Część 4

427 27 0
                                    


                  Dzisiejsza noc nie była tak chłodna, jak poprzednia, a nawet gdyby była, Rhena i tak by tego nie odczuła. Alkohol, który z zapałem opróżniała w karczmie, krążył jej w żyłach rozgrzewając całe ciało, a przyjemny szum w głowie sprawiał, że czuła się odprężona. Dawno tak dobrze się nie bawiła, dlatego czas spędzony z krasnoludami, bardem oraz wiedźminem zleciał jej bardzo szybko. Iorweth niestety, był innego zdania. Czuł, że pójście elfki do miasta nie skończy się niczym dobrym i nie pomylił się. Tharlen, który miał jej pilnować upił się gorzej niż ona i niewiele brakowało, a elfka wylądowałaby w pokoju Jaskra.
Watażka tylko z jednego powodu nie przywalił temu człowiekowi i ten powód na imię miał Geralt. Z racji, że siwowłosy wyniósł Cedrica z portu i w pewnym stopniu pomógł w ucieczce, elf postanowił, że nie będzie mu się odwdzięczał w brzydki sposób i nie pokiereszuje twarzy jego przyjaciela. W innym przypadku nos barda zostałby efektywnie rozgnieciony na jego gębie, a właściciel zakrwawionego lica, zbierałby zęby po całej karczmie.
Iorwetha zadowalał fakt, że udało mu się zabrać Rhenę, zanim d'hoine zdołał cokolwiek zrobić. W głębi duszy nie potrafił również zaprzeczyć, że nie lubił gdy była blisko. Już kiedy wpadła mu na kolana w jego szałasie, wiedział, że będzie to miało jakieś dalsze konsekwencje. Te magiczne kilka sekund, które wystarczyło, by poczuł zapach jej skóry o woni polnych kwiatów sprawiło, że stało się coś, czego w ogóle się nie spodziewał. Elfka najzwyczajniej w świecie namieszała mu w głowie. W ciągu chwili zrobiła na nim takie wrażenie, jakie Saskia wyrabiała sobie u niego tygodniami. Watażka nie był kimś, kto tracił rozum dla przypadkowo spotkanych kobiet i żeby dostać się do jego serca, trzeba było przejść przez długą, ciernistą drogę. Dlatego uczucie jakiego doznał przy bliskim spotkaniu z Rheną, kompletnie go zaskoczyło. I pewnie również dlatego nie dopuszczał do siebie myśli, że kiedykolwiek mogłoby go coś z nią łączyć...
                     - Cervan... – Z zamyślenia wybił go głos elfki, która w końcu postanowiła się odezwać. Do tej pory milczała, gdyż bała się reakcji towarzysza. – Przepraszam... nie powinnam była tyle pić...
                     - Nie musisz mnie przepraszać – odparł, nawet na nią nie patrząc.
W jego głosie, dało się wyczuć rozdrażnienie całą tą sytuacją z karczmy.
                     - Muszę... Bo cię nie posłuchałam... – Delikatnie przejechała dłonią po jego twarzy, gładząc go po policzku. – Ale skąd mogłam wiedzieć, że z tego Jaskra taki...
Kiedy poczuł ciepło jej miękkiej skóry udał, że w ogóle to na niego nie działa, tymczasem było dokładnie odwrotnie. Starał się jednak robić wszystko, by elfka tego nie rozpoznała.
                    - Dobrze już... przeprosiny przyjęte – powiedział nieco łagodniejszym tonem.
Nie chciał już o tym rozmawiać, a dotyk jej palców skutecznie studził jego gniew.
Mimo alkoholu krążącego w żyłach, elfka od razu wyczuła, że trochę odpuścił. Ulżyło jej, gdyż bała się, że na nią nawrzeszczy, a naprawdę nie chciała go niepotrzebnie drażnić.
                   - Iorweth...? – odezwała się półgłosem, wciąż gładząc jego policzek. Wiedziała, że po takiej dawce alkoholu rozwiąże jej się język, ale teraz się tym kompletnie nie przejmowała.
                   - Tak? – zapytał, przenosząc na chwilę swój wzrok na jej twarz.
                   - Czy ty... lubisz mnie choć trochę..? Czy zwyczajnie jestem tylko... kimś, z kim łączy cię wspólny cel..?
                   - Oczywiście, że cię lubię. Wspólne cele nie łączą mnie z nikim, kogo nie darzę sympatią – odpowiedział, choć ponownie został zaskoczony.
