Kiedy Rhena otworzyła oczy, od razu rozpoznała gdzie się znajduje. Jednym ruchem ręki odkryła koc i usiadła na materacu, ze spokojem rozglądając się po pomieszczeniu, które od wielu lat było jej kwaterą i samotnią. Od wyjazdu elfki do Flotsam nic się tu nie zmieniło, było dokładnie tak, jak chciała by było. Łóżko stało na swoim miejscu, tuż pod prawą ścianą, obok niego znajdowała się niewielka komoda z lustrem, a na niej leżało kilka ksiąg z grubymi okładkami, pokrytymi woskiem spływającym ze świec. Świece zaś, były wszędzie gdzie tylko dało się je postawić. Od szerokiego, drewnianego parapetu tuż przy oknach, poprzez mały taboret stojący obok sporej wanny z desek, mieszczącej się po przeciwnej stronie pokoju, kończąc na prowizorycznych świecznikach przymocowanych do dwóch masywnych beli, podtrzymujących sufitowe krokwie. Tuż nad łóżkiem wisiała ogromna makata z wizerunkiem *Zerrikańskiego herbu. Była stara i poprzecierana, ale Rhena tak ją uwielbiała, że nie miała serca jej zdjąć.
Kiedy patrzyła na wizerunek smoka wyszytego na naściennym dywanie, do jej głowy powracało mnóstwo wspomnień. Kilka z nich było nad wyraz okrutnych, lecz te lepsze znacznie przeważały. Ostatecznie, pozostał również sentyment. Nigdy nie sądziła, że będzie tak bardzo związana ze swoją przeszłością, która skutecznie nie pozwalała się puścić w niepamięć. Szybko odgoniła od siebie złe myśli, uśmiechając się na przekór negatywnym wspomnieniom i przeciągnęła leniwie, gdyż od dawna tak dobrze nie spała. Kiedy i o tym pomyślała, szybko przypomniała sobie jak przyjemnie i błogo czuła się gdy zasypiała otulona ramionami Iorwetha, a bliskość jego ciała wywoływała w niej chęć na coś więcej. Tych kilka ostatnich nocy spędzonych w objęciach elfa, nie zamieniłaby nawet na swoje ciepłe i wygodne łóżko. Czuła się jak młódka, która właśnie przeżywała swoją pierwszą miłość. Były takie chwile kiedy korciło ją by powiedzieć mu wszystko, wyjawić swoją tajemnicę bez mniejszego zastanowienia, ale kiedy tylko otwierała usta, przypominała sobie o kimś, kto zdobył dla niej ten wysłużony Zerrikański herb zdobiący jej ścianę. Ów ryzykant naraził własne życie, zakradając się do osady pełnej Zerrikanek, głośno mówił o tym, że kocha ją na zabój, a kilka tygodni później, prawie dosłownie wbił jej nóż w plecy. Minęło siedemdziesiąt lat, a ją wciąż dręczyły te bolesne wspomnienia, od których nie umiała się uwolnić. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo jest przesiąknięta żalem do swej przeszłości.
Zaklęła pod nosem i wstała z łóżka kierując się prosto do otwartego okna, przez które wpadało ciepłe powietrze i zaparła dłonie na parapecie, próbując wyciszyć rozkołysany umysł. Kiedy tylko spojrzała w dół, ujrzała Iorwetha otoczonego grupką elfów. Jeden z nich, wysoki, krótkowłosy adiutant o imieniu Alrin, wyrysowywał coś patykiem na suchej ziemi.
- Najlepiej uderzyć od tej strony – mówił, wskazując na wyżłobienie w glebie. – Nikt nie zauważy łuczników, którzy bezszelestnie prześlizgną się pod sam obóz.
- I zostaną otoczeni, zanim zdążą dobyć miecza. – Watażka odebrał kij adiutantowi i zaczął nakreślać coś zawzięcie. – Lewe skrzydło. Z tego miejsca łucznicy widzą wszystko i choć mogą zostać zauważeni, są na wygranej pozycji.
