- Mówiłem już tysiąc razy, że nie potrzeba poprawiać tego opatrunku. – Iorweth upierał się przy swoim.
- Zobacz na kołnierz, czy ty widzisz co tutaj masz? – Rhena skrzyżowała ręce na piersiach.
- Krew. To coś nadzwyczajnego? – zapytał, kierując się do swojego namiotu.
Elfka nie dawała za wygraną. Ruszyła tuż za nim i kiedy wszedł do środka, ona również to zrobiła.
- Tak – powiedziała, chwytając go za ramię i odwracając w swoją stronę. – Ta rana się nie goi. wciąż sączy się z niej krew, bo jest źle opatrzona.
- Chciałbym ci tylko przypomnieć...
- Iorweth... – westchnęła ciężko, wchodząc mu w słowo. – Proszę cię, przestań się upierać, chcę ci tylko pomóc bo wiem, że sam tego nie poprawisz. – Zrobiła nadąsaną minę, spoglądając na watażkę, który miał iście kamienny wyraz twarzy.
Przyglądał jej się jeszcze przez chwilę, lecz ostatecznie usłuchał i bez słowa zaczął ściągać z siebie poszczególne części stroju. Wiedział, że jeśli nie ustąpi, elfka nie da mu spokoju, więc postanowił się poddać.
Kiedy zdjął z siebie sukmanę, usiadł na sienniku w cienkiej, jasnej skórzni i ciemnoczerwonych spodniach, spoglądając w kierunku Rheny przyglądającej mu się badawczo.
- Proszę, rób co musisz – powiedział, wzdychając cicho.
Usiadła naprzeciwko niego wyjmując bandaż i maści, które zabrała uprzednio ze swojego namiotu, po czym zaczęła rozsupływać chustę przewiązaną na szyi elfa.
- Nie rozumiem dlaczego jesteś tak cholernie uparty – mówiła, zdejmując nasiąknięte krwią sukno. – Wprawdzie sprawdza się to w walce o wyższe cele, ale trzeba też wiedzieć kiedy odpuścić – dodała i sięgnęła po alkohol stojący obok siennika, nalewając go na czysty materiał.
Nie odpowiedział. Pozwolił jej działać upajając się dotykiem jej delikatnych dłoni, które jeszcze tak niedawno wodziły po jego ramionach. Kiedy sobie o tym przypomniał, znów poczuł smak jej skóry na swych ustach. Spojrzał na nią ukradkiem i zapragnął z powrotem mieć ją w swoich objęciach. Z każdą rozmową, czułością czy spojrzeniem czuł, że gruba skorupa okalająca jego serce, zaczyna się kruszyć.
- Tharlen już wrócił? – zapytał, przerywając ciszę. Syknął zaciskając zęby, kiedy poczuł palące pieczenie w zranionym miejscu.
- Przepraszam, musiałam zdezynfekować ranę – odparła, widząc grymas bólu na jego twarzy. – A co do brata, to tak, już wrócił... – Odłożyła materiał i sięgnęła po maść. – Dlaczego pytasz?
- Pewnie miał niezłą niespodziankę, kiedy się obudził – powiedział, spoglądając w tylko sobie znany punkt.
- Fakt, był wściekły, że go zostawiliśmy, ale nikt nie kazał mu upijać się do nieprzytomności – odpowiedziała, cicho wzdychając. Nałożyła maść na palce i delikatnie zaczęła ją rozsmarowywać na ranach. – Jak dorwał się piwa to pił dopóki nie padł. Przecież żadne z nas nie byłoby w stanie go ze sobą zabrać... – mówiła, rozprowadzając specyfik na szyi elfa.
Zamknął oko, czując przyjemne mrowienie na karku. Jej smukłe dłonie działały na niego niezwykle pobudzająco, przez co ciężko było mu się skupić na tym, co do niego mówiła. Gęsia skórka zagościła na jego ciele, kiedy palce Rheny wyjechały nieco za ranę. Odchylił głowę bardziej starając się nie myśleć o tym, co miało miejsce wczorajszej nocy, ani o tym co widział wczorajszego ranka. Niestety, na przekór wszystkiemu, jego umysł właśnie teraz postanowił odtworzyć te wspomnienia.
- Jeszcze tylko opatrunek – odparła, wybijając go z zamyślenia.
Przytaknął bez słowa, patrząc jak sięga po bandaż.