Przypomniało mu się nagle, jak elfka wspominała kiedyś, że gdy za dużo wypije mówi wszystko o czym myśli. Czuł, że za chwilę może zrobić się bardziej ciekawie.
Przytaknęła cicho i powolnym ruchem dłoni zjechała na jego szyję, wsuwając mu palce wprost pod kołnierz sukmany. Nie zareagował, choć poczuł przyjemne dreszcze przechodzące przez całe ciało. Poczuł również, że sytuacja zaczyna wymykać mu się spod kontroli. Wolał słowne gierki, z których łatwo by wybrnął niż to, na co miał w tej chwili minimalny wpływ. Od dawna nie pozwalał się dotknąć żadnej kobiecie, a długa abstynencja od wszelakich cielesnych uciech powodowała, że wszystko działało na niego znacznie intensywniej. Nie wiedział nawet kiedy zwolnił nieco uścisk rąk, przez co Rhena od razu chwyciła się jego szyi, by nie upaść.
                   - Przepraszam – powiedział, na powrót mocniej ją chwytając.
Elfka rozpraszała każdym dotykiem, który sprawiał, że myśli Iorwetha zaczęły krążyć wokół bardziej rozwiązłych rzeczy. Nie to jednak było najgorsze. Do osady, jakiej jego komanda rozbiły pod Vattweir, był spory odcinek drogi, a oni byli ledwo w połowie. Biorąc pod uwagę jeszcze pół godziny marszu, wszystko się mogło zdarzyć.
                   - Jesteś cholernie silny... – Elfka na powrót zjechała dłonią na jego szyję. Wsunęła palce pod kołnierz sukmany, dotykając wyrzeźbionego ciała elfa. 
Przez głowę watażki w jednej chwili przebiegła myśl o wspólnym upojeniu. Starał się z całych sił odciąć od tego, co robiła elfka ale po tym co zobaczył wczorajszego ranka, nie umiał być do końca obojętny na jej dotyk. Wszystkie czynniki działały na jego niekorzyść.
                  - Cieszę się, że doceniasz moją siłę – odparł, nie odrywając wzroku od drogi, którą miał przed sobą.
Wiedział, że jeśli szybko czegoś nie wymyśli, skończy się to tak, jak nie planował. Alkohol od zawsze był złym doradcą, który podsuwał do głowy dziwne pomysły.
                  - Och, doceniam, doceniam – przytaknęła, słysząc rosnące napięcie w jego głosie. – I nie tylko to doceniam. – Przygryzła dolną wargę. Wsunęła dłoń głębiej pod sukmanę, kierując się na jego ramię. – Jak ja dawno nie dotykałam męskiego ciała... – mruknęła, drapiąc paznokciami napiętą skórę elfa, który znów został poddany próbie wytrzymałości.
                  - Jesteś pijana – odezwał się nagle. – Rano będziesz wszystkiego żałować. Masz pewność, że to, co robisz jest warte moralnego kaca, którego doznasz po przebudzeniu? – dodał mając nadzieję, że jego ostatnia deska ratunku, jednak zadziała.
                 - Mówisz tak, bo sam żałowałbyś tej jednej, beztroskiej chwili ze mną? – zapytała, znowu go zaskakując.
Tym razem nie bardzo wiedział co ma odpowiedzieć, choć doskonale znał odpowiedź na pytanie jakie mu zadała. Szybko pojął, że jeszcze bardziej wplątał się w sieć, jaką zarzuciła na niego elfka. Przez chwilę szedł w zupełnym milczeniu czując na sobie jej wzrok, lecz sam na nią nie spojrzał. Wszystko skumulowało się w jego głowie dając mu do zrozumienia, że w jakiś sposób uzależnił się od czarnowłosej ślicznotki, która dotychczas napędzała go do działania. Nie chciał jej okłamywać, ani zbywać wymijającymi odpowiedziami. Mimo że głęboko w jego sercu wciąż gościła smokobójczyni, Rhena stawała się dla niego kimś ważnym i bronienie się przed tym w nieskończoność, było jak walka z wiatrakami.
                 - Rozumiem... – usłyszał nagle jej głos. Brak odpowiedzi mówił jej wszystko, więc momentalnie zabrała rękę z jego ramienia.
