10.Ratunek

194 16 0
                                    

Kiedy puścił ją upadła na ziemię, skrępowana nie mogąc za wiele zrobić. Rozeszli się do swoich zajęć. A ona, niezdarnie, podniosła się do siadu, opierając plecami o Jeta lub Droy’a, nie była w stanie ocenić.

Spróbowała użyć magii. Nie zadziałało… Jak to..? Nie mogą używać magii? Może to te więzy… Muszą jakoś blokować ich magię!

Nie wyglądało to za dobrze… Związani, bez magii niewiele mogli zrobić… Czego oni tak w ogóle od nich chcą..? Okup? Jak gildia się dowie mogą liczyć tylko na srogą karę. Albo byli tak głupi, albo tak pewni siebie…

Ale zarówno ona jak i jej przyjaciele nie mogli nic zrobić… Byli bezradni. Mogli tylko czekać na okazję...

- Zajmijcie się nim, chłopcy! – Kobiecy głos przebił się nagle ponad głośny tupot i bieganinę.

Podniosła szybko głowę, ciekawa i z nadzieją.

Gajeel? Co on tu robił?

Mag szedł, ciągnąc za sobą za koszulę jednego z porywaczy. Chyba był nieprzytomny, bo nie zareagował nawet, kiedy napotykał pod sobą nierówności i niewygody ziemi.

Puścił go. Całe jego ciało nagle porosła stalowa łuska. Uśmiechał się, w ten swój straszny, obłąkańczy niemal sposób.

Tak, to był ten Gajeel, który tak ją przerażał… W czasie walki wyglądał jak prawdziwa bestia…

- No chodźcie, zabawcie mnie! – Zawołał, czekając.

Nie trzeba było powtarzać. Dwóch z nich rzuciło się zaraz na niego, wyciągając szable. Zamachnęli się bronią. Jeden, celując w głowę, drugi niżej, w brzuch.

Jedna z szabli odbiła się i złamała na łuskach. Drugą zręcznym ruchem uchwycił między zęby. Metal pękł, a on sam przeżuł resztki, które zostały mu w ustach.

Zręcznie chwycił obu za karki i zderzył ze sobą głowami, pozbawiając ich przytomności.

Przeszedł nad osuwającymi się na ziemię ciałami.

- No dalej, nie stać was na więcej?!

Widziała, jak przerażenie powoli maluje się na twarzach pozostałych. Ktoś krzyknął „Potwór!”. Po kobiecie, która nimi najpewniej dowodziła, nie pozostał nawet ślad. Przynajmniej dla Levy…

Jeden z jej oprawców chciał uciekać. A reszta poszła w jego ślady. Ręka Gajeela zmieniła się w wielką, żelazną buławę. I silnym ruchem jednego z nich dosłownie wbił w ziemię. Usłyszała nieprzyjemny trzask łamanych kości, kiedy ciało wbiło się w podłoże, zmiażdżone atakiem.

Zacisnęła mocno oczy, chcąc sobie oszczędzić takich widoków.

Słyszała krzyki. Ale bała się otworzyć oczy, by nie zobaczyć czegoś jeszcze gorszego.

- Levy?

Zmusiła się, by spojrzeć na Gajeela. Mag kucał przed nią, patrząc na nią jakby ze zmartwieniem.

- Nic ci nie jest? – Spytał, sięgając za jej plecy, by uwolnić ją z kajdanów.

Na ten krótki moment poczuła się, jakby ją obejmował. Silne, poznaczone brudem walki ręce na chwilę uchwyciły ją. Nie wiedzieć czemu, poczuła się dziwnie bezpieczna. Uspokoiło ją to...

Szybkim ruchem zerwał jej kajdany. Wstała, ocierając nadgarstki. Zaskakująco szybko i jak gdyby nigdy nic uwolnił również Jeta i Droy’a. Miała wrażenie, że przy niej bardziej się ociągał…

Jej towarzysze, uwolnieni, choć dalej nieprzytomni oparli się o siebie plecami. I teraz już wyglądali, jakby najzwyczajniej w świecie zasnęli…

Lucy i NatsuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz