Nareszcie mi się udało!
Taa, ciężko mi to szło. Ciuciuś nie pozwalał mi się skupić. Ostatni tydzień (chyba...) miałam całkowity zastój twórczy. Nie byłam w stanie zrobić nic! Na dodatek chyba mu się coś pomieszało, bo tak ciepło było wczoraj, a jak byłam u chłopaka to mu się jeszcze pod kołdrę cisnęłam... o.O
Bickslow : Nie zdziwiłbym się, jakby się pochorowała...
Rozdział pisany trochę na siłę, bo musiałam jakoś tego nieroba zmusić do pracy... Więc już teraz przepraszam za beznadziejną jakość i że krótkie...
~*~
To był całkiem normalny dzień. Tak normalny, że aż chyba bardziej zwyczajny być nie mógł.
Natsu tłukł się po całej gildii z Gray’em i Gajeelem. Mistrz pił piwo siedząc na barze, a za nim Mira wycierała kufle. Wakaba i Macao kłócili się, który z nich więcej zarobił. Raijinshu zniknęło na jedną ze swoich misji, tak samo jak Reneé. Zaś reszta dziewczyn okupowała jeden stolik. Cana oczywiście nie podarowała dziewczynom, co chwilę nalewając im alkoholu. Tylko Juvii brakowało, która została w domu, by zajmować się synkiem.
- Tylko patrzeć jak Kori wyrośnie na przystojnego chłopaka. – Westchnęła Bisca, kręcąc w powietrzu kieliszkiem.
- Taaaa… - Mruknęła Cana, nie fatygując się z naczyniem, tylko od razu pijąc wprost z beczki. – A nawiasem mówiąc… - Teraz spojrzała na Lucy i Levy, które siedziały naprzeciwko, niezbyt chętne do picia. – Kiedy możemy się spodziewać kolejnych podróży do szpitala?
Lucy oparła łokcie na stoliku i z rozmarzeniem ułożyła podbródek na dłoniach.
- Mam nadzieję, że za dziewięć miesięcy… - Westchnęła. Co instynkt macierzyński może zrobić z człowiekiem…
Zaś Levy, całkiem przeciwna swojej przyjaciółce, drgnęła. I zarumieniła się mocno.
- My z Gajeelem nawet nie tego… - Mruknęła, zawstydzona.
Cana, jakby zaskoczona tą wiadomością, wypluła piwo z ust wprost na podłogę gildii. Ktoś się na nim poślizgnął i już po chwili, lecąc z krzykiem, wbił się w walczących magów, rozdzielając Natsu i Gray’a, przez co został na wpół zamrożony, wpół spalony.
- Ale że tak na poważnie? – Jęknęła kobieta, patrząc z żalem na zmarnowany alkohol. Zaraz jednak zwróciła się z powrotem do dziewczyny. – No weź, ile wy już jesteście razem… Nie ciągnie cię do zabawy?
Kiedy Levy pokręciła głową, Cana westchnęła ze zrezygnowaniem. I postawiła beczkę obok siebie. I uśmiechnęła się znacząco, podpierając łokieć na kolanie.
- Wiesz, może ty nie, ale Gajeel to jednak facet. Oni inaczej patrzą na te sprawy. Musisz uważać, bo jeszcze mu się zachce iść gdzie indziej się zaspokoić. – Stwierdziła, jak gdyby nigdy nic.
- Cana! No wiesz! – Jęknęła Lucy, opierając dłoń na ramieniu Levy.
- No co, prawdę mówię! Jak się Gray na biedną Juvię rzucił? Albo Natsu na ciebie?
Levy już jej nie słuchała. Bo jej słowa ją zabolały. Gajeel przecież taki nie jest! Na pewno! Przecież… On ją kocha… Prawda…? Więc nie zostawi jej… Tylko dlatego, że…
A może jednak?
~*~
- Martwię się o Levy. – Mruknęła cicho, zmywając naczynia.