- Byłaś u Cedrica? Pytał o ciebie. – Elf koniecznie musiał zająć swoje myśli czymś innym, a rozmowa o przyjacielu działała najskuteczniej.
- Byłam... – odpowiedziała krótko, opatrując mu szyję.
- Jak on się czuje? Muszę w końcu do niego zajrzeć... – Chciał wiedzieć o czym rozmawiali, ale zdawał sobie sprawę, że to pytanie jest nie na miejscu.
- Fizycznie coraz lepiej, psychicznie trochę gorzej. Od zawsze zagłuszał wizje alkoholem, a teraz, kiedy od dłuższego czasu nie pił ani grama, próbuje sobie z tym radzić na inny sposób. Boję się, że nie da sobie rady... – odpowiedziała z lekką obawą w głosie.
- Jeśli z nim porozmawiasz, na pewno cię posłucha i nie popadnie z powrotem w alkoholizm.
- Tak myślisz?
- Oczywiście, w końcu jesteś mu bardzo bliska. Zależy mu na tobie.
Iorweth nie miał pojęcia dlaczego powiedział to na głos. Czuł, że te słowa powinny zostać w jego głowie. Miał ochotę ugryźć się w język, jednak było na to stanowczo za późno.
Rhena spojrzała na elfa z niemałym zaskoczeniem. Nawet w najśmielszych oczekiwaniach nie spodziewała się, że usłyszy coś takiego i to z jego ust, choć po tym co wyznał jej wczoraj powinna oczekiwać wszystkiego. Nie odpowiedziała, gdyż zwyczajnie nie wiedziała, co powinna mu odpowiedzieć. Przecięła bandaż wiążąc go mocno i schowała wszystkie rzeczy do woreczka.
- Teraz będziesz mógł chodzić z tym przez jakiś czas i nie martwić się, że nagle wyskoczę, chcąc zedrzeć ci to z szyi – uśmiechnęła się lekko, przerywając kolejną, niezręczną ciszę.
- Przepraszam za wczoraj – wyrwał się, nagle zmieniając temat. – Nie powinienem był wykorzystywać sytuacji...
- Mhm... – odpowiedziała przeciągłym westchnięciem słysząc jego słowa, które dziwnym trafem w ogóle jej nie zaskoczyły. – Więc jednak żałujesz... – Skierowała wzrok w kierunku wyjścia, przygryzając wargę.
Uniósł głowę i spojrzał na nią z lekkim zaskoczeniem. Był wręcz pewien, że elfka mu przytaknie, tymczasem było całkiem odwrotnie. Zauważył, że wcale nie jest zadowolona z jego przeprosin i miał z tego powodu mętlik w głowie. Nie wiedział już czy to, co miało miejsce kilka godzin temu, było wynikiem alkoholowego upojenia, czy czegoś zupełnie innego.
- Nie – skwitował krótko. – To, co wczoraj powiedziałem, było szczerą prawdą – mówił, nie odrywając od niej wzroku. – Niczego nie żałuję.
Tym razem była lekko zdumiona jego słowami. Nie żałował, ale czuł się winny? Postanowiła pójść za ciosem, gdyż również pogubiła się w całej tej sytuacji.
- Więc dlaczego te przeprosiny? – zapytała, kierując na niego zaciekawione spojrzenie. – Jeśli chodzi ci o Cedrica, to powiedz wprost – dodała poddenerwowana.
Niby proste pytanie, a odpowiedź na nie nie była już taka prosta. Nie dla elfa, który niewiele mówił o swoich uczuciach. Takie rzeczy nie przechodziły mu przez gardło z łatwością, a kiedy wspomniała o jego przyjacielu, na chwilę zupełnie go zatkało. Sam już nie wiedział dlaczego ją przeprosił.
- Cedric, to twoja sprawa – odpowiedział chłodno, a przynajmniej chciał by tak to zabrzmiało.
Gdzieś tam w środku poczuł ukłucie zazdrości, która na chwilę zagościła w jego sercu. Nie chciał jednak się zdradzić.
Rhena szybko zrozumiała, że to koniec wyznań i nic więcej z niego nie wyciągnie. Postanowiła rozegrać to inaczej.
- Jeśli nie chodzi o Cedrica... – mówiła, czując jak wali jej serce. – To może pokaż mi jakoś, że jednak nie żałujesz... Skoro nie potrafisz powiedzieć dlaczego mnie przepraszasz...