Rhena uśmiechnęła się pod nosem, obserwując jak jej elfy bacznie śledzą każde słowo dowódcy z północy. Imponował nie tylko im, ale i jej samej. Kochała go coraz bardziej, ale wciąż wahała się czy i to powinna mu powiedzieć. Czasy były o wiele cięższe niż prawie wiek temu, a pakowanie się w uczuciowe mariaże, bardzo niepewne. Co jeśli niedługo przyjdzie kres jej życia? Po długim śnie, czuła się dobrze, ale wystarczyła chwila by jej samopoczucie się pogorszyło. Kiedy tak patrzyła na ukochanego elfa, miała coraz więcej wątpliwości...
- Pukam i pukam, aż w końcu postanowiłam obsłużyć się sama i wejść. – Z zamyślenia Rhenę wybił wysoki ton głosu jej siostry. Odwróciła się za siebie i uśmiechnęła szeroko, wpadając w ramiona elfce o kasztanowych włosach. Jej obecność, skutecznie rozwiała wszystkie złe myśli.
- Dobrze cię widzieć Amher. Nawet nie wiesz jak cholernie dobrze cię widzieć.
- Za to ty nie wiesz, jak cholernie dobrze jest widzieć ciebie. Muszę ci powiedzieć, że odetchnęłam z ulgą kiedy cię zobaczyłam, a powietrze zeszło ze mnie całkowicie kiedy Iorweth powiedział mi, że zwyczajnie usnęłaś wymęczona podróżą. Nigdy więcej mnie tak nie strasz sor'ca.
Loa'then uwolniła się z objęć siostry i wpatrując się w jej drobną buźkę z kilkoma piegami na nosie, delikatnie założyła kręcony pukiel za szpiczaste ucho elfki.
- Byłam pod dobrą opieką. Najpierw, trochę nieświadomie pomogła czarodziejka, potem już całkiem świadomie pewien elf o imieniu Cedric. Iorweth również miał w tym swój udział, bo bez niego...
- Wiem. Opowiedział co się działo pod Flotsam. Cały ten czas kiedy spałaś, był zasypywany pytaniami na temat królestw północy, pytali go również o ciebie, o to co się działo, wyciskali z niego ile mogli. Na początku nie był zbyt chętny do rozmowy. Zaniósł cię tu, tak jak go poprosiłam, a kiedy zszedł z powrotem na dół do karczmy, nasi postanowili wziąć go sposobem i ugościć po swojemu. Nalali mu spory kufel piwa, stawiając go przed nim wraz z ogromnym talerzem jadła. Wyciągnęli z zapasów najlepsze rarytasy, chcąc nie chcąc, Iorweth nie mógł odmówić. – Amher wzruszyła ramionami, uśmiechając się tajemniczo.
Rhena spojrzała w kierunku okna, gdzie Alrin i kilka elfów wciąż omawiali taktykę z jednookim.
- Iorweth powinien odpocząć, wyjechaliśmy wczesnym rankiem, zanim słońce wzeszło, a on nie spał od tego czasu, o ile nie dłużej. Kiedy się przebudziłam w nocy, dorzucał drwa do ogniska, żeby ogień nie zgasł. Przez ostatni tydzień było potwornie zimno i...
- Jesteście razem? – Amher przerwała siostrze wypowiedź.
- Co? Nie, nie jesteśmy, my tylko... Och no i czemu tak na mnie patrzysz?
- „My tylko przytulamy się do siebie kiedy nam zimno i dajemy sobie buzi, to nic wielkiego!" – Elfka zapiszczała cienkim głosikiem, naśladując wymigującą się od odpowiedzi Rhenę. – Oj dziewczyno, kogo ty oszukujesz? Chyba tylko samą siebie. Widziałam was razem na koniu, wystarczyło spojrzeć na sposób w jaki cię obejmował, a gest jaki wykonał, kiedy zaczęłaś się do niego kleić przez sen, wyrażał więcej niż tysiąc słów. Skoro on dał mi do zrozumienia, że coś jest na rzeczy, to ty się nie wymiguj. I najlepiej od razu wyjaw mu prawdę odnośnie swojego wieku i nawiedzających cię chorób, bo nie mam zamiaru wciąż trzymać jęzora za zębami i zbywać go wymijającymi odpowiedziami. Elfy również milczą, ale nie będą tego robić w nieskończoność. Poza tym, mam wrażenie, że on zaczyna się czegoś domyślać.
- Powiem mu kiedy nadejdzie odpowiednia chwila – skwitowała krótko czarnowłosa. – I nie jesteśmy razem. To wszystko co dzieje się między nami, zaczęło się stosunkowo niedawno. Nie chcę niczego przyspieszać. Nie chcę robić niczego jak ostatnim razem i wiem, że ten ostatni raz był siedemdziesiąt lat temu, więc daruj sobie przypomnienia.
- Tylko weź pod uwagę, że ta odpowiednia chwila może nadejść tak gwałtownie, że nie zdążysz mu niczego powiedzieć. Dowie się kiedy zobaczy na własne oczy jak śmierć chwyta cię za gardło, a wtedy może być już za późno na tłumaczenia. – Amher westchnęła, krzyżując ręce na piersiach. – Powinnaś go jak najszybciej wziąć w obroty. Może jeszcze przed śmiercią zdążysz pobaraszkować – dodała z przekąsem, poruszając zawadiacko brwiami.
- Och przestań już Amher, dosyć tego. Ledwo co wróciłam, a ty już zasypujesz mnie tekstami o śmierci i zaściankowej miłości.
- Zaściankowej miłości? O nie, nie, mylisz pojęcia sor'ca, tu chodzi o zwykłe chędożenie. Do tego nie trzeba miłości, wystarczy byście obydwoje tego chcieli, a mam wrażenie, że ten wbrew pozorom nieczuły, oziębły i stanowczy elf, na pewno coś poczuje, ba! Nawet się rozgrzeje, a jego upór pójdzie w cholerę, kiedy tylko odsłonisz przed nim odrobinę swego ciała. Zresztą, chyba nie muszę ci mówić jak się uwodzi takich mężczyzn jak on?
- Co ty pleciesz?! – Starsza z sióstr momentalnie poczerwieniała, kiedy wyobraziła sobie te wszystkie rozniecające ogień przekomarzanki jakimi miałaby uraczyć Iorwetha. – Nie mam zamiaru go uwodzić. Koniec i kropka.
- No dobra, żartowałam, rób co chcesz. – Elfka o kasztanowych włosach machnęła ręką, wrednie się uśmiechając. – Ale ja na twoim miejscu...
- Powiedziałam dość – westchnęła Rhena. – Co ma być to będzie, a teraz daj mi chwilę wytchnienia.
- O to akurat nie musisz się martwić, dam ci nie tylko chwilę wytchnienia. Dzisiaj wieczorem organizujemy ostatnią, pożegnalną hulankę, więc będzie doskonała okazja by pomóc losowi. Chyba więcej dodawać nie muszę?
- Nie musisz, choć powiedziałam już, że co ma być to będzie. Tharlen pewnie nie byłby zadowolony z faktu, że będę się bawić z Iorwethem... Całe szczęście, że został pod Vattweir. – Czarnowłosa skrzywiła się, spoglądając na siostrę.
- Niby dlaczego nasz brat miałby nie być zadowolony?
- Och, takie tam... Kaprysy młodszego brata.
- Kaprysy młodszego brata... – Amher pociągnęła elfkę na łóżko i usiadła obok niej. – Coś czuję, że Iorweth ominął wiele ciekawych rzeczy w swojej opowieści. No już słońce, spowiadaj się przed siostrą.
![](https://img.wattpad.com/cover/100646061-288-k790446.jpg)
CZYTASZ
Aen Seidhe
FanfictionKiedy pojawia się nadzieja na życie bez ucisku, Iorweth bez zastanowienia decyduje się na pomoc Saskii zwanej Smokobójczynią, w obronie Vergen. Wiedząc, że ma niewiele czasu zanim wojska Henselta przekroczą Pontar, postanawia rozesłać wiadomość o pr...