Wysłałam Cole'a do sklepu żeby kupił mleko. Podałam mu szczegółowe instrukcję gdzie jest, więc nie musiałam z nim iść. Podczas jego nieobecności moja mama wykorzystała czas żeby zrobić mi awanturę o nic. Przy chłopaku się powstrzymywała, ale teraz zaczęła grać mi na nerwach, więc wyszłam z kuchni, nawet nie pamiętam o co to było. Chyba, że nie umiem ścierać jabłek na ciasto czy coś w tym stylu...Jak już wspomniałam- głupota. Nie wdawałam się w dyskusje. Poszłam do siebie do pokoju. Słyszałam jak coś jeszcze mamrocze z dołu, ale nie przejmowałam się tym. Byłam przyzwyczajona...
Wzięłam telefon i napisałam do MOJEGO chłopaka ( jak to fajnie brzmi, świetne uczucie polecam):
Ja: Gdzie jesteś ?
Nie musiałam długo czekać, bo po chwili dostałam odpowiedź.
Cole: Zaraz będę❣A co tęsknisz?
Ja: Z każdą sekundą bardziej😘
-Ja też się stęskniłem- usłyszałam za plecami głos chłopaka.
-Co ty na to jakby gdzieś dziś razem wyjść?- zapytałam z nadzieją, że się zgodzi.
- Jasne czemu nie.
Boże jak ja kocham jego uśmiech. Tak naprawdę nie wiem co mi się stało. Znamy się z Cole'm...w sumie nie wiem dokładnie ile, a ja czułam się...czuję, jakbyśmy znali się całe życie. Jakbyśmy się urodzili w tym samym czasie, porodówka obok porodówki. Zazwyczaj jestem ostrożniejsza, ale jakoś cały mój rozsądek przy nim znika. Tak po prostu, czary mary i nie ma. Ciekawe czy to normalne. Najgorsze jest to, że nie wierze w miłość, a jednak jestem zakochana...Tak?
-Gdzie konkretnie?- Pyta, a ja nie słyszę patrzę na ruch jego warg i nie mogę zrozumieć czemu nie mogę nic powiedzieć. Zostałam zahipnotyzowana. Potrzebowałam czegoś pocieszającego, dobrego po tym jak zostałam zbesztana. Dłużej się nie zastanawiając pocałowałam go.
-Nie wiem gdzie chcesz, tylko nie siedźmy w domu.- Powiedziałam po pocałunku. Chłopak był zdezorientowany, ale było widać, że podobało mu się to co zrobiłam. Czułam się tak dobrze w jego towarzystwie. Lepiej niż Mitchell'a, z którym byłam półtora roku.-Znam fajne miejsce z czasów, kiedy jeszcze tu mieszkałem.
Wieczorem Cole zabrał mnie w to miejsce. Dokładnie było to miejsce gdzie spotykali się starsi ludzie, którzy grali w gry planszowe, rozmawiali, pili, jedli, ale najbardziej urzekł mnie występ jednego starszego, siwego pana w berecie, spodniach na szelkach i koszuli. Zaśpiewał on tak pięknie, że słuchałam go jak zahiptnotyzowana. Nie słyszałam w moim życiu czegoś równie pięknego. To było niesamowite. Czułam jak magia wyśpiewywanych słów krąży po pomieszczeniu. Byłam taka szczęśliwa.
****************************************
Uwaga kolejny rozdział za 5 ✨
CZYTASZ
Is That Possible...? {PL}
FanfictionWiktoria jest zmęczona, wręcz znudzona swoim życiem, ma dość ciągłego uczenia się i tego,że nie żyje pełnią życia. Pewnego dnia zostaje porwana. Czy porwanie zmieni jej życie, a raczej moje bo to ja jestem Wiktoria... Sami się przekonajcie.