Nie wiedziała skąd wzięło się w niej tyle odwagi, by po trzeźwemu zachęcić go do działania. Wiedziała za to, że chciała by wziął ją w ramiona i całował do utraty tchu. Marzyła o tym od dawna, choć wcześniej nie dopuszczała tych marzeń do siebie. Pragnęła być jego, nie mogła jednak wymusić na nim podobnego pragnienia. Czuła, że jeśli nie będzie jej chciał, zwyczajnie nie zrobi nic. Gdyby tylko mogła wejść teraz do jego myśli i zobaczyć jak zaciętą walkę toczył ze samym sobą, szybko by zrozumiała, jak bardzo się myliła w swych odczuciach. Chciał tego samego co ona, ale zwyczajnie bał się, że się w niej zatraci i posunie o kilka kroków za daleko. Pragnął dokończyć to, co zaczęli wczoraj ale bał się, że ją zrani. Ciągle po głowie chodziło mu to straszne zdarzenie z lasu we Flotsam i to, że dał się wywieść w pole jak dzieciuch. Dawno nie czuł takiego natłoku myśli i emocji, jakie targały nim w tej chwili. Wiedział jednak, że musi coś zrobić i wiedział, że jeśli nie zaryzykuje, nigdy nie przekona się czy ma rację, czy nie. Nieodparta chęć dowiedzenia się co siedzi w głowie elfki, pchnęła go do działania.
Uniósł rękę i delikatnie przejechał palcem po gładkim policzku Rheny. Nie przestając się w nią wpatrywać, chwycił dłonią za drobny podbródek elfki i subtelnie przesunął kciukiem po jej miękkich wargach. Nie protestowała, co zachęciło go do posunięcia się o krok dalej. Rozchyliła usta czując, jak przyjemny dreszcz przechodzi przez jej ciało. Zbliżył się do niej nieznacznie, obserwując każdy jej najmniejszy ruch. Nieoczekiwanie zdał sobie sprawę, jak bardzo lubi na nią patrzeć...
- Nie możesz tu sobie tak wchodzić i bez zapowiedzi narzucać się Iorwethowi! – Nagle do uszu elfów doszedł podniesiony głos Ele'yasa. – Jesteś w naszym obozie, a to miejsce ma swoje zasady!
- Jestem wiedźminem, nie wiewiórem, wasze zasady mnie nie obowiązują – odpowiedział mu drugi głos, który dało się słyszeć coraz wyraźniej.
- Gwynbleidd? – Watażka momentalnie oderwał się od swojej towarzyszki i ruszył w kierunku wyjścia.
Rhena nie była zadowolona faktem, że znowu coś im przeszkadza i to w chwili, gdy udało jej się przebić przez grubą skorupę Iorwetha. Cicho zaklęła pod nosem, kiedy tylko wyszedł na zewnątrz. Miała ochotę odrąbać Geraltowi głowę.
- Próbowałem go zatrzymać, ale w ogóle mnie nie słuchał. – Ponownie usłyszała Ele'yasa, który wraz z wiedźminem zatrzymał się przed namiotem.
Wstała i ruszyła do wyjścia, biorąc głęboki wdech.
- Czego chcesz, Vatt'ghern? – Iorweth odprawił elfa gestem dłoni, po czym przeniósł wzrok na Riva.
- Potrzebuję odpowiedzi na kilka pytań, a ty i Loa'then, jako jedyni możecie ich udzielić. – Wiedźmin spojrzał na wychodzącą z szałasu elfkę.
- Skąd pomysł, że udzielimy? – Dowódca Wiewiórek skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
Również był trochę zły, że Geralt przerwał mu w takiej chwili i w przeciwieństwie do czarnowłosej, która skrzętnie ukrywała swój gniew, było to po nim doskonale widać.
- Cáelm Cervan. – Rhena położyła dłoń na ramieniu elfa. – Co się dzieje, Gwynbleidd?
- Może nie powinienem do tego wracać... – zaczął Geralt, patrząc na swych rozmówców badawczym wzrokiem. – Ale chciałbym wiedzieć, dlaczego opuściliście tereny Flotsam. Wybaczcie, jeśli w czymś wam przeszkodziłem, ale...
- Skąd to nagłe zainteresowanie Flotsam? – zapytał Iorweth, przerywając wiedźminowi wypowiedź.
Riv szybko zrozumiał, że lepiej nie ciągnąć drażliwego tematu i skupić się na tym, po co tu przyszedł.
