Pierwszym, co poczuł, był ból w głowie. Zaraz potem do jego przeciążonego umysłu wdarło się wrażenie suchości w ustach.
Nieprzyjemne to uczucie…
Otwarł oczy, by spojrzeć w sufit. A potem spojrzeć nieco w bok, by dowiedzieć się, gdzie jest. Sypialnia w jego domu… Jak on się tu znalazł? Nie pamiętał… Ktoś go musiał tu przyprowadzić. Ale kto?
Drzwi jęknęły w zawiasach, wzmagając ból w głowie. A po chwili w przejściu pojawiła się drobna istotka. Wszędzie rozpozna te niebieskie włosy.- Jak się czujesz? – Spytała troskliwie, uśmiechając się do niego ciepło.
- Wody… - Odpowiedział tylko, chrapliwie, z trudem podnosząc się do siadu.Levy zniknęła. Tylko po to, by zaraz pojawić się znowu przy nim, tym razem ze szklanką pełną wody. Z wdzięcznością wziął naczynie i w dwóch łykach opróżnił je zawartości. Ale nawet to nie pomogło mu pozbyć się tej suchości.
Ale ten nie schodzący uśmiech dziewczyny to zaczynał go niepokoić.
Bo ta mała istotka, siedząc obok, cały czas uśmiechała się głupio, jakby rozmarzona, kiwając się leniwie na boki. Co z nią do cholery?!- A tobie co? – Spytał, przyglądając jej się podejrzliwie.
Levy drgnęła. Słysząc jego głos. I pokręciła głową, unosząc nieco ręce. W takim niewinnym wyrazie… Ale on wiedział, że coś się kroi! Wiedział to!
- Nic, nic! – Odpowiedziała szybko, dalej z tym uśmiechem. – Po prostu jestem szczęśliwa.
-Hmpf… - Mruknął, leniwie wstając. A ból w głowie tylko się nasilił. To chyba jednak nie był dobry ruch… - Co cię tak uszczęśliwia?Dziewczyna również wstała. I poczuł jej dłoń, która wcisnęła się w jego swoim ciepłem nieco kojąc zszargane nerwy. Zerknął na nią. Stała, nieco zarumieniona, uśmiechając się dalej.
- No bo… Wczoraj coś powiedziałeś… I jakoś tak… - Mruknęła niepewnie.
Uniosła rękę. I w zdenerwowaniu owinęła kosmyk włosów wokół palca. A on uśmiechnął się.
Akurat doskonale pamiętał, co powiedział. Tego nie mógłby zapomnieć.
W końcu...- Mała… - Zaczął. Uniósł wolną rękę, by dotknąć dłonią jej policzka. A ona spojrzała na niego. Cholera, nie ma odwrotu. – Nie rzucam słów na wiatr. I ja…
Nie dokończył. Bo nagle coś tak mocno wyrżnęło w drzwi wejściowe, że zastanawiał się, czy aby są całe. Zaskoczeni, chcąc wiedzieć, co się dzieje, wybiegli z sypialni. I dostrzegli w otwartych drzwiach Natsu, który szczerząc się jak głupi gasił właśnie ogień w dłoni.
Jego drzwi ozdabiał teraz ślad po pięści i trochę przypaleń.- Ty… Czego chcesz, zapałko?! – Warknął Gajeel, wkurzony.
Był wściekły. Bardzo. Bo Ognisty Smoczy Zabójca przerwał mu w tak ważnej chwili… Jak on mógł?!
- Ty się opierniczasz a Mistrz ma do ciebie ważną sprawę, zakuty łbie! – Odpowiedział chłopak, z zaciętą miną.
- To nie idzie normalnie zapukać, tylko musisz od razu całe drzwi wyważać?!
- Pukałem wcześniej kilka razy!
- Wcale nie pukałeś, Natsu. – Nagle za plecami chłopaka pojawił się niebieski kot ze skrzydłami, który przefrunął nad ramieniem chłopaka, bezczelnie wlatując do środka. Spojrzał na Gajeela i Levy, stojących obok siebie. – Oni się lllllllllubią! – Zawołał kotek, przyciskając łapki do pyszczka.
- Wypierdalać mi stąd! – Wrzasnął w końcu wkurzony Gajeel i zarówno Ognistego Smoczego Zabójcę jak i kota wyrzucił na ulicę, nie przejmując się tym, że przy tym rzucie obaj wpadli na niewinnych przechodniów.~*~
- A ty co taki wkurzony? – Spytał Mistrz zza swojego biurka, opierając łokcie na blacie i splatając dłonie.