73. Księżyc

178 9 6
                                    

Stollowałam was xD Myśleliście, że Gajeel ucierpi, a tu nic xD

Krótko, bo krótko, ale czas mnie goni... Trza się zbierać ~ ! Wyjazd i takie sprawy... Do piątku 7 zero twórczości z mej strony, wybaczcie.

                               ~*~

- Tadaima.

Znany wszystkim głos zwrócił uwagę magów. Oderwali się od picia, kłótni, walk, by spojrzeć w stronę wejścia. I wspólnie powitać Gajeela. A potem znów wrócić do swoich zajęć, bardziej lub mniej kreatywnych.
I tylko jedna, mała istotka odłączyła się od towarzystwa, kierując się w stronę Żelaznego Smoczego Zabójcy.

- Gajeel! – Nieco piskliwy głosik powitał chłopaka. A zaraz potem drobne ręce uwiesiły ciałko na jego karku. – Tęskniłam za tobą!
- Ja za tobą też, mała. – Odpowiedział, obejmując mocno dziewczynę i przytulając ją do siebie.

Z tak wielką chęcią nie wypuszczałby już jej nigdy… Ale teraz musiał… Przynajmniej na tą chwilę. Opierając dłonie na jej ramionach wyprostował ręce, odsuwając ją od siebie. A ona spojrzała na niego zaskoczona.

- Wybacz, mała, ale teraz muszę pogadać z Mistrzem. Zaraz do ciebie wrócę. – Zapewnił ją.

A potem przeniósł spojrzenie na bar. Tam, gdzie na swoim miejscu siedział dziadek. I on patrzył na Gajeela z wyczekiwaniem. Skinął głową.
Puścił dziewczynę. I po chwili ta dwójka, która miała tak wiele do obgadania, zniknęła w gabinecie Mistrza.
A Levy, z nadzieją że ta rozmowa pójdzie szybko, wróciła do stolika, przy którym siedziała razem z Lucy, Caną i Biscą.

                             *~*

- No i czego się dowiedziałeś.
- Miałeś rację, oni naprawdę próbują… Ale nie wygląda na to, by szybko znaleźli porozumienie. Ciągle się kłócą, nie umieją się zgodzić, by podjąć jakiekolwiek działanie.
- Rozumiem… Nawet jeśli w takiej sytuacji nie stanowiliby zagrożenia… Nie, nie można tego tak zostawić. Przy najbliższej okazji muszę spotkać się z Mistrzami pozostałych Gildii. Musimy razem ustalić, co z tym zrobić…
- Radzę ci unikać jednego Mistrza…
- A to czemu?
- Bo nazwa jego gildii raz padła w kłótni tamtych leszczy. I raczej nie byli przedstawieni z tej dobrej strony…
- Rozumiem… Dzięki, że się tego wszystkiego dowiedziałeś. Postaram się już więcej nie zajmować ci tyle czasu.
- To nic. Jeśli grozi nam niebezpieczeństwo… Będę chronił Fairy Tail jak mogę. Nawet teraz, zdobywając informacje.
- Dzięki, Gajeel. Cieszę się, że mamy cię po naszej stronie

                              *~*

- Badania nie wykazały bezpłodności. Jak najbardziej może mieć pani dzieci. – Powiedział lekarz, przeglądając kary z badań.

Lucy siedziała na stołku, nerwowo zaciskając dłonie na kolanach. Chociaż słowa ginekologa wyraźnie ją uspokoiły. Tuż za nią stał Natsu, który mimo że ten naukowy ton i sporo dziwnych informacji go irytowały, był cicho, opierając dłonie na ramionach swojej żony. Bo jego obecność w jakiś sposób dodawała jej otuchy.

- Kobieta jest płodna tylko przez te parę dni. Musieliście po prostu trafiać w te niepłodne. – Stwierdził, odkładając na bok karty.
- Więc jak mam sobie obliczyć, kiedy mam dni płodne? – Spytała cicho, miętoląc w dłoniach rąbek spódnicy.

A ginekolog spokojnie zaczął objaśniać jej, jak ma sobie wyliczyć te dni.

                              *~*

Spędzili dzisiaj ze sobą praktycznie cały dzień. Po tym, jak już pogadał z Mistrzem i miał dla niej czas… Mogła znów się nacieszyć jego bliskością, kiedy poszli na spacer. Znowu rozmawiając, znowu śmiejąc się razem, ale też znowu denerwując się czasem na siebie.
Ale nawet kiedy musiała się na niego trochę wkurzyć, to była wdzięczna za ten czas, jaki mogli spędzić razem. Bo po takiej tygodniowej rozłące… Stęskniła się.
Ale skoro cały dzień spędzili razem, czemu nie miała teraz dość?!
Czemu ciągle ciągnęło ją do niego, chciała znaleźć się przy nim, poczuć jego ciepło i…
Drgnęła, przekręcając się na drugi bok. Nie wiedziała, co się z nią działo. Nigdy tak nie reagowała… To przez tą całą tęsknotę?

- Gajeel… Bądź przy mnie… - Jęknęła cicho w przestrzeń, wtulając twarz w poduszkę. Chciała by był obok. By to w niego się wtuliła, a nie w poduszkę. Potrzebowała go. Jego bliskości…

A z tego pragnienia nie była w stanie zasnąć.
W końcu, z irytacją, odrzuciła kołdrę i usiadła, ukrywając twarz w dłoniach. Cholera, co się z nią działo?! Nie mogła nawet myśleć normalnie!
Musiała być przy nim. Jeśli zaraz nie będzie blisko… To chyba oszaleje.
Zrzuciła szybko z siebie piżamę, a założyła sukienkę i płaszczyk. Buty ubierała, już wychodząc i zamykając za sobą drzwi na klucz. I szła, praktycznie biegła ulicami, nie zważając na ciemność i chłód.
Bo myślała tylko o jednym.
By być obok niego…
Ciche stukanie butami o brukowaną ulicę towarzyszyło jej całą drogę do jego domu. Aż w końcu zatrzymała się, w  tej ciszy i spokoju, unosząc rękę i pukając. Nerwowo. Szybko.
Po paru chwilach drzwi uchyliły się. I wyjrzał zza nich zaspany, ziewający jeszcze Gajeel w samych spodenkach. A widząc ją zaraz otworzył szeroko drzwi. I poczuła jego ręce obejmujące ją i wciągające szybko do środka.

- Do cholery, co ty robisz o tej porze, mała?! – Warknął, podirytowany, zamykając drzwi.

Ale ona już nie myślała. Czując gorąc bijący od niego, jego zapach… Już nie chciała nic więcej…

                              ( +18 ! )

Nim zdążyła się powtrzymać, stanęła na palcach. I pocałowała go. Ale tak… Inaczej… Namiętnie, z tym pragnieniem, które dręczyło ją już od jakiegoś czasu.
A on odpowiedział. Obejmując ją mocniej, przyciskając do siebie, wpił się namiętnie w jej usta, językiem wdzierając między jej wargi.
Z cichym westchnieniem, tracąc nad sobą panowanie, poddała się pieszczocie.
Jego dłonie ściągnęły z niej płaszczyk.
Ich ciała były złączone w tych uściskach, kiedy szukali jeszcze więcej bliskości, mimo iż przylgnęli do siebie pożądliwie, oddzieleni jedynie odrobiną materiału.
Nie wiedziała, gdzie teraz znalazł się jej płaszczyk. Nie bardzo ją to interesowało. Zbyt skupiona była na jego ustach, języku, dłoniach… Na wszystkim, każdej pieszczocie, jaką ją obdarowywał.
Poczuła jego dłonie zaciskające się na jej biodrach. Ręce, które uniosły ją i podtrzymały. Oplotła go mocno nogami w pasie, uwieszając się wręcz na nim. A on, ze swoimi pieszczotami, z pocałunkami zsunął się na jej szyję.
Z jej ust wydobyło się ciche westchnienie. Bo to, co robił… Sposób, w jaki jego wargi, jego język wędrowały po jej skórze, jak ją przygryzał, ssał… To było przyjemne… I podniecające.
Pragnęła go. Pragnęła więcej. Z każdą chwilą. Więcej jego, więcej bliskości, tego intymnego zbliżenia…
Poczuła pod sobą coś miękkiego. I nagrzanego już.
No tak, w końcu nawiedziła go w środku nocy… Pewnie spał wcześniej…
Oderwał się od niej. Na chwilę tylko odsunął. Tylko po to, by ściągnąć z niej sukienkę. A jej ubranie wylądowało na podłodze, niecierpliwie odrzucone, jako coś co tylko zawadza.
Znów przylgnęli do siebie. Dwa ciała lgnęły do siebie pożądliwe, chcąc zaznać jeszcze więcej bliskości, tego euforycznego uczucia, które towarzyszył tym pieszczotom.
Aż jęknęła. W momencie, w którym ściągając z niej stanik, otarł się mocniej o jej ciało. A on drgnął. Zupełnie tak, jakby jej jęk go jeszcze bardziej podniecił. Czuła jego gorący, szybki oddech na szyi. Jego ciało napierające na jej. Mięśnie, które przy każdym jego ruchu tak doskonale rysowały się pod jego skórą…
Byli. Obnażeni. Pozbawieni ubrań i wstydu. Przy sobie. Ciało przy ciele.
Jej jęki. Jego westchnienia. Ruchy. Dotyk gorącej skóry, silnego ciała napierającego na jej własne, tak drobne i słabe…
Jej dłonie. Paznokcie drapiące jego plecy z każdym jego ruchem. Jego dłonie. Zaciskające się na jej biodrach, na pościeli.
Perfekcja. Czysta rozkosz, pochłaniająca ich, pozostawiająca z tym jednym, jedynym pragnieniem. Jeszcze więcej bliskości. Więcej tego wszystkiego… Więcej… Więcej…

                              *~*

Księżyc, tak bezczelnie i perfidnie, swój blask wpychał niepohamowanie między zasłony, wdzierając się do pokoi i oświetlając je swoim bladym światłem. Nawet, jeśli pewne rzeczy powinny zostać ukryte w ich własnym cieniu…

Dwa ciała. Splecione ze sobą, a jednak pogrążone już w błogim spokoju, Jej ciało, drobne i smukłe, wtulone w jego, silne, krzepkie. Jego ręce obejmujące ją jak najcenniejszy skarb, a ona tak ufnie i beztrosko pozwalająca na zamknięcie w tym uścisku.
Ich ciała, przykryte już kołdrą, jeszcze gdzieniegdzie błyszczały od kropelek potu.
A księżyc, szczerząc się swym sierpem, jakby nie zawstydzony widokiem tak intymnej sceny, zniknął za chmurami. Być może uznał, że powinien zostawić ich samych sobie…

~Podobało się? Komentuj!~





To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 12, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Lucy i NatsuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz