Tak, mam doła. Tak, nie mam ochoty.
Tak, napisałam.
Tak, macie płakać.
Tak, w tym rozdziale są przekleństwa.
~*~
Ze wszystkich storn otaczała go nieprzenikniona ciemność. Czerń tak głęboka i dołująca, że ledwo mógł z tym wytrzymać.
Ale nagle w tej pustce pojawiło się wrażenie dźwięku. Świstu rozpędzonej pięści, kierującej się w jego twarz prawej strony. Oraz zapach. Wrażenie zapachu, który przecież znał.
Mimo że nie znał swojej pozycji w tym mroku, spiął mięśnie. Poczuł, że jego ciało poruszyło się, instynktownie wręcz wykonując unik. Wrażenie dźwięku przesunęło się jakby nad jego głową, kiedy rozpędzona ręka ledwo co musnęła jego włosy.
Zapach, intensywny z tylko tej jednej, prawej strony, w mroku zdradzał pozycję przeciwnika. Wyprowadził tam atak, przenosząc ciężar ciała na lewą nogę, drugą zaś unosząc w zgięciu. A potem gwałtownie ją prostując, wbijając but w brzuch przeciwnika.
Wrażenie dźwięku. Zbolały jęk, kiedy cios dosięgnął swego celu. A potem śmiech.
- Coraz lepiej!
Wrażenie zapachu. Kiedy przeciwnik nie czekał ani chwili, korzystając wręcz z momentu, kiedy jego but dalej wbijał się w brzuch. Poczuł dłoń zaciskającą się na jego kostce.
Dźwięk. Kiedy ze świstem druga ręka przeciwnika wyprowadziła cios w jego brzuch. W ostatniej chwili zdążył się zasłonić lewą ręką, prawą chwytając przy okazji nadgarstek owej ręki.
Zapach. Kiedy gwałtownie przyciągnął do siebie przeciwnika. Schylił się, opierając ciężar jego ciała na barku. A potem gwałtowne spięcie mięśni, kiedy przerzucił go przez siebie, wbijając go wręcz w ziemię.
Dźwięk. Kiedy przeciwnik wydał z siebie zbolały jęk, ryjąc jednocześnie twarzą o ziemię. A potem śmiech. Kiedy wstał. Chyba otrzepywał dłońmi spodnie z brudu.
- Napaliłem się.
~*~
Lucy i Levy, siedząc na ławce, oglądały trening chłopaków.
I musiały stwierdzić, że po tych paru dniach ruchy Gajeela stały się o wiele bardziej precyzyjne. Spokojne i wyważone, kiedy tylko czekał na okazję, by w obronie wyprowadzić również atak. Tak musiał teraz walczyć.
A przynajmniej tak do tej pory myślały…
Bo teraz nagle dostrzegły, jak Gajeel po raz pierwszy ruszył ze swojego stałego miejsca. Bez wzroku, polegając tylko na słuchu i węchu, natarł na Natsu, który nie uciekł, a już odwrócił się w stronę swojego przeciwnika, jakby czekając na atak. I wyprowadzając jednocześnie własny.
Dwa ataki minęły się. Pięść Gajeela wbiła się w żuchwę Natsu. Coś nieprzyjemnie chrupnęło, wzbudzając w obu dziewczynach dreszcze.
Ale jednocześnie zaciśnięta dłoń Ognistego Smoczego Zabójcy wbiła się pod żebra Żelaznego. Tym razem nie usłyszały chrupnięcia. Ale zbolały jęk chłopaka, który cofnął się, chwytając za uderzone miejsce.
Natsu też cofnął się. Chwytając się za szczękę, która chyba nieco mu się przestawiła. Z jęknięciem nastawił ją. Otworzył szeroko usta. A potem je zamknął. Coś chrupnęło. A potem już nic nie było słychać.
- Woah, dalej!– Wykrzyknął rozradowany Natsu, zapalając ogień w dłoniach.
Skórę Gajeela porosły łuski. Uśmiechnął się nieprzyjemnie, a blizny naciągnęły się w jeszcze bardziej nieprzyjemny sposób.