Westchnął głęboko, zdając sobie sprawę jak to odebrała. Z jednej strony chciał jej wyznać prawdę, ale z drugiej wiedział, że to może poważnie skomplikować ich późniejsze relacje. Wybór nie był łatwy, choć wydawał się oczywisty. Nie mniej jednak czuł się źle z tym, że wszystko przed nią ukrywał, dlatego postanowił zagrać w otwarte karty.
                 - Niczego bym nie żałował – powiedział to tak niespodziewanie, iż na początku elfce wydawało się, że się przesłyszała. – Nie żałuję ani jednej sekundy spędzonej w twoim towarzystwie. Jedyne nad czym ubolewam to fakt, że nie poznałem cię przed Saskią, wtedy to wszystko wyglądałoby inaczej.
Patrzyła na niego z lekkim niedowierzaniem, mając wrażenie, że jej się to śni. Nie spodziewała się takiego odzewu. Była pewna, że wymowne milczenie, to ostateczna odpowiedź na jej pytanie.
                 - Iorweth... – szepnęła, spoglądając mu prosto w twarz.
Delikatnie dotknęła jego policzka, ponownie przyprawiając go o miłe dreszcze. Po tych słowach chciała być jeszcze bliżej niego. Objęła go mocno za kark i podciągnęła się, przysuwając usta do nieosłoniętej szyi elfa. Musnęła jego ciepłą skórę miękkimi wargami.
                 - Rhena, to szaleństwo – westchnął cicho próbując się opanować, lecz jej pieszczoty zwyczajnie zaczęły go przerastać.
                 - Dlaczego? – zapytała, coraz śmielej go całując. – Skoro niczego byś nie żałował...
Zatrzymał się i puścił jej nogi, stawiając ją na ziemi. Nawet na sekundę nie oderwała ust od jego karku. Objął elfkę mocno w pasie i choć najpierw chciał ją odciągnąć, to jej przyjemne pocałunki mu na to nie pozwoliły. To, co się teraz działo, przerosło go w jednej chwili. Jego ręce zsunęły się po jej biodrach, zjeżdżając wprost na pośladki, na których mocno zacisnął palce. Był tak podkręcony, że przestało go obchodzić co będzie potem, liczyło się tu i teraz, a on nie chciał się zatrzymywać. Gdy na chwilę się oderwała, sam wpił się wargami w jej pachnącą skórę. Zrobił to tak łapczywie, że jęknęła cicho, a po ciele przeszedł ją przyjemny dreszcz. Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak bardzo pragnęła tej bliskości i dotyku. Usta elfa przesuwały się po jej skórze z taką zachłannością, że nie ciężko było odgadnąć jak bardzo jest spragniony i nienasycony. Na chwilę oderwał się i spojrzał w jej duże, czarne oczy, w których czaiło się pożądanie. Już chciał ją pocałować, kiedy nagle z krzaków nieopodal doszły ich jakieś odgłosy.
Obydwoje gwałtownie oderwali się od siebie spoglądając w kierunku, skąd dochodziło ciche charczenie. Watażka szybko dobył miecza, zasłaniając Rhenę własnym ciałem. Oddech wciąż miał przyspieszony, a na ustach nadal czuł smak jej skóry. Opanowanie się w tej chwili nie było ani trochę łatwe ale wiedział, że to, co czaiło się w zaroślach, nie będzie czekać, aż obydwoje się sobą nasycą.
                   - Umiem walczyć – wyszeptała ledwo słyszalnie, lecz stanowczo.
Sama była rozgrzana do tego stopnia, że krew krążyła w jej ciele jak rwąca rzeka, a serce chciało się wyrwać z klatki piersiowej. Pożądanie które rozpalił w niej Iorweth sprawiło, że całe upojenie alkoholowe wyparowało z niej w jednym momencie.
                   - A dasz radę w takim stanie? – zapytał, badawczo rozglądając się dookoła.
                   - Przekonajmy się – wzięła głęboki wdech i również wyjęła swój miecz, starając się skupić myśli na wszystkim, co nie było związane z dowódcą Wiewiórek.
Watażka powoli ruszył przed siebie, kierując się w stronę krzaków, skąd słyszał podejrzane dźwięki. Tymczasem Loa'then postanowiła się cofnąć, by w świetle księżyca, ogarnąć wzrokiem miejsce w jakim się znajdowali. Zrobiła krok w tył lecz stanęła prosto na gałąź, która głośno strzeliła pod jej butem. Znieruchomiała. Elf odwrócił się gwałtownie w jej kierunku i tuż za drzewem zobaczył parę małych, czerwonych ślepi, które wpatrywały się prosto w niego. Również znieruchomiał. Spojrzał na elfkę dając jej do zrozumienia, że tuż za nią coś jest. Stawiał na wyrośniętego nekkera, ale nie miał co do tego pewności. Nagle i Rhena zobaczyła małe, czerwone ślepia, ukryte w krzakach tuż za Iorwethem. Spojrzała na niego i ledwo widocznie skinęła głową w prawo, gdyż tam znajdował się potwór. Obydwoje wiedzieli co mają zrobić, zupełnie jakby walczyli u swego boku od dawna. Gwałtownie odwrócili się za siebie, rzucając się z mieczami prosto w zarośla. Ciche charczenie zmieniło się w głośny skowyt, a małe, ciemnoskóre bestie wyskoczyły z gąszczy, szczerząc zęby na swoje ofiary. Iorweth szybkim cięciem pozbył się atakującego nekkera, odrzynając mu głowę jednym, zdecydowanym ruchem. Te małe, leśne stwory kręciły się nieopodal Flotsam, a on sam zabił ich już tyle, że opanował walkę z nimi do perfekcji. Odwrócił się w kierunku Rheny zwinnie wywijającej mieczem, przyglądając się jak elfka dwoma cięciami odrąbuje ręce potwora, a trzecim machnięciem rozcina go na pół. Kiedy rozczłonkowana bestia wylądowała na trawie, czarnowłosa uniosła głowę i z lekką zadyszką spojrzała na dowódcę Wiewiórek zdmuchując czarny, kręcony pukiel opadający jej na policzek. Watażka musiał przyznać, że wyglądało to imponująco i niepodważalnie mu się podobało.
                     - Jak mówiłam... umiem walczyć... – odparła z lekkim uśmiechem, wpatrując się w twarz swego towarzysza.
Elf powolnym krokiem ruszył w jej kierunku lecz niespodziewanie z krzaków wyskoczył jeszcze jeden nekker, rzucając się wprost na Rhenę. Iorweth gwałtownie pchnął elfkę na ziemię, przyjmując cios szponiastą łapą na nieosłoniętą szyję. Przez chwilę nawet nie czuł bólu, skupiając się na zdjęciu z siebie tego charczącego paskudztwa, lecz po kilku sekundach rana zaczęła potwornie rwać. Zacisnął dłonie próbując udusić bestię, która machała wściekle wszystkimi kończynami, kiedy nagle usłyszał jej głośny skowyt. Ciało zawisło bezwładnie, a tuż obok dowódcy Wiewiórek pojawiła się elfka.
                   - Jesteś cały? – zapytała, wyjmując ostrze z brzucha potwora.
                   - W jednym kawałku... – odparł, odrzucając truchło w zarośla.
Schowała miecz i podała mu rękę pomagając wstać, po czym odchyliła kołnierz od sukmany i spojrzała na głębokie rany na szyi elfa. Nie wyglądało to najlepiej.
                   - Trzeba to jak najszybciej opatrzyć – powiedziała, wyjmując z kieszeni na lewym udzie, mały nożyk.
                   - To nic takiego. Do osady już nie daleko, dojdę bez problemu – mówił, przyglądając się temu, co robi elfka, z lekkim grymasem bólu na twarzy.
                   - Jeśli się nie wykrwawisz. – Chwyciła za materiał opinający ją pod biustem i rozcięła bluzkę, odrzynając spory kawałek sukna, z którego była zrobiona. Złożyła tkaninę na cztery części, po czym zdjęła z szyi swą czerwoną chustę. – A teraz nie zgrywaj bohatera, tylko pozwól sobie pomóc – dodała z poważnym wyrazem twarzy.
Przyglądał się jej przez chwilę lecz ostatecznie postanowił ustąpić. Przysunął się bliżej jej ciała i przytrzymując kołnierz sukmany, wpatrywał się w twarz elfki. Rhena przyłożyła sukno do rany i docisnęła je lekko chustą, obwiązując ją dookoła szyi Iorwetha.
                    - Musi wystarczyć, zanim dotrzemy na miejsce. – Również spojrzała w jego oblicze.
                    - Dziękuję – odezwał się spokojnie.
Uśmiechnęła się lekko, odrzucając włosy do tyłu.
                    - To ja dziękuję, Iorweth. – Przysunęła się do niego, chcąc poczuć ciepło jego ciała. – A teraz chodźmy zanim zjawi się więcej tych paskudztw.

                                                                                                                                                                                                    

Aen SeidheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz