Richard trzymał mnie kurczowo za rękę, bym nie próbowała się wyrwać. Uciekliśmy Lykanom przy pomocy jego czarnych płomieni i szybkiej teleportacji Blake'a. Wampir nie odzywał się ani słowem tak samo jak ojciec. Patrzyli tylko na mnie w milczeniu, na moje czerwone, zapuchnięte oczy, zaschnięte łzy i spuszczony wzrok.
Pozwoliłam, by Alucard zginął. Pozwoliłam mu umrzeć. Obwiniałam się za swoją słabość, całą drogę moje myśli były zajęte tylko obrazami, które coraz częściej mnie nawiedzały. Nie mogła minąć spokojna sekunda bez tłoczącego się w głowie pisku Alucarda. Kiedy tylko te wspomnienie ożyło w moich myślach, dreszcze, płacz i wstrząsy ogarnęły mnie na nowo. Nie pomógł nawet ciepły płaszcz Blake'a.
- Co z ostatnim gniazdem? - Spytał nagle Richard.
Blake zamyślił się na chwilę. Wydawało się, że szuka jakiś odpowiednich słów, lecz jego odpowiedź była szybka.
- Odprowadzimy Lilith do rezydencji i wrócimy tam.... - Spojrzał na mnie przelotnie. - Zniszczymy gniazdo.
Stanęliśmy przed drzwiami wielkiego domu. Richard z Blake'em zatrzymali się u podnóży schodów i spojrzeli na mnie smutnym wzrokiem. Cóż, nie mogłam się im dziwić. Wyglądałam jak wrak człowieka: blada z pustym wzrokiem i chodem zombie, a czułam się jeszcze gorzej.
- Zajmę się nią. - Mojego ramienia dotknęła czyjaś dłoń. Nie obróciłam się, by zobaczyć kto za mną stoi, było mi to obojętne, tak samo jak to co się teraz stanie. - Chodź Lilith.
Drzwi zamknęły się za nami, a Integra poprowadziła mnie do pokoju, w którym wcześniej nie byłam. Skrzydła wrót pokazały mi wielkie łóżko z baldachimem, puszysty, ciemnobrązowy dywan, wielką komodę na wprost łoża i ogromne drzwi balkonowe na wprost mnie.
- Jesteś głodna? Chcesz coś pić? - Spytała kobieta, stojąc w progu.
Nie miałam nawet siły, by jej odpowiedzieć. Wpatrzona w ciemny krajobraz malujący się za oknem, podeszłam do niego i delikatnie dotknęłam tafli szyby. Była zimna i gładka. Przyłożyłam do niej ciepłe czoło i przez chwilę rozkoszowałam się jej zimnem.
Jasny księżyc wyłonił się zza kotar ciężkich stalowoszarych chmur i oświetlił delikatnie okolicę. Ogród za rezydencją przypomniał mi chwilę, kiedy razem z Alucardem siedzieliśmy na ławce.
Powstrzymałam łzy i zagryzłam wargę.
- Wiem, że jesteś smutna, ale mój sługa tak łatwo nie opuści tego świata. - Głos Integry wyrwał mnie z przemyśleń. Leniwie obróciłam się w jej stronę.
- Co? - Wykrztusiłam z siebie, przełykając gulę, która naraz urosła w moim gardle. - Jak to?!
- Tak to. - Kobieta zamknęła za sobą drzwi, gestem każąc mi usiąść na łóżku obok siebie.
Zachwiałam się w miejscu, lecz postąpiłam kilka kroków do przodu i usiadłam. Wzięłam do rąk ciepłą herbatę i przegryzłam kilka kanapek, nim blondynka zaczęła mi wszystko tłumaczyć.
- Alucard jest nieśmiertelny, ma w sobie tysiąc żyć i nie łatwo go zabić. Musisz poczekać, aż zregeneruje swoje siły i powróci. Tak było niegdyś, kiedy walczył ze swoim nemezis Alexandrem Andersonem. Ksiądz nieźle się trzymał jak na swój wiek, lecz w rezultacie przegrał z Alucardem. Wampir przywołał do siebie prawie wszystkie wygasłe życia, a klecha i tak walczył do upadłego. Co to były za czasy. - Kobieta westchnęła i odchyliła się do tyłu, opierając się o drewnianą belkę.
- Powiedz mi... - Zagadnęłam po głębszym przemyśleniu kilku spraw, które otrzeźwił mój umysł. - Czy my już kiedyś się spotkałyśmy?
Integra zaśmiała się.
- Kidy byłaś mała twoi rodzicie uczestniczyli w spotkaniu rady Hellsing, na którą zabrali także ciebie. Byłaś mała i pozostawienie cię samej w domu byłoby czymś nierozważnym. O jakim tym byłaś niegrzecznym dzieckiem. Wszędzie cię było pełno. - Ponownie się zaśmiała. - Ale wracając do tematu, tak spotkałyśmy się owego feralnego dnia, kiedy odbył się pogrzeb twojej matki. Kiedy nie mogłaś dłużej patrzeć na otwartą trumnę, uciekłaś i zagubiłaś się w ogrodzie pełnym róż, w którym stałam ja. Obserwowałam pogrzeb z daleka, bo nie lubiłam się mieszać w większe zgromadzenie. Jako, iż byłaś dzieckiem to lubiłaś dotykać wszystkiego co wydawało ci się interesujące. Dotknęłaś kolca róży, a ja zrobiłam to samo, tyle że wcześniej. Reszty możesz się domyślić.
No czyli moje pytanie priorytetowe dostało odpowiedź, jednak dalej nie wydawałam się przekonana co do rzekomej śmierci Alucarda. Jeśli to co mówiła Integra było prawdą, to nie muszę martwić się, że bliska mi osoba odeszła. Ale pozostawało tylko jedno pytanie.
Kiedy?
****
Richard razem z Blake'em wbiegli po schodach do rezydencji prawie wyważając drzwi wejściowe. Tamara, która obecnie siedziała w kuchni z Walterem, wyjrzała na korytarz dostrzegając tylko zarys dwóch falujących płaszczów. Nim skrzydła się zamknęły dziewczyna dojrzała coś jeszcze.
****
- Mamy kłopoty i to poważne. - Blake wparował do pokoju Integry tak gwałtownie, że wcześniej otwarte przeze mnie okna trzasnęły o ścianę. Wzdrygnęłam się, kiedy zimny wiatr dotknął mojej skóry.
- Zniszczyliśmy ostatnie gniazdo, ale Dunall razem z wielkim Lykanem właśnie kierują się na rezydencję. Ten stwór jest większy od pozostałych.
Wielki Lykan?
- Ruben! - Zerwałam się z łóżka i pobiegłam korytarzem do drzwi. Schody pokonałam w niecałą sekundę, a kiedy znalazłam się na zewnątrz przytłoczyła mnie mroczna aura.
Z daleka dostrzegłam zarys małej postaci - Dunall oraz coś o wiele, wiele większego. Ryk potwora rozciął powietrze i wkradł się do moich uszu.
- Lilith. - Richard złapał mnie za ramię, ciągnąc do środka. - Wracaj. W tym stanie nie damy mu rady.
- Ja mogę mu pomóc. - Szarpnęłam ręką, wyrywając się. Zbiegłam ze schodów i stanęłam w niewielkiej odległości od Dunalla.
Mężczyzna trzymał ręce z tyłu, a na jego twarz wypłynął wyniosły uśmiech. Gestem ręki nakazał Lykanowi, aby się zatrzymał.
- I znów się spotykamy.