Rozdział 8

549 46 3
                                    


Kłębowisko chmur zakryło tarczę srebrnego księżyca, pozostawiając jedynie kilka gwiazd na granatowym nieboskłonie. Zimne powietrze wkradło się do mojego pokoju przez otwarte okno, w którym stała tajemnicza postać, odziana w czarny płaszcz z kapturem.

- Witaj moja córko - Męski głos wypełnił przestrzeń dookoła.

Po moich plecach przeszły ciarki. Strach ścisnął kołaczące serce, a oddech znacznie przyspieszył. Kątem oka dostrzegłam ruch obok. Zwróciłam głowę w kierunku Tamary, która wycofała się na bezpieczną odległość, opierając się plecami o ścianę obok drzwi.

Mężczyzna wcześniej klęczący na parapecie, teraz kierował się w moją stronę. Odruchowo sięgnęłam do pasa, gdzie zwykle wisiał mój nóż, lecz tym razem go tam nie było. Strach ponownie zawitał w moich oczach, pokazując nieznajomemu jak bardzo się boję. Cofnęłam się do tyłu, natrafiając na krawędź łóżka.

- Szlag... - Szepnęłam pod nosem.

Nie miałam wyjścia. Musiałam wdać się w konfrontację z przeciwnikiem, aby ratować swoje marne życie. I chodź śmierć była kusząca, bowiem nigdy więcej nie musiałabym ponownie stawać oko w oko z Alucardem, to zrezygnowałam z pomysłu poddania się. Nabrałam powietrza i z dumą uniosłam głowę do góry. Nie na darmo zostałam łowcą.

- Kim jesteś? - Po mimo strachu, mój głos wydawał się mocny.

Tajemniczy mężczyzna zatrzymał się nagle i swoimi złotymi oczyma rozglądnął się po pokoju. Zdawać by się mogło, że czegoś szukał, lecz po chwili ponownie skierował swój wzrok w moją stronę. Poczułam się osaczona. Nie mając żadnej drogi ucieczki, zaczynałam odczuwać coraz to większy strach.

- Nie poznajesz mnie? - Spytał zdezorientowany.

Naprawdę nie miałam pojęcia o co tu chodzi i w najbliższej przyszłości nie miałam zamiaru się tego dowiedzieć. Nagle usłyszałam skrzyp drzwi. Obróciłam się ws stronę gdzie znajdowały się wrota do mego pokoju. Tamara pobiegła po chłopaków, czyli mam szansę grać na czas.

- Nie mam pojęcia kim jesteś, ani co tutaj robisz, ale wiec, że...

Nie dokończyłam, ponieważ poczułam nagłe szarpnięcie, a potem silny podmuch wiatru, uderzający o moją twarz. W przeciągu kilku kolejnych minut nie miałam pojęcia co się działo wokół mnie. Czułam tylko zimno i dziwny dźwięk, jakby coś przecinało lub uderzało w masy powietrza. Kiedy w końcu przemogłam się otworzyć oczy, ujrzałam parę potężnych, czarnych skrzydeł. Następnie mój wystraszony wzrok padł na postać w kapturze. Jego złote oczy badały okolicę, co chwila zerkając w moją stronę.

- Nie. Bój. Się - Powiedział uśmiechając się i kładąc akcent na każdy wyraz.

Nie wiem czemu, ale nagle poczułam wszechogarniające mnie ciepło i dziwne uczucie palenia w płucach. Zamknęłam na powrót oczy i nabrałam w płuca letniego, świeżego powietrza. Kiedy na powrót uchyliłam powieki, zobaczyłam wokół siebie gęstą kępę drzewa. Niebo już rozgwieżdżone, teraz ukazywało srebrną tarczę księżyca.

- Ostrzegam - Cofnęłam się na bezpieczną odległość tak, aby mieć pełne pole manewru. Ewentualnie mogłam zacząć uciekać. W mojej głowie już obmyślałam kolejne plany ucieczki.

- Uspokój się Lilith. - Powiedział, a ja wyprostowałam się, zdziwiona tym, że mężczyzna wie jak się nazywam. - Eh... - Westchnął, drapiąc się po tyle głowy - Jesteś całkowitym przeciwieństwem Amandy.

Ten mężczyzna wydał mi się naprawdę dziwnym, więc w ułamku sekundy obróciłam się na pięcie i zaczęłam biec przed siebie, omijając wystające korzenie potężnych drzew. Adrenalina zaczęła krążyć w moich żyłach, co wywołało u mnie zwiększoną wydajność organizmu. Nie zważałam na ostre gałązki i wiele innych roślin z okazałymi kolcami. Stawiałam kolejne kroki w zastraszającym tempie, aby jak najszybciej znaleźć się daleko od człowieka, który mógł okazać się gwałcicielem, albo mordercą.

Hellsing || My badOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz