I oto nowy rozdział, jak zapowiedziałam ~ !
Jak wam się podoba patologia? Cóż, tak sobie mówię na tego drugiego bloga... Bo jest on patologiczny, prawda?
Ja nie wiem, skąd ty bierzesz pomysły. Masz tego samego dilera co Gray?
Cicho >.< Ważne, że jest dobrze. I będą piękne akcje paringowe. To mogę wam zapewnić. Będą cudne.
Rozdział tutaj dość krótki, albowiem chciałam, by dotyczył on tylko jednej osoby. Więc... Czytajcie ~ !
~*~
Było ciemno. Księżyc schował się za chmurami i nagle okazało się, że nic nie oświetlało otoczenia.
Jemu to nie przeszkadzało. O zawsze poruszał się w cieniu. Więc czy światło było, czy nie, co za różnica? Na to samo by wyszło. Przemykając wśród cieni spoglądał z daleka na osobą, która jako jedyna szła cichymi, pogrążonymi w mroku ulicami.
- Gajeel… - Mruknął do siebie.
Chciał go pokonać. Chociaż raz. Chciał stać się silny. Tak bardzo…
Nie wyszedł z cienia. Dalej się w nim poruszając zbliżył się do swojego dawnego nauczyciela. I wtedy to się stało…
Kilka cienistych ostrzy pomknęło w stronę Gajeela. Ale jego skóra pokryła się żelaznymi łuskami, odbijając atak. Odwrócił się gwałtownie. Żadne światło nie ukazywało jego twarzy. Było zbyt ciemno.
Gajeel nie zaatakował. Za to on wykorzystał swoją szansę. Kilka kolejnych ostrzy pomknęło w stronę Żelaznego. A on sam wyłonił się z cienia tuż za nim. Reakcja Żelaznego była zbyt powolna. Zdążył go złapać cieniem, unieruchamiając. Ostrza jednak znowu odbiły się od żelaznych łusek, nie zadając ran.
I wtedy poczuł. Jak jego ręce uwalniają się z cienia. A zaraz potem jego pięść dosięgnęła twarzy napastnika, wbijając się w nią i chyba łamiąc mu nos.
Z jęknięciem wycofał się. I zniknął w cieniu.
Gajeel nadal był zbyt silny dla niego…
Nim całkiem zniknął, usłyszał jeszcze jego głos…
- ROGUE!
~*~
Wszedł do jakiejś knajpy, nastawiając złamany nos. Bolało jak cholera. Ale chyba da radę.
Podszedł do baru i zamówił piwo, pogrążając się jednocześnie w rozmyślaniach. Gajeel nadal był silniejszy od niego. Mógł uciec z jego cienia. Tak po prostu. Nikt nigdy nie umiał tego zrobić… Poza nim. Na dodatek, jego cień nic nie mógł zrobić Żelaznemu. A powinien chociaż zarysować łuski. A tymczasem… Nic…
Kiedy dostał zamówione piwo upił łyk, starając się wymyślić sposób, jak stać się silniejszym. Trenował każdego dnia, coraz ciężej i ciężej. Nie wiedział, co jeszcze mógłby zrobić. To… Ponad jego siły. Po prostu.
Może powinien dać sobie spokój..? Nigdy nie będzie od niego silniejszy, więc…
Nie! Tak nie może być! Musi być sposób! To, że Gajeel jest silny, nie znaczy, że najsilniejszy. Rogue może stać się lepszy. Może. Musi…
- Ty, słyszałeś o tym Smoczym Zabójcy z Fairy Tail?
Słysząc to zdanie gdzieś niedaleko siebie przerwał na moment rozmyślania, chcąc wysłuchać, o kogo chodzi. I co jest w tym kimś takiego niezwykłego.
- Mówisz o tym ślepym? Taa… Nic nie może już widzieć, a jest silny jak reszta z nich! Ponoć tak sobie wyrobił w ćwiczeniach słuch i węch, że może normalnie na misje chodzić, jak reszta!
O, a to ciekawe. Musiał być ten ktoś niezły. Któż to? Natsu? Nie, nie sądził, by Natsu stracił wzrok… Chociaż… Kto wie? Może jednak… Wszystko możliwe.
Uniósł kufel i napił się piwa, zastanawiając się, czy uda mu się dowiedzieć czegoś więcej na temat ślepego Smoczego Zabójcy.
- No, nie dziwię się, w końcu tyle się mówi, że ten Gajeel to nie byle kto!
Słysząc to imię aż zakrztusił się, wypluwając do kufla dopiero co nabrane do ust piwo.
Że co?! Gajeel?! Ślepy?! Przecież dopiero co z nim walczył i… Nawet nie zauważył… Owszem, było ciemno, ale… Walczył jak zawsze… No i mimo to…
Gajeel, będąc ślepym, mógł nadal pokonać Rogue’a?!
Zapłacił za piwo i szybkim krokiem wyszedł z knajpy, mimowolnie trzaskając za sobą drzwiami. Chciał być sam. Musiał to wszystko przemyśleć…
~*~
Wszedł do mieszkania, trzaskając drzwiami. Mimowolnie.
Był wkurzony. Na samego siebie. Po prostu wkurzony. Jak nigdy. Czemu on przegrywał ze ślepcem?!
- Kurwa! – Ryknął prawie, kopiąc stolik, który pod wpływem uderzenia podskoczył i uderzył o ścianę.
Dlaczego?! Do cholery, dlaczego?! Czemu on był tak słaby?! Tak bardzo słaby, że przegrywał ze ślepcem?! Który go nawet nie widział, nie mógł widzieć! A przegrywał z nim! Był słabszy od niego!
- Kurwa! – Krzyknął znowu, łapiąc się za włosy i pochylając. Miał ochotę coś rozwalić. Albo chociaż walczyć. Byle tylko wyładować złość. I frustrację.
- Rogue?
Ten cichy, drżący głosik ostudził jego nerwy. Podniósł spojrzenie z własnych butów na małą istotkę, która pojawiła się w drzwiach do sypialni. Mała, zielona Exceedka w różowym, żabim stroju, patrzyła na chłopaka ze strachem. Drżała.
- Nie bój się. – Powiedział szybko, spokojnie, podchodząc do niej. Objął ją rękoma, podnosząc. I przytulił, chcąc ją uspokoić. – Już dobrze. Już wszystko dobrze.
Uśmiechnął się do Exceedki. Która po chwili przestała drżeć. I uśmiechnęła się słodko.
- Fro też tak myśli!
~Podobało się? Komentuj!~