>*9*<

822 44 8
                                    

Per Jack.
Bolało cholernie zaczołem piszczeć ból był taki okropny a le naszczęście moję zęby są jak u rekina i eyratają nawet po złamaniu.złapałem się za policzek i uciekłem ale zanim zdołałem wyjść to ten zamaskowany narkoman złapał moją ręke a ja krzycząc z bólu jak i strachu nie wiedziałem co zrobić
-Zostaw ślepca ktoś warknoł zza pokoju
-jeff :_:podbiegłem do niego i rzuciłem się na ośkep w ściane..bolało..
A jak się okazało miałem zwidy słuchowe bo nikogo w domu niebyło no bo wyszli do lekarza.taaak dr smile też nie wyjechał ...
-Ehh czy ty sie dobrze czujesz?odparł zamaskowany mściciel.
-Nie póki jesteś koło mnie sernikozjebie.
':_:nieładnie jack nieładnie.
-Twoja morda której niewidze a sie brzydze tesz jest nieładna 7u7
Nadal leżałem z nogami na ścianie i nawet nie spostrzegłem sie w odczuciu kiedy klękł na demną i pocałował nawet przyjemnie nachylając sie ku podłodze na której skalpel mi się w bok wbijał skąd miałem nie co dziwną pozę...
-Mff przymknołem powieki i złapałem za twarz mężczyzny...
Po kimś tam czasie urwałem pocałunek próbując wstać lecz usłyszałem śmiechy docierające z powracających od lekarza durniów na co wstałem na równe nogi wpadając w kurtke Tima.
-hehe...wiesz Jack wydaje mi się iż L.Jrównież nie pojechał..
-A skąd to wnioskujesz?
-Ponieważ wydajesz sie mi jakbyś zażył kego cukierki lub podkradł moje.*zaczoł sie burak śmiać i wzioł mnie na ręce *
Ugryzłem go w bark i poszłem w ściane a le potem trafiłem do kuchni.
Tim poszedł za pewne z przekleństwami do apteczki a ja nasłuchiwałem rozmowy Tobiego z Jeffem.
Per Toby.
-Ty złyyyy znowu ktoś. Wpierdolił me gofry!!!!
-Ale to nie jaaaa...
-to ktooo!!!!
-To ja...
Wszyscy zwrócili się na Homiciodal Liu .
-Ategeggehj3;!;!!&**&*::*:*&*"
Rzuciłem się na tego buraka ale jego brat mnie ofciągnął.
-Liu???a ty tu skąd????
-aaahh już wróciłem przecież dziś wraca 1grupa...
Wchodzi Maski*
-Hoooodddieee!❤
-ledwo dostrzeg£em smugającom pomarańcz i już zetkenła soe z żółtym kapturkiem..
Jeff odparł że znów się zacznie kazirodztwo a ja poszłem zostawiając jedynie na to wszystko gapiącego sie jacka.tak gapiącego*facepalm*
Per Jack zostałem z braćmi Wright i siadłem koło liu.Pod wpływem przeciągu szalik sunoł mi sie w twarz. Był taki miękki...i delikatny...
-Oh przepraszam xD niezauważyłem cię.poczchrał me włosy i zdjoł szalik z mej twarzy ..
-Wtuliłem się jak jakis dzieciak w niego ponieważ i tak nie wyczuwałem obecności wrightów którzy poszli sie rozpakować.
-eeh....co ty?
....*_*
-a dobra tam ...objoł mnie i paczał w drzwi.
-Clockyyy!!!chłopak wstał i wzioł ją w objęcie..
Czy kiedykolwiek ZNAJDE SWĄ MIŁOŚĆ!????
!;;!;!;*;*;*;**
7u7

TicciTobyxJeffTheKiller  (Yaoi)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz