Nie ma wstępu odrazu dalszą część opowiadania
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Kiedy wyszli z jaskini, było ciemno. A mógł przysiąc, że kiedy wchodzili, było popołudnie.
Nic nie rozumiał. Ale kto by się tam przejmował, on często nic nie rozumiał! Szczerząc się jak głupi obserwował smoki, których tu było całkiem sporo. A mimo to w dolinie pozostawało jeszcze pełno miejsca.
Poczuł wstrząs, kiedy Igneel rozpostarł skrzydła i machnął nimi, wznosząc się w powietrze. Pęd wiatru znowu uderzył w chłopaka, ale dzielnie trzymał się na grzbiecie smoka.
Owy lot nie trwał długo, bo po paru chwilach poczuł, jak Igneel znowu ląduje na ziemi. Natsu szybko rozejrzał się dookoła. I po chwili dopiero zrozumiał, gdzie są. A znajdowali się w jednej z tych wielu jaskiń wydrążonych w ścianach górskich. A więc to było coś w stylu mieszkań smoków.
Chociaż z drugiej stronu, wydawało się tu dziwnie pusto… Bo w kącie tylko znajdował się wielki kamień, który przypominał… Gniazdo?
Kiedy tylko smok się zatrzymał Natsu zaraz zszedł na ziemię po jego nodze. I z ulgą rozprostował zdrętwiałe kończyny.
- Nareszcie! – Jęknął rozradowany, skacząc dookoła jak wariat i szczerząc się.
Zatrzymał się, kiedy poczuł, jak kamienna podłoga zatrzęsła się lekko. I wtedy dostrzegł, że Grandine a za nią Metalicana również wpakowali się do jaskini.
- Musimy wam wszystko wyjaśnić. – Powiedziała Grandine, siadając i przesuwając językiem po zębiskach. Wendy szybko z niej zeszła, tak samo jak Gajeel z Metalicany. Dwójka Smoczych Zabójców z ulgą przeszła się kawałek, rozprostowując nogi.
- A co tu jest do wyjaśniania? – Spytał Natsu, siadając między łapami Igneela.
Smok również usiadł, zamiatając ogonem podłogę.
- Widzieliście tamto dziecko? – Spytała Grandine. – Siedziała obok królowej.
- No. Co z nią? – Spytał Gajeel.
- A zauważyliście, jak królowa patrzała na was?
- Z taką… Wrogością. – Odpowiedziała cicho Wendy.
- Ta… No to trzeba wam to wyjaśnić. – Powiedział Igneel i rozwarł szeroko paszczę, ziewając.
- Siedem lat temu. – Zaczął Metalicana, a siadając. – Zdarzyło się coś, co napełniło serce Królowej nienawiścią. To było na krótko przed tym, jak was musieliśmy opuścić. Znalazło się wtedy paru ludzi, którzy uznali, że Smoczymi Zabójcami będą dopiero wtedy, kiedy tą magią zabiją smoki… I właśnie tą magią, którą poznali dzięki ich przybranym rodzicom, ich… Kiedy tylko Królowa się o tym dowiedziała, wpadła w szał. Każdemu smokowi, który wychowywał ludzkie dziecię, kazała wracać do Smoczego Leża. Nie mogliśmy tego zignorować… I musieliśmy was opuścić.
- Królowa była bardzo zła. – Teraz mówiła Grandine, spoglądając na trójkę Smoczych Zabójców. – W akcie odwetu była gotowa wypowiedzieć ludziom wojnę. Której wynik, szczerze powiedziawszy, był z góry wiadomy. Próbowaliśmy ją przekonać, żeby zostawiła tą sprawę, zapomniała. Ale… Królowa kocha nas wszystkich i śmierć zadana tamtym smokom z rąk ich własnych uczniów… Bardzo ją zabolała. Wtedy właśnie znienawidziła ludzi. To była pierwsza wioska, w której chciała rozpętać wojnę. Ale wtedy… Podczas gdy wszyscy ludzie w panice uciekali, ratując się przed gniewem Królowej, do niej podeszło dziecko. Mała, ludzka dziewczynka o długich, różowych włosach i zielonych oczach. I śpiewała. Śpiewała tak pięknie, że swym głosem zmiękczyła pełne nienawiści serce smoczycy. I Królowa zaniechała wojny. W zamian wzięła ze sobą dziewczynkę. Zabrała ją tutaj, do Smoczego Leża. I po dziś dzień ludzkie dziecko jest przy niej i śpiewa jej, by Królowa mogła zapomnieć o ludziach i swojej nienawiści do nich. – Zakończyła Grandine, schylając łeb. Gorący oddech smoczycy zniszczył fryzurę Wendy, która siedziała między jej łapami.