- Muszę rozwiać kilka wątpliwości – odpowiedział.
- Na temat..? – drążył elf. – To działa w dwie strony, Gwynbleidd.
- Wiem, wiem i nie mam nic do ukrycia. Chodzi o Vernona Roche'a.
- A jaki on ma związek z tym wszystkim? – zaciekawiła się elfka.
- Jeśli odpowiecie na moje pytanie, to chętnie wam wytłumaczę.
Rhena spojrzała na Iorwetha i z poważnym wyrazem twarzy przeniosła wzrok na wiedźmina.
- To była zemsta i ostrzeżenie – odpowiedziała. – Za Vergen. Wiedzieliśmy, że wieść o zrównaniu Flotsam z ziemią rozniesie się daleko, dlatego musieliśmy pokazać, że nie jesteśmy bandą tchórzy, która podkuli ogon ze względu na Henselta. Mamy zamiar dalej walczyć o swoje i nie odpuścimy.
- Vergen... – zamyślił się Geralt. – Słyszałem, że kaedweńskie wojska zrobiły tam niezły burdel. Co z tą dziewką, która stała na czele rebelii?
- Nie żyje – warknął elf. – Została otruta. Czarodziejka, która przy niej czuwała nie zdołała jej uleczyć. Po co drążysz Gwynbleidd, mów co jest grane albo odejdź, póki jeszcze możesz.
- Bez nerwów Iorweth, nie przyszedłem się tu kłócić. – Wiedźmin od razu wyczuł, że temat aedirńskiej dziewczyny, cholernie drażni elfa. - Możecie mi powiedzieć która czarodziejka próbowała ratować tę dziewczynę?
- Filippa Eilhart – odpowiedziała mu Rhena. – Do czego zmierzasz?
- W Vattweir trwa właśnie wesele, na które zostało zaproszone kilka bardzo wpływowych czarodziejek i bynajmniej nie są tam one przypadkiem.
- Dlaczego ma to nas interesować? To sprawy czarodziejek, nie elfów.
- Znalazłem Triss. Powiedziała, że to tajne spotkanie Loży Czarodziejek, nikt nie miał o nim wiedzieć i dlatego wszystko jest zorganizowane pod przykrywką wesela – mówił Riv. – Tak się składa, że na czele loży stoi właśnie Filippa Eilhart.
- Saskia nie żyje – powtórzył Iorweth, czując ukłucie w sercu. – Jakikolwiek spisek uknuły te wiedźmy, w niczym jej to już nie zaszkodzi.
- A nie bierzesz pod uwagę, że redańska czarodziejka mogła celowo doprowadzić do śmierci tej dziewki?
Watażka spojrzał na Rhenę, po czym obydwoje przenieśli wzrok na Geralta.
- Jaki powód mogła mieć Eilhart, by uśmiercić Saskię? – zapytała elfka.
- Nie wiem Loa'then. Ale zasięgnąłem języka i wiem, że Jaskier szpieguje dla Roche'a i przybył tu właśnie po to, żeby dowiedzieć się o czym Loża debatuje na tym spotkaniu.
- Że co proszę? – Czarnowłosa skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. – Przecież bard nas widział, ten temerski kurwi syn trafi na nasz ślad, jeśli twój znajomy mu cokolwiek wygada!
- Powinieneś ostrożniej dobierać sobie przyjaciół, Vatt'ghern. Jeśli nie chcesz, żeby dh'oine był martwy, radzę ci przekonać go do trzymania gęby na kłódkę – syknął Iorweth.
- Chciałbym zabrać go jak najdalej od Temerii i Roche'a, dlatego potrzebuję waszej pomocy. Mam wrażenie, że Niebieskie Pasy nie zagościły we Flotsam tylko z powodu Scoia'tael, a całe to spotkanie Loży się z tym wszystkim wiąże.
- Bloede arse... – Elf przejechał po twarzy dłońmi. – No dobra pytaj, co chcesz wiedzieć?
- Najlepiej wszystko od początku. Nie szczędźcie szczegółów.
CZYTASZ
Aen Seidhe
FanfictionKiedy pojawia się nadzieja na życie bez ucisku, Iorweth bez zastanowienia decyduje się na pomoc Saskii zwanej Smokobójczynią, w obronie Vergen. Wiedząc, że ma niewiele czasu zanim wojska Henselta przekroczą Pontar, postanawia rozesłać wiadomość o pr...