Obudził mnie męski głos.
-Proszę pani, proszę pani, proszę się obudzić.
Chciałam powiedzieć mu, że wszystko słyszę i może przestać drzeć mi się do ucha, ale byłam zbyt słaba. Zamiast ,,wszystko w porządku" wyszło ,,wwgehjshsvshs" . Na co śmiać mi się chciało, ale ból głowy był okrutny.
-Będzie dobrze. Została zawiadomiona pani rodzina i bliscy.
- Iiillee...mmiinęło...ood...wyyyppaaadku?-wydukałam z siebie.
-Jakieś trzy godziny. Teraz jedziemy do szpitala.
No tak spałam sobie przez trzy godziny. Świetnie.
***
-Jest pani trochę potłuczona, ale wyjdzie z tego bez szwanku. Kilka tygodni pani poczeka tutaj aż się wszytko wygoi i będzie mogła uciekać do domu. Teraz niech pani odpoczywa.-Uśmiechnął się do mnie niewiele straszy pan doktor pod nadzorem strasznego pana doktora. Bardzo możliwe, że był na praktykach, albo były to jego pierwsze dni w pracy.
-Dobrze dziękuje.-Odpowiedziałam uśmiechając się do obu doktorów.
-Nie mogą panowie wejść. Tylko rodzina, poza tym pacjentka musi odpocząć.-Słyszałam głos zdyszanej pielęgniarki.
Nagle w drzwiach pojawił się Cole i Ross.-Niech pani ich wpuści. To mój chłopak i przyjaciel.
-No dobrze.-Niska, grubsza pani podniosła ręce w geście kapitulacji.
-Który jest który? -Zapytał Ross uśmiechając się chytrze.
-Nie teraz. Błagam.
Widziałam jak Cole wywrócił oczami. Było mu po prostu przykro. Najzwyczajniej w świecie było mu cholernie przykro.
-Jak się czujesz ?-Zapytał Cole z troską w głosie.
-Jakby przejechały po mnie ciężarówki, ale nie 2,3 tylko 10 i to załadowane po brzegi czymś w cholerę ciężkim.- Uśmiechnęłam się.
-Wszystko będzie dobrze. Jak już wyzdrowiejesz to będziemy musieli nadrobić stracony czas.-Pocałował mnie w rękę, a miękkość i ciepło jego ust zadziałało jak morfina. Nagle wszystko przestało mnie boleć. Jak za pomocą czarodziejskiej różdżki.
-Wiem, że może to nieodpowiednia chwila, ale chciałem ci tylko oznajmić iż za kierownicę już sama nie wsiądziesz. Wszędzie będę ja cię wozić. Nawet nie będziesz musiała dzwonić bo i tak będziesz cały czas ze mną.
Uśmiechnęłam się lekko na jego słowa.***
Po 6 tygodniach zostałam wypisana ze szpitala. Po ranach nie było śladu. Może to dziwne, ale nigdy nie miałam lepszego pobytu w szpitalu. Ross, Cole cały czas byli przy mnie. Od rana do wieczora. Najlepsze było jak Rossy pilnował mnie żebym za długo nie gadała z młodym lekarzem albo chłopakiem z sali obok. Rodzina tak przy mnie nie siedziała jak oni, ale nie przeszkadzało mi to.-Gotowa moja księżniczka? Powóz już czeka.
-Gotowa. Możemy ruszać mój drogi książę.
***
W domu nikogo nie było. Rodzice byli w pracy. Nie było tez żadnego przyjęci powitalnego, bo kiedy moi znajomi przyszli odwiedzić mnie w szpitalu z góry powiedziałam, że nic podobnego nie chcę, ponieważ po powrocie chciałabym odpocząć.-No dobra kocie plan jest taki: idziesz na górę bierzesz kąpiel, o której mówiłaś już od pierwszego dnia w szpitalu, wychodzisz pakujesz rzeczy i się zmywamy.
-Zgoda, ale nie wiem czy dziś wyjdę z wanny.-Dałam mu całusa i poszłam na górę.
Kąpiel była już przygotowana. Dużo piany, gorąca woda, truskawki w czekoladzie. Czy mogłam sobie wymarzyć lepszego chłopaka ?
Weszłam do wanny i zaczęłam się relaksować. Było mi niesamowicie dobrze. Po skończonej kąpieli założyłam dresy i luźną koszulkę z Myszką Mickey.-Rossy gdzie jedziemy bo nie wiem co mam spakować?
-Już cię spakowałem. Twoi rodzice o wszystkim wiedzą. Namawiałem ich od pierwszego dnia twojego pobytu w szpitalu.
-Jesteś cudowny. -Zbliżyłam się do niego tak, że dotykaliśmy się czubkami nosów.
-Wiem. -Pocałował mnie. Czułam jak jego język splótł się z moim. Zupełnie jakby tańczyli taniec miłości, namiętności i sex'u, na przykład tango.
Kiedy wreszcie oderwaliśmy się od siebie, zaczęliśmy łapać powietrze. Gdy już nasze oddechy trochę się uspokoiły, delikatnie przygryzałam wargę Ross'a, a on mnie znowu pocałował.-Kocham cię, wiesz ?
-Wiem.-Odpowiedziałam.
-Liczyłem raczej na odpowiedź ,,ja ciebie też skarbie".-Jego piękne brązowe, szczenięce oczy zwróciły się ku podłodze.
-Wiesz, że cię kocham. Nie muszę ci tego mówić.
-Musisz. Lubię to słyszeć. No to co jedziemy?
-Jedziemy. -Pocałowałam go w policzek.
***
Prześpiewaliśmy z Ross'em pół drogi, bo drugie pół przespałam. Obudziłam się w ogromnej sypialni i w równie ogromnym drewnianym łóżku. Pościel, którą zostałam przykryta była jedwabna, lekka. Czułam się jakbym leżała na chmurce. Żadna siła nie była w stanie mnie ściągnąć na dół...No oprócz zapachu naleśników, który poczułam zaraz jak wstałam. Zeszłam na dół. Zobaczyłam blondyna w T-shirt'cie i samych bokserkach, robił naleśniki. Jak zwykle mój nos mnie nie zawiódł.-Gdzie ci wcięło spodnie ?
-A co? Nie podobam ci się? -Spojrzał na mnie przelotnie przez ramię.
-Nie no, nie mogę narzekać. Masz całkiem zgrabny tyłeczek.-Podeszłam do niego, dałam mu klapsa i przytuliłam go od tyłu. Blondyn odwrócił się do mnie tak, że przytulałam się do jego klaty. Czułam zapach jego skóry, perfum i naleśników. Ross pochylił się i dał mi całusa w nos. Ja jednak chciałam więcej, więc zaczęłam delikatnie muskać jego usta. Pocałunek stawał się coraz odważniejszy. Tleniony blondyn, który był oparty o blat, obrócił się i odsunął talerz z jedzeniem. Podniósł mnie do góry, a ja siadłam na miejscu roboczym. Moja ręka elegancko wplotła się we włosy chłopaka.
Po kilku minutach zjadania się nawzajem. Zaczęliśmy się kierować do sypialni. Najpierw Ross ściągnął swoją koszulkę, potem moją. Kiedy już pozbył się mojego stanika. Przypomniałam sobie ważną rzecz.
-Ross nie możemy. Mam okres.
-Żartujesz sobie ze mnie ? -Odsunął się ode mnie i wskazał swoje krocze.
-To już nie mój problem.-Zaczęłam się ubierać. -Idę coś zjeść.-Zaczęłam całować blondyna, ale po chwili odepchnęłam go i opad na łóżko. Wyszłam z pokoju i już nie mogłam się doczekać na myśl o jedzeniu, które przygotował.
-Wracaj tu! Tak nie można!-Słyszałam oburzony i stanowczy głos Rossy'ego.
-Można, można. -Odkrzyknęłam.
CZYTASZ
Is That Possible...? {PL}
FanfictionWiktoria jest zmęczona, wręcz znudzona swoim życiem, ma dość ciągłego uczenia się i tego,że nie żyje pełnią życia. Pewnego dnia zostaje porwana. Czy porwanie zmieni jej życie, a raczej moje bo to ja jestem Wiktoria... Sami się przekonajcie.