Szamotałam się niczym zwierzę złapane w pułapkę, przestraszone, chcące stąd uciec, chcące wyrwać się z tego miejsca, gdzie zostało uwięzione. Gdzie patrzą na niego z wrogością w oczach i rządzą mordu wymalowanym na twarzy. Jednak skoro ani las, ani noc nie przyniesie mi pomocy, to czego mam się spodziewać?
Dunall stał do mnie plecami ze skrzyżowanymi w tyle rękoma. Z wysoko uniesioną głową, wypiętą piersią i wyrafinowanym uśmiechem, mówił coś, czego nawet nie zdążyłam zarejestrować, bo moje ramię znów przeszył ból, kiedy łapa Lykana zacisnęła się na nim boleśnie. Zdławiłam w sobie jęk... krzyk bólu, zaciskając zęby tak mocno, iż myślałam, że zaraz pękną.
- Kiedy już Alucard tu przybędzie, zdziwi się, gdy zobaczy cię skąpaną we własnej krwi. - Dunall zwrócił się do mnie, jego oczy błysnęły niebezpiecznie, na twarzy pojawił się grymas. - Jak zginiesz, już nic nie postawi go na nogi. Raz na zawszę wyplenię krew Hellsingów z tego świata.
Spojrzałam na niego spode łba. Krew Hellsingów? O co mu do diabła chodzi?
- Rozwiń... myśl. - Odetchnęłam głęboko. Moje umiejętności regeneracji, choć kiepskie w końcu zaczęły prawidłowo wykonywać swoją robotę. Poczułam namiastkę ulgi.
- To ja zabiłem Integrę. - Wyrzucił z siebie z zachwytem, jakby właśnie osiągnął swój cel w życiu. - To przeze mnie Alucard jest słabszy. Ja przyczyniłem się do jego upadku i wkrótce nawet do śmierci. Światem zawładną Krwiści i żadne wampiry nam w tym nie przeszkodzą.
Zaśmiałam się krótko, co nie uszło uwadze Danulla. Mężczyzna podszedł do mnie, ruchem ręki nakazując bestii, aby odeszła. Złapawszy mnie za ubranie, bez problemu podniósł do góry.
- Myślisz, że Alucard jest słaby? - Spytałam.
- Ja to wiem. - Syknął jadowicie. - Widziałem was nie raz razem. Jego największą słabością jest....
Coś mignęło obok mojego ucha. Błysk rozświetlił na moment małą przestrzeń pomiędzy mną, a Dunallem, rozdzierający świst przeszył mi bębenki. Starzec puścił mnie, krzycząc i wymachując maniakalnie rękoma. Widziałam jak z jego dłoni tryska fontanna krwi, a on sam zaczyna patrzeć na mnie obłąkańczym wzrokiem.
Tym razem huk rozległ się znacznie dalej niż poprzednio. Kątem oka zdążyłam zauważyć błysk wystrzału.
- Alucard? - Spojrzałam na ciemne zarośla, jednak postać, która się z nich wynurzyła wcale nie była wampirem.
Wzrok Dunalla spoczął tam gdzie mój, jego chichot przerwał nagłą ciszę. Nie minęło nawet kilka sekund, a jego mina zrzedła, na twarzy wymalował się grymas niezadowolenia, potem obrzydzenia i strachu.
- Jak? - Szepnął.
W ciemności błysnęły okulary i srebrna powłoka pistoletu. później powietrze przeciął świst miecza.
- Blake? - Zapatrzyłam się w ciemność, gdzie po chwili zobaczyłam kobiecą postać, która stawiała w naszą stronę szybkie i zdecydowane kroki.
- Jesteś żałosny. - Miękki i zarazem przeszywający głos zbliżył się do nas. Nim przede mną rozegrała się scena rodem wyjęta z filmu akcji gdzie krew i flaki stanowią dziewięćdziesiąt procent filmu, zobaczyłam blond włosy, ostrze długiego miecza i niebieskie oczy. Kobieta w płaszczu rzuciła się na Dunalla z okrzykiem planowanego zwycięstwa i z radosnym uśmiechem na twarzy. Płynnym ruchem wykręciła nad głową młynka odsyłając nadlatującego z góry Lykana, który z głuchym jękiem padł na ziemię. Z ciekawością i strachem obserwowałam to co działo się na polanie.
Kobieta zdawała się kompletnie ignorować prawa fizyki i wszystko temu podobne. Jej ruchy były szybkie niczym światło, pchnięcia mieczem mocne i celne, tak, że Dunall zaraz leżał na ziemi i zwijał się z bólu, jęcząc pod drzewem. Na jego twarzy malowało się przerażenie pomieszane z wściekłością.