- Gajeel, do cholery, gdzie ty te kwiaty dajesz?! – Wydarła się Erza, wymachując rękoma jak wariatka.
Smoczy Zabójca zaraz podniósł wielki wazon z białymi różami i przeniósł go dalej, tam gdzie chciała Tytania.
Przygotowania do ślubu szły pełną parą. Wszyscy wzięli się do roboty, by wszystko przygotować jak najlepiej i jak najszybciej. Natsu gdzieś się w tym czasie zmył, a Lucy siedziała przy barze z Mirą, obserwując całe zamieszanie.
Fakt, że przyjaciele tak się zaangażowali w jej najważniejszy dzień sprawiał jej radość, ale jednocześnie czuła się zakłopotana, że tyle obowiązków na nich spadło…
- Nee, Lu~chan, to kiedy mamy ci zrobić wieczór panieński? – Usłyszała nagle za sobą głos.
Odwróciła się, by dostrzec podejrzanie uśmiechniętą Levy. Lucy pokręciła nerwowo głową.
- Ale nie…
- Chłopaki też robią Natsu wieczór kawalerski. – Powiedziała Mira, ze znaczącym spojrzeniem spoglądając na Lucy.
- A-ale… - Zaczęła zdenerwowana dziewczyna, czując, że się rumieni.
- Żadnego „ale”, robimy ci wieczór panieński i nie masz tu nic do gadania. – Do ich rozmowy dołączyła się Erza.
- Tak… Tak jest… - Odpowiedziała niezbyt entuzjastycznie Lucy, bojąc się już, co dziewczyny jej wymyślą.
~*~
Bolały mnie ręce. I nogi też. O plecach nie wspomnę…
Cały dzień lataliśmy i przygotowywaliśmy gildię do ślubu. I chociaż było to męczące to nie mogłam się doczekać tego dnia. Byłam podekscytowana…
Wychodząc z gildii poczułam, jak ktoś kładzie dłoń na moim ramieniu. Spojrzałam nieco w górę, by dostrzec wyższego mężczyznę idącego obok mnie.
- Już idziesz, Ren~chan? – Spytał Bickslow.
- No. Jestem już zmęczona. – Odpowiedziałam, uśmiechając się lekko.
- To cię odprowadzę, bo chciałem ci coś powiedzieć. – Stwierdził mężczyzna, popychając mnie lekko, bym się ruszyła.
No dobra, dobra… Nie tak brutalnie. Skierowałam się już w stronę domu, a Bickslow tuż obok mnie. Nie odzywałam się, czekając, aż to on zdecyduje się powiedzieć mi to, co chciał. Byłam cierpliwa. Nie wymuszałam nic…
- Z tymi przygotowaniami na pewno szybko się uwiną… Ślub już niedługo będzie… - Stwierdził Bickslow, idąc obok mnie.
- Tak… Co w związku z tym? – Spytałam, nie bardzo rozumiejąc, o co mu chodzi.
- Bo widzisz… - Powiedział, ale nie dokończył. Chwilę szliśmy w milczeniu, aż w końcu postanowił kontynuować. – Widzisz, my, Raijinshu i Laxus, jedziemy na misję… I ona może trochę potrwać… Nie będzie nas na ślubie i nie wiem, kiedy wrócimy.
Zatrzymałam się, a on zerknął na mnie przez ramię. Patrzyłam na niego, zadzierając nieco głowę ze względu na naszą różnicę wzrostu.