Część 2

358 25 0
                                    


                  Ledwo zaczęło świtać, a w obozie Wiewiórek rozpoczęły się przygotowania do wymarszu. Nie były to jednak przygotowania zwyczajne. Rhena i Iorweth ruszali w długą drogę, w kierunku przełęczy Elskerdeg, za którą czekały komanda czarnowłosej. Elfka obawiała się tej wyprawy, gdyż nie czuła się najlepiej. Zdawała sobie sprawę, że może być różnie, a samotna podróż z watażką może zmusić ją do ujawnienia prawdy o swoim wieku i zdrowiu. Wiedziała jednak, że dłuższe czekanie na Ciarana i Adris nie wchodzi w grę. Roche ze swoimi oddziałami był już w Vattweir i nie wiadomo było jak długo tam zostanie, a plany Scoia'tael wciąż stały w miejscu. Trzeba było podjąć szybką decyzję, która wzbudziła w szeregach spore zaskoczenie.
Jednak szczególne obiekcje miał Tharlen, gdyż za nic nie chciał puścić siostry.
                 - Nie pojedziesz – warknął, stając w wejściu do namiotu elfki. – Albo zabierzesz mnie ze sobą, albo w ogóle stąd nie wyjdziesz. Widzę jak się czujesz, a może być gorzej.
Rhena westchnęła przeciągle, chwytając za gruby koc.
                - Nie będę z tobą dyskutować. Zobaczysz się z naszymi, kiedy tu przybędą – powiedziała wymijająco, spoglądając na elfa z kamiennym wyrazem twarzy. – A teraz przesuń się zanim zrobię się niemiła.
                - Dobrze wiesz, że nie o komanda mi chodzi. Jesteś chora i nie powinnaś podróżować sama. Nie puszczę cię samej z Iorwethem, nie wiadomo jak zareaguje, kiedy dowie się o tym, o czym dawno powinnaś mu powiedzieć.
                - Radzę ci zejść mi z drogi Tharlen, bo moja cierpliwość dobiega końca...
Młodzian zaklął pod nosem, przyglądając się chłodnemu spojrzeniu siostry. Nie chciał ustąpić, choć wiedział, że i tak jej nie zatrzyma. Obawiał się, że ona nie wróci z tej długiej podróży.
               - Dalej się kłócicie? – Cedric zatrzymał się tuż obok elfa, obserwując ostrą wymianę spojrzeń. – Byłem pewien, że macie to już za sobą.
Tharlen skierował wzrok na szatyna, po czym westchnął głośno i bez słowa wyszedł z namiotu.
               - Szlag mnie trafi z tym gówniarzem. – Rhena patrzyła jak jej brat oddala się w kierunku lasu.
               - Martwi się. Za to nie możesz go winić.
               - Wiem Cedric. Ale on uparł się również, że nie puści mnie z Iorwethem, a ja dalej nie wiem, o co tak naprawdę poszło między nimi.
               - Myślę, że przez te kilkadziesiąt dni drogi będziesz mieć idealną okazję, by się tego dowiedzieć. A o młodego się nie martw, przypilnuję go i porozmawiam z nim.
               - Dziękuję. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.
               - Pewnie poradziłabyś sobie inaczej. Nie ma ludzi niezastąpionych – powiedział szatyn, uśmiechając się do elfki.
               - Ludzi pewnie nie, ale ty nie jesteś dh'oine – odpowiedziała, odwzajemniając uśmiech.
               - Zabrałaś te zioła, które dałem ci wczoraj?
               - Moje lekarstwo właśnie tu idzie... – szepnęła, widząc jak watażka zmierza w ich kierunku. – Bez niego wczoraj, nawet i zioła by nie pomogły. Przy nim trochę zapomniałam... Ale tak, te ziółka do picia zabrałam – dodała, przygryzając wargę.
Cedric spojrzał w kierunku Iorwetha, po czym przeniósł swój wzrok na elfkę.
               - Cieszy mnie, że nasz nieustraszony dowódca działa na ciebie zbawiennie. Pij jednak te zioła, a powinnaś dojechać na miejsce bez najmniejszych problemów – odparł, ściszonym głosem.
Dowódca Wiewiórek usłyszał ostatnią część zdania. Zdziwił się, że elf szepcze, jakby chciał coś ukryć, ale postanowił nie wnikać o co chodzi. Stwierdził, że będzie miał dużo czasu, by porozmawiać z Rheną po drodze. Zatrzymał się obok przyjaciela i zmierzył czarnowłosą spokojnym wzrokiem.
               - Widzę, że jesteś gotowa. Świetnie, w takim razie możemy ruszać.
               - Możemy – przytaknęła, ściskając w dłoniach koc. – Przekazałeś rozkazy Ele'yasowi?
               - Tak. Kiedy zjawi się Ciaran i Adris, będą wiedzieli co robić.
               - Uważajcie na siebie. Szczególnie w okolicach Rivii i Rastburga – powiedział Cedric. – Jak przekroczycie Jarugę, powinno już pójść z górki.
               - Eysenlaan, Guleta, Rivia, Ratsburg, Jaruga, Dol Angra – wyliczał kolejno Iorweth. – A potem prosto do bramy Solveigi i na wschód, w kierunku przełęczy Elskerdeg. To dobry miesiąc drogi w jedną stronę. Mam nadzieję, że znasz jakieś skróty? – Watażka z zaciekawieniem spojrzał na elfkę.
               - Kilka – odpowiedziała, uśmiechając się subtelnie. – Ostatni tydzień kiedy szłam do Flotsam z gorączką, wykorzystałam jeden skrót, skracając sobie drogę o dzień. Reszta skrótów nie pozwala na taki szybki przeskok, ale myślę, że również nam się przydadzą szczególnie, że można tamtędy przejechać końmi – dodała.
               - To się dobrze składa, im szybciej dotrzemy, tym szybciej wrócimy. Bądźcie czujni Cedric, Roche jest niedaleko. Vatt'ghern obiecał trzymać go z daleka od lasu, ale ten kurwi syn i tak może coś wywęszyć.
               - Będziemy czujni, ale ty bądź pewien, że jeśli Temerczyk stanie mi na drodze, to może dostać strzałę prosto w serce. Nie będę patrzył na twoją zemstę.
               - On powinien już dawno nie żyć. – Elf westchnął cicho. – Rób co będziesz uważał za słuszne – dodał, po czym przeniósł wzrok na Rhenę. – A teraz ruszajmy, szkoda czasu.

                                                                                                                                                                                                      

Aen SeidheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz