ci tłumaczyć Jaskier, że żaden wyjazd do Temerii nie wchodzi w grę? – zapytał wiedźmin, przyciągając przyjaciela w swoją stronę.
                      - Więc co mam zrobić? Przecież nie zniknę nagle, bo to podejrzane będzie.
                      - Zaraz, zaraz... – wtrącił Tharlen. – Jakim cudem, udało ci się przejść niezauważonym prosto do wejścia, które jest szczelnie ukryte w zaroślach?
                      - Powiedziałem przecież, że ten elf nakreślił mi wszystko. – Bard sięgnął do paska, za którym zaczepiony miał niewielkich rozmiarów zwój. Wyjął go, rozwinął i pokazał elfom, stojącym nieopodal krasnoludom i wiedźminowi. Oczom wszystkich ukazała się dokładna rozpiska, na której zaznaczone było którędy najbliżej do kryjówki Wiewiórek i jaką drogą iść, by nie zostać zauważonym.
                      - Kurwi syn był tuż pod naszym nosem... Co jeszcze powiedział ci ten elf? – zapytał adiutant, zaskoczony i zdenerwowany tym, co usłyszał i zobaczył.
                      - Że Rhena i Iorweth pojechali razem pod Zerrikanię, po jej komanda, więc najlepiej będzie otoczyć obóz i go spalić zanim wrócą, dużo o waszej pięknej dowódczyni mówił, zupełnie jakby ją znał – powiedział Jaskier. – Wspomniał coś o tym, że będzie łatwym celem o ile w ogóle...
                      - Mówiłem ci Vatt'ghern! – warknął Tharlen, przerywając wypowiedź poety. – Bloede arse, mówiłem, żebyś puścił mnie do miasta, że mogę znać tego gnoja, ale nie! Uparłeś się dotrzymywać obietnic!
                       - I co byś zrobił? Zarżnął go na oczach mieszkańców Vattweir? Od razu ściągnąłbyś Niebieskie Pasy, które zaczęłyby węszyć w okolicy, zwabione śmiercią szpicla z którym współpracowały. Tego byś chciał? – Riv był już w stu procentach pewien, że Roche okłamał go w sprawie komitywy z tajemniczym elfem.
                       - Spokój! – ryknął Eleyas, wchodząc w zdanie. – Kłótnie nic tu nie dadzą, co się stało, to się stało, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Bardzie. – Przeniósł wzrok na Jaskra. – Możesz dokończyć? O czym wspomniał ci ten elf?
                       - O tym – zaczął poeta - że nie pozwoli na to by Rhena dotarła pod Vattweir. Ma zamiar zapolować na nią i oddać ją w ręce Roche'a. Na temat Iorwetha też sporo wspomniał.
                       - Tak czy inaczej, obeznany ten szpicel – odezwał się milczący jak dotąd Yarpen, który stał w gromadzie krasnoludów. – Zastanawia mnie ino, jakim cudem ten chuderlak nie odkrył jeszcze, że nam to wszystko doniesiesz.
                      - Ktoś kto jest informatorem Roche'a, nie może współpracować z Wiewiórkami, więc Jaskier jest poza podejrzeniem – wtrącił Geralt. – Skoro donosi samemu Dowódcy Niebieskich Pasów, pewnie tak samo nienawidzi Iorwetha i jego wojowników. Stawiam, że właśnie w ten sposób myśli elf, który koniecznie chce pomieszać szyki oddziałom Scoia'tael. Pytanie tylko dlaczego?
                      - Muszę wejść do miasta i zobaczyć tego gnoja – odezwał się Tharlen. – Skoro wie o naszej kryjówce, mojej siostrze i każe bardowi jechać do Temerii by przekazać informacje temu kurwiemu synowi, nie mamy już nic do stracenia – dodał, spoglądając poważnie na wiedźmina.
Siwowłosy zamyślił się na chwilę, również przyglądając się młodemu elfowi.
                      - W takim razie, jutro z rana będziesz miał swoje pięć minut.

                                                                                                                                                                                                  

Aen SeidheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz