- Jasna cholera, kurwa mać. Zabije. Obiecuje zabije sierściucha. Wypcham go trocinami i postawię obok kominka. Albo nawet w kominku.
Ruben zastrzygł uszami, po czym zmienił się w wilka. W tej postaci pozostanie niezauważony i będzie mógł przedostać się na terytorium wroga, bez szansy na wykrycie.
- Ale potem i tak go zabije.
Jae-Ha poszedł i Ruben miał nie mały problem. Nie ustalili żadnego planu. Oczywiście wiadomym było, że któryś z nich musi przekonać Lilith do tego, aby z nimi poszła, ale problemem był fakt, że to Jae-Ha poszedł, nie on. Lilith nie zna czarnowłosego, protagonisty, który tylko czeka, aż niewiasta zaśnie i dobierze się do niej. Miał tylko nadzieję, że Japończyk nie zrobi czegoś tak głupiego i, że będzie się zachowywać stosownie jak na swój wiek, i nie zaciągnie Lilith do łóżka przy pierwszej lepszej okazji.
Ruben zwinnie przeskoczył rozrosły żywopłot. Bycie zmiennokształtnym miało swoje plusy: szybkie przemieszczanie się z punktu A do punktu B, możliwość natychmiastowej ewakuacji i oczywiście genialny słuch oraz węch.
- Wampir powinien zauważyć moją obecność po kilku minutach. Jae-Ha potrafi ukryć swoją aurę, ale to wymaga wyćwiczomych umiejętności, czego mi brakuje. - Ruben parsknął śmiechem. Ten facet wszystko przemyślał. Był za cwany i chytry, by równać się ze zwykłym zmiennokształtnym, jakim był młodszy chłopak. On nigdy nie doświadczył okrutnych badać i ekspertów, jakie zaoferowali Jae-Ha. Mógł tylko się domyślać jak bardzo jego kolega musiał cierpieć. Jae-Ha należał kiedyś do klanu, który rygorystycznie przestrzegał swoich zasad. Czarnowłosy był zmuszony, aby do nich dołączyć. W przeciwnym razie jego rodzina byłaby zagrożona. Chociaż z tego co usłyszał Ruben, podsłuchując starszych, Jae-Ha został zmuszony do zamordowania swoich krewnych. Tego wymagali podczas rytuału przejścia. W ten sposób stał się mężczyzna i pełnoprawnym członkiem klanu.
****
Deszcz nie przestawał padać. Ciężkie krople wody dudniły o parapet, zakłócając upiorną ciszę panującą w ciemnym pokoju. Szare chmury zakryły większą część nieba. Czy naprawdę wolałam obserwować jak zmienia się krajobraz? Czy wolałam patrzeć jak ptaki przeskakują z gałęzi na gałąź? Dlaczego tak trudno było mi się skupić na nękającym mnie pytaniu?
- Szlag by to. - Cisnęłam trzymaną w ręku poduszką o ścianę. Ta odbiła się od niej i upadła na podłogę i pozostała tam przez kolejne dziesięć minut, nim zawzięłam się i po nią poszłam.
Blask małej lampki stojącej ba biurku padał kołem na ziemię obok mnie. Zdziwiłam się, widząc jak jakiś cień przemyka w tamtym miejscu. Powoli skierowałam wzrok na drzwi balkonowe. Czyżby moja wyobraźnia płatała mi figle? A może to zmęczenie? Podeszłam bliżej i wykazałam na zewnątrz. W tym momencie niebo przecieła jasna poświata. Piorun uderzył gdzieś daleko, jednak huk jaki temu towarzyszył, przeraził mnie na tyle, że cofnęłam się do tyłu uderzając plecami o coś twardego.
Serce podskoczyło mi do gardła. Otwarłam szeroko oczy. To na pewno był Alucard. Tylko on mógł mnie tak nastraszyć. Ale gdyby to był wampir, to wyczułabym jego ciemną aurę. Więc jeśli to nie był Alucard, to kto? Tajemniczy gość wszedł do tego pokoju bezszelestnie, wiec Walter odpada. Jedyną opcją był Richard.
Obróciłam się z uśmiechem na twarzy i zaraz zamarłam.
- Witaj. To ty musisz być Lilith tak?
Dłoń mężczyzny spoczęła na moim ramieniu. Jego uścisk był delikatny i ciepły. Po mimo tego, że miałam na sobie bluzkę z krótkim rękawem, mogłam poczuć bijąc od niego żar.